~~ Rozdział 28 ~~

95 6 9
                                    

Dziś są moje urodziny. Te kilka dni zleciało tak szybko. Nauka, pierwszy trening na, którym nie obeszło się bez krzyków i kazania Finstock'a. W tym weekend skończył się jeszcze szybciej. Nic wyjątkowego nie zdarzyło się w tych dniach, oprócz kilku zabójstw. Któregoś dnia miałam spotkanie z Łowcami i o mało nie oberwałam srebrem, ale na szczęście Ithan pomógł mi ich zgubić w lesie.  Podczas pełni już umiałam zapanować nad swoim ciałem, a co do profesora to nawet się do siebie za dużo nie odzywaliśmy od tamtej imprezy.

Śpiąca położyłam się na ławce i czekałam na koniec lekcji. Była to moja przedostatnia godzina i zarazem najnudniejsza; Niemiecki. Na szczęście nauczycielka nie zwracała na mnie uwagi i mogłam kimać do w najlepsze. Gdy zadzwonił dzwonek od razu się podniosłam i wyszłam z Ithan'em i Scott'em na korytarz.

- Co teraz mamy? - spytałam.

- Zajęcia sportowe - powiedział Ithan.

- Pamiętaj, że grasz już z nami w drużynie od dzisiaj - napomknął Scott.

- Pamiętam - uśmiechnęłam się i skierowałam się do damskiej szatni. Przebrałam się w błyskawicznym tempie. Teraz wyglądałam jak jakiś zapaśnik. Ochraniacze na prawie wszystkie części ciała, kask, rękawice, kij, czerwone, czarne, sportowe podkolanówki, czerwone, sportowe buty z Nike, luźne, czerwone spodenki przed kolano i na ochraniacz barkowy wreszcie czerwona koszula z moim numerkiem i napisem " Beacon Hills ". Wzięłam kij do ręki i wybiegłam z szatni.   Tym razem nie będę musiała ćwiczyć z tymi głupimi dziewczynami. Jako jedyna z płci żeńskiej byłam w drużynie. Wszyscy chłopcy już wyposażeni w odpowiednie stroje podbiegli do mnie i na czele z Ithan'em i Scott'em zaczęli śpiewać mi sto lat. Zaczerwieniłam się i postanowiłam nie zdejmować kasku. Wiwatujący tłum chłopaków usłyszał Finstock, który od razu zażenowany całą tą sytuacją podbiegł do nas.

- Co wy idioci tu wyprawiacie?! - ryknął, a potem kilka razy zagwizdał na swoim gwizdku, by całkiem uciszyć drużynę.

- Eris ma urodziny - odpowiedział jeden z chłopaków.

- Co mnie to obchodzi?! To są zajęcia sportowe, a nie przyjęcie urodzinowe! - krzyknął wściekły - Rozpoczynajcie mecz!

Wszyscy poszli się ustawiać na swoich miejscach - atakujący, obrońcy i bramkarz. Byłam z Ithan'em w tej samej drużynie, lecz Scott był przeciw nam. Ustawiłam się koło atakujących. Rozpoczęła się gra. Każdy próbował sobie odebrać piłkę, więc nieskrępowanie rzucali się całym ciałem na przeciwników. Muszę przyznać, że ta gra jest dosyć brutalna. Ithan podał mi zgrabnie piłkę, która wylądowała w moim na mojej siatce w kiju. Od razu zaczęłam biec do bramki drużyny przeciwnej, omijając wszystkich przeciwników, którzy coraz bardziej nacierali na mnie znad przeciwka.

- Podaj piłkę! - krzyknął trener.

Nie zamierzałam jej nikomu oddawać. Biegłam najszybciej jak potrafiłam wywracając swoich przeciwników na ziemie. Ostatniego ominęłam skokiem nad głową, co bym dała by jeszcze raz ujrzeć jego minę. Zamachnęłam się i z całej siły cisnęłam piłeczką w kierunku bramki. Moja drużyna zaczęła wiwatować i nawet niektórzy zaczęli rzucać kije do góry.

- Bez punktu! - zagwizdał trener.

- Przecież była bramka! - krzyknęłam wściekle z boiska do trenera siedzącego na ławce.

- Kazałem Ci podać, Graper! - ryknął.

Taka piękna akcja. I co? Wszystko poszło na marne? Moje oczy się zaświeciły co mogło oznaczać, że w środku się gotowałam ze wściekłości.

- Nie przejmuj się! Strzelimy jeszcze więcej bramek - podbiegł do mnie Ithan i gdy zobaczył moje żółte oczy natychmiast powiedział:

- Uspokój się, nikt nie może zobaczyć twoich oczu.

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz