Chapter 37

4.9K 207 6
                                    

- Jesteś pewny, że wszystko mamy? – zapytałam kolejny raz tego ranka.

- Sprawdzałaś to kilka razy, więc tak, na pewno wszystko mamy – odparł Harry to samo, co za każdym razem.

- A jeśli jednak...

- A jeśli jednak czegoś zapomnieliśmy – przerwał mi – to możemy dokupić na miejscu.

Siedzieliśmy na metalowych niezbyt wygodnych krzesłach na lotnisku i czekaliśmy na naszą odprawę. Wzięłam w pracy urlop na dwa tygodnie. Wcześniej nigdy nie było takiej potrzeby, a teraz miałam spędzić ten czas z Harrym w Wenecji. Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak bardzo moje życie różniło się od tego sprzed kilku miesięcy.

- Co jest, skarbie? – spytał Styles tym swoim miękkim głosem. Spojrzałam na niego z niezrozumieniem. – Trzęsiesz się – zauważył, ściskając moją drżącą dłoń. – Denerwujesz się lotem?

- Trochę. Nigdy nie leciałam samolotem, więc mam małe obawy.

Posłałam mu krzywy uśmiech, pozwalając wierzyć, że faktycznie lot był moim zmartwieniem. Tak naprawdę obawiałam się samego wyjazdu; bałam się, że coś może się między nami popsuć.

- Nie bój się, będę przy tobie – powiedział, muskając ustami moją skroń. – W najgorszym wypadku zginiemy razem – rzucił, zapewne chcąc rozładować atmosferę. – Och, daj spokój, tylko żartuję! – dodał, widząc moją niezbyt fajną minę.

- Proszę, nie żartuj tak. - Oparłam głowę o jego bark, a ten z cichym westchnieniem objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie bliżej.

- Przepraszam, już nie będę. – Cmoknął mnie we włosy i pociągnął za sobą do pionu, gdy przyszedł czas na naszą odprawę.

Przeszliśmy przez barierki, gdzie zostaliśmy skrupulatnie przeszukani, aż w końcu mogliśmy wsiąść do samolotu. Zajęliśmy odpowiednie miejsca, a mnie od razu żołądek zawiązał się w supeł. Wierciłam się niemiłosiernie i wyglądałam za okno, przy którym siedziałam, by upewnić się, że wciąż jesteśmy na bezpiecznej ziemi.

- Laro, spokojnie – odezwał się w końcu Harry, kładąc dłoń na moim kolanie i ściskając je lekko. Patrzył na mnie rozbawiony moją paniką. Szkoda, że mi nie było tak do śmiechu. – Nie bój się, jestem obok.

Zaraz potem stewardessa poinformowała pasażerów o konieczności zapięcia pasów podczas startu, a po kilku minutach samolot poderwał się do lotu. Kurczowo ściskałam dłoń bruneta, a ten, jako przykładny chłopak, nabijał się ze mnie. Potem mogliśmy już odpiąć pasy, co było o wiele bardziej wygodne.

- Długo będziemy w tej metalowej puszce? – zapytałam zielonookiego, niepewnie patrząc w okienko, za którym widziałam tylko białe chmury i kawałek błękitnego nieba.

- Około dziesięć godzin – usłyszałam w odpowiedzi. Westchnęłam głośno i zakryłam twarz dłońmi. Sama świadomość, że musiałam spędzić tam prawie pół doby bez możliwości wyjścia sprawiała, że czułam się źle. – Prześpij się, szybciej ci czas zleci.

Pokiwałam posłusznie głową i ułożyłam się wygodniej w fotelu na tyle, na ile to było możliwe. Przymknęłam już powieki, ale głos Stylesa zmusił mnie do ich ponownego otwarcia.

- Laro?

- Tak?

Po chwili wpatrywania się we mnie chwycił moje policzki w swoje ciepłe dłonie i przybliżył się, by złączyć nasze usta w słodkim pocałunku, od którego zakręciło mi się w głowie, a nawet na chwilę zapomniałam, że znajduję się kilkaset kilometrów nad ziemią. Odsunął się ode mnie po dłuższej chwili z tym swoim zadowolonym uśmiechem.

Zakochany w kelnerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz