Zjechaliśmy na sam dół i wyszliśmy na ulicę oświetloną tysiącami świateł. Na niebie co rusz wybuchały fajerwerki, tworząc różne wzory. Wokół grała muzyka, a ludzie głośno śpiewali znane przeboje lub wygłupiali się ze znajomymi. Cały czas trzymałam Harry'ego za rękę, by nie zgubić się w tym tłumie, tym bardziej, że nie miałam pojęcia dokąd się kierujemy. Droga zajęła nam około dwudziestu minut.
- Nie wierzę.
- W końcu obiecałem.
Obróciłam się wokół własnej osi, by móc ogarnąć wszystko, co było na Time Square. Rozjarzona kula już była zsunięta z masztu na gmachu, co wyglądało obłędnie. Na śniegu leżały pozostałości po tonach różnobarwnego konfetti.
- Harry, czy to Taylor Swift?!
Zaraz rozbrzmiały dźwięki „Shake it off". Śpiewaliśmy razem z tłumem. Dobrze się bawiliśmy w towarzystwie ludzi, których nawet nie znaliśmy. W Nowym Jorku powitanie Nowego Roku było naprawdę niesamowite. Co prawda nie miałam żadnego porównania z innymi miastami, ale w końcu nie bez powodu wszyscy marzą o spędzeniu tu Sylwestra.
- Chodź, Laro.
Uśmiechy nawet na chwilę nie schodziły z naszych twarzy. Przecisnęliśmy się przez morze ludzi i skręciliśmy w ciemną uliczkę. Zatrzymaliśmy się przy jakimś budynku. Zaciekawiona obserwowałam poczynania bruneta. Zdziwiłam się, kiedy zaprowadził mnie do schodów pożarowych. Zachęcona przez chłopaka niepewnie stawiałam stopy na pierwszych stopniach. Zielonooki asekurował mnie z tyłu, co nieco dodało mi odwagi. Schody zaprowadziły nas do metalowych drzwi. Kiedy weszliśmy przez nie, moim oczom ukazała się drabina. Tym razem to Styles wchodził pierwszy, by otworzyć klapę w suficie. Gdy to zrobił, zniknął po drugiej stronie. Bez słowa wspięłam się po szczeblach. Kiedy stanęłam na stabilnym podłożu, zaparło mi dech w piersiach.
- Co ty na to?
- Możemy tu być?
Brunet zaśmiał się.
- Dziwne, że martwisz się o to, kiedy pokazuję ci takie miejsce – uznał rozbawiony. – Nie powinno nas tu być, ale kto by się tym przejmował? W końcu mamy Sylwestra. Zapomnij o zasadach, zaszalej!
Mówiąc to stanął na murku, będącym jednocześnie końcem dachu, na którym właśnie byliśmy, a cienka warstwa śniegu zaskrzypiała pod jego butami.
- Harry, proszę cię, zejdź stamtąd.
Styles zaśmiał się, ale posłusznie zszedł z murka. Wyciągnął w moją stronę rękę.
Podeszłam bliżej i złapałam za jego dłoń, splatając razem nasze palce. Oparłam się o murek i spojrzałam w dół. Budynek, na którego dachu się znajdowaliśmy był bardzo wysoki i chyba stary, bo wyglądem odstawał od reszty. Z tego miejsca mieliśmy doskonały widok na plac, jednak hałas był mniejszy.
- Jak ci się podoba Sylwester ze sztywnym biznesmenem?
- Jest wspaniale – odparłam, całując go w policzek. – Jednak nie jesteś taki sztywny.
- Jednak? – Uniósł brew. – Czyli kiedyś uważałaś inaczej?
- Może na początku naszej znajomości.
- Nie byłem sztywny! – parsknął. – Starałem się być szarmancki, Laro.
Odwrócił się przodem do mnie.
- To skoro już jesteśmy razem, nie będziesz się starał?
Pokręcił głową.
- Wciąż się staram – oświadczył. – W zależności od sytuacji mogę być romantyczny, zabawny, poważny...
- Wystarczy, że będziesz sobą.
Chłopak uśmiechnął się, ukazując swoje dołeczki, które uwielbiałam. Patrząc w jego błyszczące zielone tęczówki zastanawiałam się, jak długo szczęście będzie się do mnie uśmiechać. Dzięki Stylesowi wiedziałam, co to prawdziwe szczęście. Moja definicja tego słowa mówi, że to bliskość osoby, którą się kocha. Nieważne czy gramy w planszówki, czy robimy jakieś błahe rzeczy. Ważne, że robimy je razem.
- Wiesz, Laro, cieszę się, że wybraliśmy wtedy Sunrise.
- Dobrze wybraliście.
- Zdecydowanie dobrze.
Harry położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie bliżej. Schylił się, by delikatnie musnąć moje wargi. Wplotłam palce w jego włosy, gdy pocałował mnie, a wokół wybuchły kolejne fajerwerki.
- Kocham cię, Laryso – wyszeptał do mojego ucha, schodząc pocałunkami na moją szyję.
- Kocham cię, Harry.
Znów połączył nasze wargi, co wywołało te słynne motylki w moim brzuchu. Gdy już odsunęliśmy się od siebie, oparłam głowę o jego tors, ramionami oplatając go w pasie.
***
- No nareszcie! Gdzie się tyle podziewaliście?!
Kiedy wróciliśmy na taras widokowy na Empire State Building, od razu zauważyliśmy Simona z nietęgą miną.
- Stało się coś? – zaciekawił się mój chłopak.
Brunet jedynie skinął głową na swoją dziewczynę, która rozmawiała z Andrew. Chłopak nagle przysunął się do niej z łobuzerskim uśmieszkiem. Powiedział coś do niej, gdy znajdowali się naprawdę blisko siebie. Skylar parsknęła śmiechem, kręcąc głową. Położyła dłoń na jego torsie i odepchnęła go lekko. Wyminęła chłopaka i udała się w naszym kierunku. Widziałam jak Andrew zaciska wargi, patrząc jak blondynka odchodzi. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Cześć wam – przywitała się z nami i przylgnęła do boku Simona, który od razu objął ją ramieniem.
- O czym rozmawiałaś z Andrew? – spytałam.
- Nie mam pojęcia. – Zachichotała lekko wstawiona. – W każdym razie jest żałosny.
- Mądra dziewczyna. – Simon pocałował ją w czoło, a ta wtuliła się w jego klatkę.
- A gdzie pozostali? – zapytał Harry, rozglądając się. – Dobra, znalazłem Jerry'ego.
Spojrzałam w tym samym kierunku, co brunet i zobaczyłam Kutchera w towarzystwie Marcusa. Kawałek dalej zauważyłam Taylora, rozmawiającego z grupką mężczyzn. Rozpoznałam tam tylko Evana i Arthura. Zgodnie z moją radą szatyn nie upijał się do nieprzytomności, co bardzo mnie ucieszyło.
Chwilę potem usłyszeliśmy muzykę jazzową.
- Zatańcz ze mną – poprosił Styles.
Inni przyglądali się nam rozbawieni, ale zaraz dołączyli do naszych pląsów.
Byłam pewna, że ten rok będzie dobry, a z takim rozpoczęciem po prostu musiał być.
CZYTASZ
Zakochany w kelnerce
FanficKsiążka jest laureatem konkursu Fanfiction 2017 w kategorii Piórkiem Pisane. *** Czy dziewiętnastoletnia kelnerka bez wyższego wykształcenia ma szansę, by zaistnieć w wielkim świecie? Może uda jej się, gdy z pomocą przyjdzie pewien młody biznesmen? ...