~~ Rozdział 41 ~~

88 7 21
                                    

Patrzyłam na mężczyznę ze straszną przeszłością, który siedział przede mną na krześle.

- Nawet jeśli nikomu nie powiem to i tak cię znajdą, a potem zabiją - warknęłam.

- Tydzień mi wystarczy, a dopiero wtedy powiem ci wszystko.

Popatrzyłam się na niego krzywo.

- Mam kilka warunków - mruknął.

Posłałam mu pytające spojrzenie.

- Powiedzmy, że codziennie będziesz oddawać krew - spojrzał na mnie z psychopatycznym uśmiechem.

- Po co ci do cholery moja krew?! - oburzyłam się.

- Mam swoje powody - przewrócił oczami.

- Myślałam, że okażesz się złym do szpiku kości i będziesz miał parszywy charakter, ale jesteś całkiem znośny jak na szalonego naukowca - wysiliłam się na sztuczny uśmiech.

Nic nie odpowiedział.

- Gdzie mam przychodzić oddawać tą krew? - przerwałam ciszę.

- Twoja wersja będzie wyglądała tak: Jestem twoim korepetytorem i jeździsz do mnie na dodatkowe zajęcia z chemii, żeby nie było żadnych podejrzeń. Tutaj masz być o 19 - mruknął.

- Ile będziesz mi tego pobierał? 

- Całą fiolkę - pokazał mi szklany pojemniczek.

- A jeżeli ktoś mnie będzie śledził?

- To już nie moja sprawa. Masz zadbać o to, by nikt się nie dowiedział, gdzie tak naprawdę przebywasz. W innym wypadku twoi przyjaciele zginą - wstał z krzesła - Umowa stoi?

- Jeżeli komuś z moich znajomych spadnie choć jeden włos z głowy, to przypieczętujesz sobie mogiłę - podałam mu rękę.

- Myślę, że kilka fiolek twojej krwi za taką bezcenną wiadomość na temat śmierci twojej matki, to odpowiednia zapłata - warknął.

- Dlaczego akurat moja krew? Nie możesz sobie pobrać od jakiejś innej osoby?

- Nie.

- Bo?

- BO NIE - ryknął.

- Grzeczniej koleś! - wstałam i podniosłam głos.

- Wyjdź - wskazał mi ręką drzwi.

To wszystko wydawało mi się dosyć podejrzane, ale czego nie robi się dla takiej informacji?! Jestem gotowa zrobić wszystko, by tylko znaleźć tego mordercę. Jak na "tego złego" Rowan jest całkiem przyjemny. Szefa tych wszystkich zabójstw wyobrażałam sobie bardziej zbudowanego, nikczemnego i złośliwego faceta. A tu okazał się facet z przykrą przeszłością.

Chwyciłam klamkę i wyszłam. Przede mną ukazały się schody na górę. Zorientowałam się, że jego pracownia jest w podziemiach, a konkretniej w piwnicy. Czyli jedna część hasła Corneli jest rozwiązana. Nie mogę nic na ten temat powiedzieć Finstock'owi, ani komukolwiek. Ale on wyczuje, że kłamie! Skierowałam się ciemnym korytarzem i wyszłam głównymi drzwiami na zewnątrz. Psychiatryk? Czemu mnie to nie dziwi. Znałam drogę do domu. Wyciągnęłam słuchawki i komórkę, po czym słuchając muzyki poszłam do domku.

Będąc w kuchni zaparzyłam sobie ciepłą herbatę i popijając łyk oparłam się na blacie w kuchni. Podparłam się na łokciu i rozmyślałam, czy dobrze robię ufając temu człowiekowi. Co on miał na myśli, że chce zniszczyć rasę ludzi? W jaki sposób? Coś podejrzewam, że ta sprawa jest bardziej rozbudowana. Może on tylko gra takie niewiniątko, a teraz ginie kolejny wilkołak? Muszę coś temu zaradzić, ale jak? Raczej w tym wypadku nie wykorzystam swojego wdzięku. Z chłopakami daję sobie teraz spokój. Miłość jest zepsutym uczuciem, które zawsze kończy się rozczarowaniem. Nie wierzę, że na świecie istnieje prawdziwa miłość. Tyle lat szukam kogoś, kto mógłby mnie naprawdę pokochać nie dając przy tym żadnych zakazów i rozkazów. Kogoś kto by przy mnie był i nigdy nie opuścił. Na razie zawiodłam się na wszystkich moich zauroczeniach. Muszę bardziej trzymać serce na wodzy. Tak jak zawsze mama mnie uczyła:

- Jak radzimy sobie z uczuciami? - szepnęłam sama do siebie - Na chłodno.

Odetchnęłam i rzuciłam kubek na podłogę, który rozbił się na małe kawałeczki.

Westchnęłam i zaczęłam sprzątać cały bałagan. Muszę bardziej kontrolować również swój gniew. To dwie rzeczy nad, którymi zamierzam popracować.

Spojrzałam na kalendarz. Jutro wigilia szkolna! Pobiegłam schodami do swojego pokoju. Zegar wskazywał piątą rano. Przeraziłam się, że całkowicie zapomniałam o czasie. Wzięłam szybki prysznic i zaczęłam się malować. Nim się obejrzałam była już siódma. Ubrałam się w czarną spódnicę i białą bluzkę. Na galowo. To dziś wigilia! Boże Drogi! Zbiegłam na dół na śniadanie. Zjadłam sobie 2 kromki i popiłam wodą. Wzięłam klucze, po czym wyszłam na dwór i zamknęłam drzwi. Skierowałam się do bramy.

Po kilku minutach byłam pod klasą. Odetchnęłam i nacisnęłam klamkę.  W środku panował hałas. Wszyscy ze sobą rozmawiali i siedzieli przy złączonych ławkach na krzesłach. Przy biurku siedział Finstock i rozwiązywał jakąś krzyżówkę. Gdy weszłam od razu podniósł wzrok. Zignorowałam jego spojrzenie i podeszłam do Ithana.

- Hej, gdzie byłeś gdy mieliśmy pojechać do Eichen?

- Z Derekiem pojechaliśmy w miejsce zaatakowania jego siostry i na szczęście zdążyliśmy ją obronić przed napastnikami. Za wszelką cenę musimy znaleźć tego zabójcę - westchnął.

- Cornelia nie powiedziała nam za dużo rzeczy. Nic z tego nie zrozumiałam - skłamałam.

- Nic się nie stało. Ważne, że spróbowałaś - uśmiechnął się - Chodź za chwile będziemy się dzielić opłatkami.

Usiadłam między Scottem, a Ithanem.

- Jak tam między tobą, a Lydią? - uśmiechnęłam się do Scotta.

Chłopak najwyraźniej poczerwieniał i przeczesał palcami włosy.

- Dobrze, już ci mówiła? - zaśmiał się.

- To widać, że jesteście w sobie zakochani - uśmiechnęłam się.

- A jak tam u Finstock'a?

- To znaczy?

- No dużo ze sobą spędzacie czasu, więc pomyślałem...

- On już nie jest moim Alfą - mruknęłam.

- Co?! - szepnęli oboje.

Popatrzyłam się w oczy Ithana i zabłysnęłam czerwonym światłem w tęczówkach.

- JAPIERDZIELE! - krzyknęli oboje.

Nad nami stanął Finstock.

- Bez takich słów w mojej klasie, Linker i McCall - warknął nauczyciel.

- Przepraszamy - mruknął McCall.

Profesor odszedł do drzwi.

- Powiem wam potem, co się stało - uśmiechnęłam się triumfalnie. 


Czarna Krew - Nowe Życie TOM II   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz