~~ Rozdział 54 ~~

45 4 5
                                    

Wylądowałam prawie rozbijając się o skałę. Długo nie latałam. Po chwili zmieniłam swoją formę w człowieka.

- Przepraszam was za to prawie samobójcze lądowanie - otrzepałam ubranie z kurzu.

- Mogłaś nas zabi...!

- To było niesamowite! - Finstock'owi przerwał Ithan.

- Fajnie, że ci się podobało, a teraz przepraszam na moment - szybko się obróciłam i wystrzeliłam z palca zatrutą igiełką w kierunku uciekającego Rowana. Ten jeszcze zrobił dwa kroki, po czym padł na ziemie plackiem.

- Wezmę go - odparł Finstock, który już zmierzał w jego kierunku.

- Nie mamy żadnych broni - skrzywiłam się.

- Mamy - Finstock podszedł do nas i rzucił przed nami całego mokrego Rowana.

- Nie było nawet czasu na...

W tej chwili profesor rzucił na plecy pracownika Eichen pięć małych pistoletów, ale nie takich zwykłych.

- Co to jest? - Ithan wziął jednego do ręki i chciał już wystrzelić jeden z pocisków, gdyby nie szybka interwencja Finstock'a. 

- Nie trać kul, kretynie - wyrwał mu z ręki broń - Nie wiadomo co to za  pociski, zabrałem je z półki "nie ruszać".

- Hmm... - wzięłam do ręki jeden z nich i przyglądnęłam się mu dobrze.

- Możemy już stąd iść? - zapytał Ithan oglądając się za siebie i na boki - Może się mylę, ale coś tu jest. Czujecie to?

Spojrzeliśmy w głąb lasu. Do mojego ucha dotarł dźwięk łamany gałązek. Jedna, dwie, coraz więcej.

- Coś biegnie na nas! Zmywajmy się stąd! - krzyknął Ithan.

- Nie ma gdzie jesteśmy na plaży! - szepnęłam nerwowo.

- Zmień się w smoka czy coś! - szepnął wściekle Finstock.

- Nie mogę się tak często zmieniać - oddalaliśmy się coraz bliżej brzegu, ciągnąc za nogi Rowana.

Drzewa zaczęły się uginać i z niektórych okolic wyleciały czarne ptaki.

- Stańcie za mną! - zamknęłam oczy i próbowałam się skoncentrować.

- Jeżeli już walczymy to wszyscy razem - Finstock stanął koło mnie i ryknął w stronę gąszczu pokazując szereg swoich kłów. 

Wszystko nagle ucichło. Ze skupieniem przyglądaliśmy się drzewom i nagle ni stąd ni zowąd z koron drzew wyszła potężna bestia, a na jej grzbiecie siedział jakiś jeździec.  Widząc nas ruszył na swej bestii w naszym kierunku.

- Co to do cholerny jasnej...?! - krzyknął Rowan, po czym znów zemdlał. 

Ithan wyszczerzył zęby i zaczął biec w stronę zmutowanego zwierzęcia. Potem kolejno ja i Finstock. Ithan odleciał na kilkanaście metrów od silnego uderzenia głową potwora. Zaczęłam strzelać laserem z palców, a Finstock transmutował się w mutanta.  Teraz był już prawie takiej samej wielkości jak nasz wróg. To nie wszystko. Jeździec zaczął strzelać do nas jakimiś strzałami z czerwonymi piórkami na końcówce. Zgrabnie omijałam wszystkie pociski, co nie można powiedzieć o Finstock'u, który już miał w brzuchu i na plecach po kilka strzał. Przewrócił zwierze na piasek i usiłował dobrać się do jego brzucha, ale stworzenie mało jakiś dziwny pancerz.

- Celuj w oko! - krzyknęłam i rzuciłam się na jeźdźca. Jednym ruchem ręki przebiłam go na wylot i wyciagnęłam kilka wnętrzności. Alfa walił pięściami w bok stwora, ale i ten nie dawał za wygraną. Swoim rogiem na czole usiłował trafić przeciwnika. Z profesora w niektórych miejscach lała się już krew. Wskoczyłam na stwora i próbowałam udusić go lejcami, ale on jednym ruchem zrzucił mnie na piasek. Wstałam i spostrzegłam, że zwierze się nie rusza. Jakby zastygło na stojąco. Podbiegłam do profesora, który pazury miał włożone w oko bestii, a sam był nadziany na jej róg. Przybrał formę ludzką. Teraz spostrzegłam jaki był ranny. Cała koszula i spodnie we krwi. Obdarte w niektórych miejscach skrawki materiału były nasączone krwią,  która skapywała na piasek.

- Trzymaj się! - zaczęłam przecinać laserem potężny róg zwierzęcia.

- Eris... - wychrypiał, na co z ust zaczęła mu lecieć krew. Zaczął się nią dławić.

- Nie mów nic! Wszystko będzie dobrze, jeszcze chwila - laser prawie przeciął twardą kość. 

- Ja już odchodzę... - zakaszlał - Przepraszam, starałem się.

- Nie, nie! Nie idź. Sekunda! - z moich oczu zaczęły lecieć łzy.

- Wierzę, że dasz radę pokonać Eredina - z jego jednej dziurki od nosa wyleciała smuga bordowej krwi - Kocham cię.

- Zregenerujesz się! - wreszcie kość odpadła i wyciagnęłam ją z jego brzucha. Miał tam dziurę. Najzwyklejszą dziurę. Nawet nie było widać narządów. Popatrzył się na mnie i tak już został nim przestał oddychać.

- Ja wiem, że ty żyjesz! - wzięłam jego głowę na swoje kolana - Odezwij się!

- Eris? - poturbowany Ithan podszedł do nas - Japierdole, nie gadaj...

Zaczęłam płakać. Położyłam jego bezwładną głowę na piasku. Ithan przytulił mnie do siebie. 
Nagle zza drzew wyszło kilkanaście takich samych jeźdźców na tych przebrzydłych bestich. 

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz