Chapter 29

5.3K 220 13
                                    

W końcu był trzydziesty pierwszy grudnia. Poszłam do pracy na pół etatu, co dłużyło mi się, jakbym pracowała dwie zmiany. Byłam bardzo podekscytowana tegorocznym Sylwestrem, bo miałam spędzić go z Harrym oraz ze znajomymi moimi i jego. Trochę się obawiałam, że mnie nie polubią lub po prostu nie wpasuję się w ich towarzystwo. Jeśli nawet, to trudno. Raz się żyje.

- Jesteś gotowa, kochanie? – Z łazienki wyszedł Harry. Ubrany był w czarne spodnie i granatowy sweter z brązowymi łatami na rękawach.

- Jasne – potwierdziłam, poprawiając rozpuszczone włosy, które były naturalnie pofalowane.

Miałam na sobie ciemne dżinsy i beżowy sweter. Do tego nałożyłam czarne botki i ciepłą kurtkę, choć Styles uprzedzał, że na pewno nie zmarznę.

Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się na pieszo pod Sunrise. Byli tam już Jerry, Tay, Jeff, Sky i Simon. Zamówiliśmy dwie taksówki i pojechaliśmy do miejsca, gdzie mieli już czekać znajomi Harry'ego. Wierciłam się niespokojnie na miejscu, obserwując uliczki i mijane budynki. Jednak wciąż nie miałam pojęcia, gdzie się kierujemy, a brunet milczał jak zaklęty, posyłając mi rozbawione spojrzenia i powtarzał, że zaraz dojedziemy.

To „zaraz" okazało się być – jak dla mnie – bardzo długie. Półtorej godziny później zatrzymaliśmy się przed gigantycznym budynkiem. Moje niebieskie oczy powiększyły się kilkakrotnie.

- Harry, my naprawdę tam wejdziemy? – zapytałam, zadzierając głowę wysoko.

- Na sam szczyt – potwierdził, łapiąc mnie za rękę.

Staliśmy właśnie przed Empire State Building. Zawsze wejście na taras widokowy mogło być jedynie marzeniem, a teraz miałam spędzić tam Sylwestra. Z ekscytacji miałam ochotę skakać jak małe dziecko, od czego z trudem się powstrzymywałam. Na twarzach moich przyjaciół również widniało zadowolenie, co cieszyło mnie najbardziej.

- A gdzie twoi znajomi?

- Już czekają na górze.

Chwilę potem wjeżdżaliśmy windą na sto trzecie piętro. Jazda tą metalową puszką zajęła trochę czasu, w którym moja ekscytacja rosła jeszcze bardziej. Jednak na zewnątrz starałam się zachować spokój i powstrzymywałam radosny pisk przez zagryzanie wargi. W pewnym momencie poczułam na sobie wzrok Harry'ego. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, na co on tylko pokręcił głową z uśmiechem.

- To ilu tam będzie twoich znajomych? – Simon zwrócił się do Harry'ego.

- Czy ja wiem. – Wzruszył ramionami. – Kilkoro, kilkanaście...

- Kilkadziesiąt – dorzuciłam rozbawiona.

- A będzie tam Marcus? – zapytała Skylar, spoglądając na Jerry'ego.

- Przekonamy się – odparł, posyłając rudemu uśmiech.

Kiedy winda się otworzyła, musiałam zatkać usta ręką, by naprawdę nie zacząć piszczeć z zachwytu. Widok był obłędny. Na tarasie zalegał śnieg, jednak nie przeszkadzał w poruszaniu się. Drobne białe płatki spadały z nieba, osiadając się w moich włosach. Zbliżyłam się do barierki. Pod sobą widziałam całe miasto. Wszędzie grała muzyka, fajerwerki już teraz były podpalane, by na chwilę zabłysnąć na niebie. Była dziesiąta wieczorem, więc mieliśmy jeszcze mnóstwo czasu do witania Nowego Roku.

- Harry!

Odwróciłam się w stronę kobiecego pisku i zobaczyłam niewysoką brunetkę z blond ombre. Od razu rozpoznałam w niej Jade. Uśmiechnęłam się i podeszłam, by przywitać się z dziewczyną, która rzuciła mi się na szyję, przytulając mocno. Kiedy ta zapoznała się z moimi towarzyszami, zaprowadziła nas w róg tarasu, gdzie przebywała reszta jej załogi.

- Kochani, poznajcie moją dziewczynę, Larysę – przedstawił mnie zielonooki.

Lekko zawstydzona podniosłam na nich wzrok, by spotkać się z kilkunastoma parami oczu. Wszyscy przyglądali mi się uważnie, ale na ich twarzach gościły uśmiechy, które nieco dodały mi otuchy. Reszta naszej ekipy sama rozpoczęła zapoznawanie. Kutcher przylepił się do Marcusa, któremu najwyraźniej odpowiadało jego towarzystwo. Zauważyłam, że wszystkie kobiety postawiły na spodnie, nie chcąc marznąć w spódnicy czy sukience, która tutaj byłaby bardzo niepraktyczna.

Poznałam sporo osób, których imion nie byłam w stanie zapamiętać. Zajmowali się oni takimi profesjami jak porady prawne, informatyka, inżynieria lub medycyna.

- I jak ci się podoba spotkanie ze sztywnymi biznesmenami? – spytał z przekąsem Harry.

- Spodziewałam się czegoś wykwintnego, jak szampan czy coś – droczyłam się z nim.

- Zaraz Matthew przyniesie piwo – rzucił. – No co?

- Serio? Piwo? Wy pijecie piwo?

- Jesteśmy tylko ludźmi z tej samej planety co ty.

- Mimo to żyjecie w innym świecie.

Uraczył mnie spojrzeniem zielonych oczu. Wpatrywałam się w nie przez chwilę, po czym odwróciłam się. Oparłam się o barierkę i podziwiałam widok miasta.

- Laro – usłyszałam obok. – Nie myśl o tym teraz. Po prostu zabaw się z nami.

Stanął za mną, oplatając mnie swoimi ramionami. Czułam bijące od niego ciepło i jego oddech przy uchu. Pokiwałam lekko głową.

- Zaraz odliczamy!

Ucieszona Jade zmaterializowała się obok, wymachując telefonem, na którym widniała godzina za minutę dwunasta. Zdziwiłam się, że ten czas tak szybko zleciał, jednak najlepsze było dopiero przed nami. Zaczęło się odliczanie.

- Dziesięć, dziewięć, osiem...

Z zapartym tchem wpatrywałam się w miasto, święcące tysiącami świateł.

- Trzy, dwa, jeden!

W momencie, kiedy wybiła godzina zero, wieża zapłonęła kolorami. Na ten widok z moich ust wyrwało się ciche westchnienie.

- Szczęśliwego nowego roku, Laro.

- Szczęśliwego nowego roku, Harry.

Brunet złączył nasze usta w pocałunku. Dookoła nas słychać było wiwaty i dźwięk strzelających fajerwerków. Przez chwilę poczułam się, jak bohaterka filmu romantycznego, gdzie wszystko ma dobre zakończenie.

Kilka minut po północy każdy trzymał w ręce butelkę z piwem. Popijałam złoty napój z butelki, krzywiąc się przy jego gorzkim smaku. Oddałam nawet w połowie niewypity alkohol Taylorowi.

- Chcesz upić młodszego kolegę? – drażnił się ze mną.

- Mamy Sylwestra, pozwalam ci się upić. – Zaśmiałam się. – Tylko nie za bardzo, bo ja cię stąd ściągać nie będę! – zastrzegłam, grożąc mu palcem.

- Jasne.

Wątpiłam, by ktoś skończył tę noc bez kaca, ale ja zamierzałam pamiętać wszystko. Takie przeżycie dla mnie było nowością, podczas gdy pewnie każdy stąd spędził Sylwestra w bardziej emocjonujące sposoby.

- Na nas już czas – oświadczył mi Harry.

- Co? – zdziwiłam się. – Przecież jest dopiero w pół do pierwszej.

Brunet zaśmiał się tylko, ciągnąc mnie do windy.

- To, że stąd idziemy wcale nie oznacza, że to koniec naszego świętowania.

- Co masz na myśli?

- Czas na twoją niespodziankę – powiedział, kiedy drzwi małego pomieszczenia zasunęły się, minimalnie odcinając nas od zgiełku.

Zakochany w kelnerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz