~~ Rozdział 39 ~~

82 6 16
                                    

Pobiegłam do samochodu i zajęłam miejsce z tyłu. Finstock bez słowa ruszył i pojechaliśmy do domu Scotta. On również mieszkał w domku jednorodzinnym. W jednym oknie paliło się światło.

- Zaczekaj tu - prychnęłam z pogardą i pobiegłam pod drzwi.

Nacisnęłam delikatnie dzwonek i po kilku chwilach otworzyła mi z tego co przypuszczam, jego mama.

- Dzień dobry, czy Scott jest w domu? 

- Dzień dobry Eris - uśmiechnęła się ciepło - Właśnie sobie robi kanapki.

Zaprosiła mnie gestem ręki do środka, a mi mało oczy nie wypadły, gdy zobaczyłam chłopaka stojącego przy blacie. Żywego chłopaka.

- Cześć Eris - popatrzył się na mnie - Coś nie tak?

Posłałam mu pytające spojrzenie.

- Wpatrujesz się tak we mnie bez słowa od kilkunastu dobrych sekund - wziął talerz z kromkami i usiadł przy stole.

- Nie nic, dobrze, że żyjesz... TO ZNACZY, dobrze, że... - kłopotałam się - Po prostu... Smacznego, widzimy się jutro w szkole - pomknęłam do drzwi i wyleciałam na zewnątrz jak strzała.

- Dziwne masz te koleżanki - usłyszałam zdziwienie mamy.

Ulżyło mi na sercu, że nic mu nie jest i teraz miałam dobry powód, by zacząć kłótnie z profesorem. Otworzyłam drzwi do samochodu.

- Mówił pan, że Banshee przepowiada śmierć - napomknęłam.

- Owszem - sarknął.

- A Scott żyje! - zdenerwowałam się.

- Niemożliwe - spojrzał na kierownicę i jakby zastygł na kilka sekund.

- Czy ma pan, coś z tym wspólnego? - przypatrzyłam się mu uważnie.

- Skąd takie wnioski?

- Bo przed chwilą wydawał się być pan rozczarowany moją wiadomością - sarknęłam.

- Owszem nie przepadam za wieloma uczniami, ale coś mi tu nie pasuje... - mruknął.

- Tak. Pańskie ego i zachowanie - mruknęłam stojąc przed drzwiami.

Obdarzył mnie morderczym spojrzeniem.

- Niech pan po prostu już jedzie do domu. Jutro jest ważny mecz dla szkoły i całego naszego miasta - mruknęłam.

- Ja lepiej wiem, co mam robić, Graper - warknął wściekle.

- Dobranoc - rzekłam i trzasnęłam drzwiami. Nadal słyszałam jak się wydziera w samochodzie. Dzień chylił się ku zmrokowi. Szłam szybkim krokiem w stronę domu, gdy nagle poczułam nieprzenikniony ból w kościach. Upadłam kolanami na twardy, zimny i oblodzony chodnik. Nagle poczułam, że coś w moich ustach próbuje wydostać się na zewnątrz. Automatycznie splunęłam na śnieg, a czarna maź wsiąknęła w białą pierzynę. Jeszcze chwilę tak klęczałam i plułam tą dziwną substancją. W tak krótkim czasie dzieje się ze mną tyle rzeczy. Kiedyś byłam bezlitosnym zabójcom dla, którego nie istniało coś takiego jak litość, czy sumienie, a co gorsza wrażliwość. Miałam swoje moce i miecz w ręce. Może moje dzieciństwo nie należało do najlepszych wydarzeń w moim życiu, ale jakoś dałam rade znieść kłótnie rodziców i niekiedy kary cielesne za małe przewinienia. Teraz nie mam żadnej mocy i czuję się taka słaba. jestem teraz zwykłym szarym człowieczkiem. I posiadłam ludzkie cechy, które odróżniają ten gatunek od potworów. Stałam się bardziej emocjonalna, co w skład tego wchodzi wrażliwość i gniew. To dwie cechy, które staram się w sobie opanować. Zbyt często ulegam emocjom i ronię łzy. Kiedyś nie zdarzało mi się to zbyt często, a nawet nigdy. Mogłam dobrowolnie patrzeć jak dziecko pali się żywcem na moich oczach. Teraz na myśl o tym wspomnieniu mam ochotę płakać, bo cóż innego człowiek może zrobić? Tylko płacz jest naszym pozbyciem się złych emocji, które ciążą w naszym umyśle. Oczywiście ludzie zdarzają się też tacy, co są nieczuli na cierpienia innych. Potrafią swobodnie przejechać nożem po szyi swojej matki, żony i dzieci. Potem zakopać ciała i dalej żyć jakby, gdyby nic się nie stało. Teraz powoli zaczynam podejrzewać, że moc, którą posiadałam rządziła mną w negatywny sposób i to było powodem moich zachowań i braku serca. Czułam, że mogę wszystko, że nikt mi nie podskoczy. A teraz? Teraz doceniam to co mam. Doceniam to, że jestem wilkołakiem i mogę zrobić dużo fajnych rzeczy, które nie może zrobić zwykły śmiertelnik, ale są też wady, które mnie przytłaczają. Podróżując tutaj miałam nadzieje, że nie spotkam na swojej drodze, żadnym nadprzyrodzonych sił, ale jednak to jest niemożliwe. Może nawet ktoś nie wie, że żyje koło wilkołaka. Może nawet ktoś nie wie, że właśnie kiedy czyta książkę za nim stoi zmarła babcia czy dziadek. Może nawet ktoś nie wie, że na co dzień widzi zmarłego człowieka pałętającego się po ulicy. A ja dostałam dar, bycia jedną z tych postaci o nadprzyrodzonych mocach i postaram się to wykorzystać w dobry sposób. Jestem pewna, że chociaż w ułamku mogę naprawić swoje błędy za dawnych czasów. Postanawiam bronić ludzi i pomagać, gdy tylko będą potrzebować pomocy. 

- Hej! Wszystko w porządku? - chwyciła mnie za ramię jakaś staruszka.

- Tak, dziękuję - zakaszlałam, ale na szczęście na śniegu nie było czarnej substancji.

- Ubierz się cieplej, bo strasznie wieje - zacmokała i przeszła dalej.

Będąc wilkołakiem nie czuje się za bardzo zimna i też ciepła. Mamy umiarkowaną temperaturę ciała. 

Pobiegłam truchtem do domu. Otworzyłam kluczem drzwi i zaświeciłam światło. Poszłam do kuchni i spojrzałam na kalendarz wiszący na ścianie. Za dwa dni wigilia. Co to w ogóle wigilia?! Wyjęłam komórkę i poszukałam sobie znaczenie tego słowa. Z tego co wynikało święta te należy spędzać z rodziną dzieląc się opłatkiem. Jakbym jeszcze miała kogoś z rodziny. Było mi trochę smutno. Popatrzyłam na lodówkę, a mój brzuch głośno zaburczał. Wzięłam sobie jakieś polędwiczki z ziemniakami i odgrzałam w mikrofali. Po zjedzonej kolacji udałam się na górę. Weszłam do łazienki i z westchnięciem zaczęłam zdejmować ubrania, gdy nagle z mojej tylnej kieszeni spodni wyleciała jakaś karteczka. Szybko ją podniosłam i przypomniałam sobie o tym spotkaniu. Ulica Warzywna pod kasynem o drugiej w nocy?! Popatrzyłam na mały dopisek na dole kartki. Była tam jutrzejsza data. Czyli to DZIŚ w nocy?! Zastanawiam się czy on wypuścił ją specjalnie, czy po prostu mu wypadła. Może on sprzedaje jakieś narkotyki? Tak, czy tak postanowiłam to sprawdzić. Wyglądał na typa spod ciemnej gwiazdy. Małomówny, a jak już coś powie to bardzo opryskliwie. Przyzwyczaiłam się do takiego zachowania. Po prysznicu ubrałam się w obcisłe czarne rurki i czarną bluzkę. Wyprostowałam sobie włosy i podkręciłam rzęsy. Weszłam do swojej sypialni i zobaczyłam, że okno jest otwarte i firanka szybuje w powietrzu jak oszalała. Szybko podeszłam i je zamknęłam. Nie jestem przyzwyczajona do mieszkania samej w wielkim domu. Spuściłam rolety i wzięłam do ręki książkę od gramatyki. Co to w ogóle jest homonim, antonim i synonim?! Zaciekle uczyłam się definicji na jutrzejszy sprawdzian. Chciałam jak najlepiej wypaść na koniec roku. 

Archaizmy to takie wyrazy i związki wyrazowe, które wyszły już z użycia np:

dziewka - dziewczynka

mdły - pomyślałam o Finstocku - " pozbawiony sił " , a obecnie " bez smaku ".

Jakie to wszystkie było nieprzydatne do życia. Czy tylko ja tak sądzę?! Dialekty, dialektyzmy i dialektyzacja... Chryste na niebie! Westchnęłam i zanurzyłam się w wir ćwiczeń. 

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał piętnaście minut po północy. Zaczęłam się powoli ubierać. Wzięłam moją skórzaną, czarną, obcisłą kurtę i skierowałam się do drzwi. Jednak przypominając sobie o broni, natychmiast wróciłam się do kuchni i wzięłam do ręki kuchenny nóż. Wiem, że to mało, ale na wypadek. Mam również pazury i kły, ale jeszcze doskonale nie opanowałam jak się nimi posługuje. Zamknęłam drzwi i ruszyłam. No właśnie... Gdzie?! Włączyłam sobie GPS w telefonie i wystukałam adres który widniał na karteczce. 

Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz