~~ Rozdział 32 ~~

75 7 2
                                    

- Mówiłaś coś o kimś, kto wie coś na temat tego stworzenia, Graper? - syknął.

- Owszem, ale musiałby pan tam ze mną pojechać - uśmiechnęłam się.

- Chyba sobie... Jak najbardziej, panno Graper - zgrzytnął zębami.

Ubraliśmy się i szybkim krokiem wyszliśmy z domu, kierując się do samochodu. Wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Ithana.

- Halo?

- Cześć Ithan, mógłbyś szybko przybiec pod dom Finstock'a? Mam ważną sprawę.

- Też mam ci coś do powiedzenia, za kilka minut będę - wyłączył się.

- Czyli mam rozumieć, że ten wyrostek zaprowadzi nas do tej osoby, tak? - syknął Finstock.

- Tak - uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu.

Po kilku minutach usłyszałam pukanie w szybę tuż koło siebie. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu.

- Słuchaj, wczoraj mój tata był wzywany kilkakrotnie do wypadków, a raczej morderstw. Wziąłem ukradkiem z jego gabinetu akta ofiar i wyszukałem w sieci informacji na ich temat. Wszystkich z nich łączył pewien detal - spojrzał na mnie z niepokojem - W ich ciele znaleziono kulę z dodatkiem wilczego ziela, które jak ci wiadomo zabija wilkołaki od środka i nie ma na to ratunku.

- Czyli ten morderca poluje tylko i wyłącznie na osoby wilkołaki? - spytałam.

- Było też kilka osób, które były postrzelone zwykłą kulą, lub po prostu zostały uduszone jakimś drutem. Nic więcej nie mogłem przeczytać, bo mój tata wchodził już do domu - powiedział.

- Wspominałeś mi kiedyś, że twój Alfa wie coś o takich potworach.

- Myślę, że co nieco nam zdradzi, gdyż kiedyś miał już przyjemność spotkania się z tym stworem.

- Zaprowadzisz nas do niego?

- Nie wolno mi przyprowadzać innego stada do naszej kryjówki - powiedział smutnie.

- A jak jakiś wilkołak z waszego stada padnie, a potem kolejni? Wtedy już nie będzie czasu na jakieś głupie zakazy, przecież się chyba nie pozabijamy - prychnęłam.

- Po twoim Alfie można się dużo spodziewać i sądzę, że byłby skłonny do zabicia - sarknął.

- Ty wiesz, że on cię słyszy, nie?

- Wiem to bardzo doskonale - warknął.

- No proszę! Chcesz narazić więcej osób? Może zdążymy jeszcze kogoś uratować - posmutniałam.

- Co tak nagle wzięło cie na ratowanie ludzi? Nigdy cię to nie obchodziło.

- Ale teraz zaczęło mnie to obchodzić i gdy tylko mam szansę coś na to poradzić, działam, więc proszę zaprowadź nas tam! - zrobiłam proszące oczy.

- No dobra, wsiadaj - powiedział zrezygnowany, po czym zajął miejsce z tyłu.

- Profesorze, Ithan będzie prowadził - powiedziałam zajmując miejsce z przodu.

- Wiem o tym - warknął i popatrzył w lusterko.

- Niech pan jedzie do lasu, tą ścieżką dla turystów, potem będziemy musieli iść pieszo - powiedział Ithan.

- Nie będziesz mi rozkazy...! Ruszamy - warknął.

Zauważyłam, że bardzo starał się panować nad sobą i nie okazywać szczególnych emocji.

- Mógłby pan włączyć radio i poszukać wiadomości? 

- Oczywiście - lekko się uśmiechnął, po czym zaczął szukać stacji z wiadomościami.

W radiu mówili o tych zabójstwach o, których opowiadał mi Ithan. Nikt z nas nie odważył się odezwać. Gdy profesor zatrzymał się przed lasem, wysiedliśmy z samochodu.

- Chodź Eris - powiedział chwytając mnie za rękę.

Zauważyłam mordercze spojrzenie profesora i nawet spodobała mi się ta zazdrość w jego obsydianowych oczach. Kilka minut szliśmy po śniegu w zupełnym milczeniu, gdy przed nami ukazał się ten sam drewniany, spalony dom w, którym ugryzł mnie profesor.

- Wierz, że tu nikt nie mieszka od dobrych kilku lat, Linker? - mruknął zażenowanym głosem Finstock.

- Wiem, ale to nie tu, panie profesorze - warknął.

 Byłam tam zafascynowana podziwianiem tego domu, że nawet nie zauważyłam przewróconego drzewa, które leżało na ziemi i się o nie potknęłam. Wylądowałam twarzą w śniegu. Finstock zaczął się śmiać, a Ithan szybko do mnie podbiegł i pomógł mi wstać.

- I właśnie przegrał pan zakład! - krzyknęłam rozwścieczona, otrzepując się ze śniegu.

- I było to warte patrzenia jak wielka dama wpada na drzewo i ląduje nosem w śniegu - otarł sobie łzę.

Posłałam mu wściekłe spojrzenie.

- Dzięki za pomoc, Ithan - uśmiechnęłam się do niego.

- Nie ma za co - zaśmiał się.

Chyba dobre 30 minut wędrowaliśmy po lesie wśród śniegu, zimna i wiatru.

- Jesteśmy na miejscu - Ithan wskazał ręką na stary, murowany budynek, który wyglądał jak opuszczone więzienie, iż w małych oknach miał kraty. Tylko na ostatnim piętrze były wielkie okna z szybami.

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz