~~ Rozdział 50 ~~

66 8 9
                                    

Ciemność. Nic nie widzę. Zapach. Znajomy zapach. Nikły, lecz bardzo charakterystyczny. Stęchlizna? Zatęchłe miejsce. Ciekawe gdzie ja jestem? Coś czuję. Zimna, lepka posadzka. Dotykam opuszkami ściany. Chropowata powierzchnia. Zaczynam biec przed siebie. Na oślep. Słyszę coś! Kroki? Tak to kroki! Obraz zaczyna się wyostrzać. Wokół mnie drzewa. Oglądam się. Ani żywej duszy. Nagle gromadka ludzi przebiega koło mnie z krzykiem, a wraz z nimi drzewa obracają się w płomienie. To nie byli wieśniacy, czy normalni cywile. Troszkę obdarte ubrania, hełmy z rogami, miecze, topory.  Czy to...? Nie, to niemożliwe! To wikingowie! Byłam zdezorientowana. Nagle przebiegła również jakaś starsza kobieta z dzieckiem na rękach i potknąwszy się o wystający korzeń upuściła je tuż pod moje nogi. Mały kłębuszek owinięty w jakieś stare prześcieradła zaczął płakać. Szybko się schyliłam i gdy chciałam je podnieść zauważyłam, że moje ręce nie mogą dotknąć tej malutkiej istotki. Kobieta ledwo się pozbierawszy, wzięła je od nowa na ręce i kulejąc pobiegła w las próbując uchronić się od nieurchonnego - płomieni. Przebiegła przeze mnie! Zaczęłam dotykać płomieni. Nic mi nie robiły,  moja skóra pozostawała nietknięta. Nawet mnie nie zauważyła. Co się tu dzieje?! Po kilku sekundach z płomieni wyłonił się potężny mężczyzna w zbroi. Czarnowłosy, z ogromnym toptorem ręce.

- Co się tu dzieje?! - krzyknęłam ile sil miałam w płucach. 

- Nie krzycz! Bo cię wytropią! - mężczyzna przyłożył mi rękę do ust i wepchnął w jakiś krzak, który jakimś dziwnym sposobem był nadal nietknięty przez ogień.

- Wreszcie ktoś mnie zauważył! Gdzie ja jestem?! Co się ze mną dzieje?! - szeptałam nerwowo - Kim ty jesteś?!

- Eris? - mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy.

- Nie. Gandalf... - odparłam zażenowana-  Czekaj, czekaj... Czy ty...nie to niemożliwe! Kenay?!

Mężczyzna z uśmiechem przytaknął głową. 

- Ile to dni... miesięcy... lat? Minęło?! - zdziwiłam się gdyż na Ziemi jestem od ponad 2 tygodni.

- Odkąd cię nie ma minął już miesiąc i zaczęła się prawdziwa rzeź - odparł z niepokojem.

- Czekaj to jest sen?! Zawsze chciałam latać! - chciałam się wspiąć na drzewo, ale Kenay ściągnął mnie z powrotem - Ej!

- To nie czas na zabawy. Mam niecałe 3 minuty, żeby ci coś wyjaśnić. Otóż znalazłem pewien magiczny płyn, który pozwala wejść do snu każdego człowieka na świecie, ale tylko na kilka minut.

- Czyli to co się tutaj dzieje jest prawdziwe w twoim świecie? - zrozumiałam. 

- Tak, ale przejdźmy do sedna twój kochaś rozpierdala cały świat w poszukiwaniu ciebie.

- To nie mój kochaś! - krzyknęłam wściekła.

- I właśnie w tym problem. Wszystkie wymiary o tym mówią. Mało kto nie wie tego, że uciekłaś i teraz Eredin napada na wszystkie wyspy, kraje, wymiary, żeby cię odnaleźć. Krążą pogłoski, że szuka zemsty za zdradę.

- I co ja mam z tym wspólnego? - wzruszyłam ramionami.

- A to, że jestem wodzem mojego plemienia, mojej wyspy i bezpieczeństwo moich poddanych jest wartością nadrzędną! - wymachiwał rękami - Popatrz co on tylko robi z naszym światem?! Wysyła swoich żołnierzy, a co gorsza tworzy nowe oddziały! Wszędzie spustoszenie i ogień!

- Powtórzę, bo może nie usłyszałeś... CO JA MAM Z TYM WSZYSTKIM WSPÓLNEGO?!

- To, że jesteś dla nas ostatnią nadzieją w innym wypadku i tak przyjdzie czas na twoja planetę i wtedy narazisz na niego całą ludzkość i tych wszystkich, których kochasz!

W tej chwili w głowie wyobraziłam sobie apokalipsę Ziemi, a potem zaraz Finstocka, którego przebija Eredin.

- Przecież on nie może dostać się na Ziemie!

- Owszem może, magia z czasem idzie do przodu i teraz nie tylko może atakować różne wymiary, ale co gorsza chodzić po ziemi bez żadnych konsekwencji!

- Nie! - jęknęłam - Jeżeli to jest prawdą, to co teraz zrobimy?! Przecież ty masz smoki!

- Kilkuset smoków z jeźdzcami nie powstrzyma dzikiego gonu. Oni w przeciwieństwie do nas władają czarną magią - posmutniał.

- Co mam robić?! - krzyknęłam nerwowo gdyż obraz Kenaya rozmazywał mi się przed oczami.

- Musisz wrócić! To jedyna szansa! Weź ze sobą jakiś ludzi! Przyda się każdy! Liczymy na ciebie!

Zapadła ciemność. Zapadła, ale tylko na chwilkę, iż zaraz potem obudziłam się z krzykiem, tak, że, aż Finstock spadł z łóżka.

- Graper, nie zamawiałem rano budzika-  sarknął, wczołgując się pod kołdrę.

- Muszę tam się dostać! - wyskoczyłam spod kołdry jak poparzona, całkowicie zapominając o tej nocy.

- Gdzie znowu? - ziewnął i też powoli wstawał z łóżka.

- Rusz dupę z łóżka! W tej chwili nie ma czasu na spanie - paradowałam przed nim w samej bieliźnie, szukając ubrań po szafkach.

- Zważaj na słowa, Graper! Co jak co, ale nadal jestem twoim nauczycielem! - ryknął na cały dom.

- Nie wiem co mam robić! - niespodziewanie usiadłam mu na kolanach i chciało mi się płakać z bezradności. Czas naglił, a ja nie mogłam pomóc.

- O co ci chodzi? - udawał troskliwy głos, ale nie najlepiej mu to wychodziło. Fakt, że siedziałam na nim prawie naga i w dodatku on był w samych bokserkach, ale to nie zwalnia z myślenia!

- Muszę ci coś powiedzieć....

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz