~~ Rozdział 6 ~~

104 10 2
                                    

- Skoro miałam tę nieprzyjemność już Ciebie poznać to możesz mi powiedzieć gdzie ja się znajduje? - zapytałam podpierając się o boki.

- Urodziłaś się tu i nie wiesz jak się to miasto nazywa? - posłał mi zdziwione spojrzenie.

- Powiedzmy, że ja nie jestem tym kimś kim za kogo mnie bierzesz - wyjaśniłam.

- Co? Ty chyba się gorzej czujesz - zadrwił.

- Słuchaj, albo mi pomożesz albo nic tu po Tobie - odpowiedziałam starając się nie okazywać emocji.

- Po pierwsze gdzie są twoje okulary ? I jak mi udowodnisz, że sobie nie robisz ze mnie żartów? - zapytał.

- Ja nie noszę okularów - po pierwsze, a po drugie masz może ze sobą nóż ? - zapytałam z nadzieją. W moim wymiarze wszyscy przy sobie nosili broń, było to dosyć zwyczajne pytanie. Według mnie.

- Pewnie, trzymaj, ale nie zrób sobie krzywdy - zakpił.

- Jakiś ty miły - odrzekłam.

Chłopak uśmiechnął się.

Wzięłam ostrze i oddaliłam się od niego o kilkanaście kroków. W ułamku sekundy wycelowałam w serce. Rzuciłam. Ostrze ze świstem pomknęło w jego kierunku.

Chłopak obrócił się do tyłu, prze co nóż wbił się w jego torbę na plecach, ale jak ? Przecież rzuciłam wystarczająco mocno.

- Chyba Cię... Posrało!   Chciałaś mnie zabić? I od kiedy nauczyłaś się tak rzucać jeszcze w dodatku bez okularów, kujonie?! I po trzecie - chciałaś mnie zabić?! - krzyknął wystraszony chłopak.

- Nie jestem kujonem czy czymś tam. Jestem łowcą - posłałam mu ironiczny uśmiech - Czy to też mam Ci udowodnić?

- Nie trzeba. Powiedzmy, że Ci wierze, że to nie Ty - zmierzył mnie wzrokiem - No i co?

- Powiedz mi jak to miasto się nazywa, jak mam na imię i na nazwisko, jak wyglądam, jak się ubieram, jaki mam charakter, jakie mam zachowanie i wszystko inne - powiedziałam na jednym wydechu. Próbowałam w głowie ustalić wstępny plan działania.

- Co ja jestem? Twój adorator? - zrobił rozbawioną minę.

- Aha! I czy mam chłopaka, albo coś w tym stylu? - prześledziłam go od góry do dołu.

- Nie, nie masz chłopaka, bo się nikt z Tobą nie chce zadawać. Jesteś największym kujonem w całej szkole. Wywyższasz się, zawsze chodzisz dumna jak paw. Codzienne kolory twoich ubrań to różowy, czasem granatowy i pomarańczowy. Podlizujesz się nauczycielom, przez co nie znosi Cię cała klasa. Masz na imię Eris Graper, mieszkasz w Beacon Hills w domu jednorodzinnym wraz z mamą. Tylko z mamą  - podkreślił - Zawsze masz włosy spięte w kucyk, czarne okulary na nosie i mnóstwo piegów. Na basenie kiedy rozpuszczasz włosy wszyscy faceci się na Ciebie gapią - CZEKAJ CO? Skąd on znał takie szczegóły?! - Codziennie zostajesz po lekcjach, na dodatkowe i uczysz się do późnego wieczora, zawsze na swoim łóżku, albo na parapecie koło okna. - zadeklamował.

- Skąd wiesz gdzie i kiedy się uczę? Szpiegujesz mnie?! - oburzyłam się, chociaż wiem, że nie szpiegował mojej osoby.

- Nieee.... - odwrócił wzrok - Po prostu często przechodzę koło twojego domu, mieszkam na tej ulicy.

- A niech zgadnę: Ty jesteś chłopakiem, który zawsze chodzi na czarno, jest przygnębiony i smutny, nie ma przyjaciół i nie potrafi zagadać do dziewczyny - zagięłam go.

- Nie. - podkreślił tę kropkę nienawiści.

- Dobra, dzięki za informacje  - poszłam w kierunku dużego, szarego, nowoczesnego prywatnego domu. Mojego domu.

- Przecież teraz mamy lekcje! - zakrzyczał do mnie.

- Zaraz co? - szepnęłam do siebie.

Zanim nacisnęłam klamkę do domu, otworzyła je moja "mama".

- Córciu jak wyszłaś z domu, nie widziałam Cię, żebyś wychodziła przez drzwi? I dlaczego nie jesteś na lekcji? Co to był za chłopak? To twój chłopak? O Święty Boże! Wreszcie z kimś się zakolegujesz! A może to jest coś więcej? Coś poważniejszego? Opowiadaj wszystko! Stop! Opowiesz mi jak wrócisz ze szkoły - mama dała mi całusa w policzek.

- To nie mój chłopak, idę na górę wziąć torbę do szkoły - powiedziałam.

- Chyba plecak? - zapytała.

- Tak, tak - pobiegłam po schodach na górę i robiłam losowanie, który pokój jest mój, iż na górze były cztery drzwi.

Nacisnęłam klamkę do pierwszego. Pudło - łazienka. Do kolejnego - także pudło - jakaś inna sypialnia. Wreszcie trafiłam do mojego "nowego" pokoju. Jakimś cudem znalazłam grzebyk na komodzie i przeczesałam nim moje proste czarne włosy. Pobiegłam do łazienki. Znalazłam tam wysuszony tusz, który nie nadawał się do użytku. Żadnych kosmetyków?! Apokalipsa!

- Chyba trzeba gdzieś te rzeczy zdobyć - pomyślałam - A jak miał na imię ten chłopak? Może on wie gdzie je znajdę.. Hmm... - zaciekawiłam się.


_____________________________________________________________________________

Wena mnie nie opuszcza :D

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz