Chapter 61

3.2K 176 13
                                    

Minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz spotkałam się z Harrym. Z jego mieszkania zabrałam wszystkie swoje rzeczy i znów zamieszkałam z Jeffrey'em. Z mojej małej pracowni zabrałam tylko teczki z rysunkami. Wszystkie przybory malarskie zostawiłam na miejscu. Oddałam również kluczyki od samochodu, który mi kupił. Zostawiłam u niego wszystkie prezenty, jakie kiedykolwiek od niego dostałam. Razem z nimi zostawiłam mu list, w którym wyrzuciłam z siebie wszystko, co siedziało we mnie od czasu zerwania.

- Larysa, znowu bujasz w obłokach.

- Wcale nie – odparowałam, kończąc swoje śniadanie.

- Musisz się pospieszyć, bo niedługo powinnaś być na uczelni – upomniał Jeff, biegnąc do łazienki.

Odstawiłam do zlewu pusty talerz i kubek, po czym wróciłam do swojego pokoju, by się ubrać. Wybrałam białą sukienkę, którą kupiłam ostatnio specjalnie na ten dzień. Dziś miała być wystawiona sztuka „Romeo i Julia" na naszej uczelni. Sprzedawano na to bilety i, jeśli dobrze się orientowałam, wszystkie zostały wykupione, co było bardzo dobrym znakiem. Wątpiłam, by ludzie naprawdę chcieli to oglądać. Robili to raczej, by wesprzeć naszą uczelnię, która potrzebowała pieniędzy na takie rzeczy jak przybory malarskie, materiały czy instrumenty.

Kiedy się ubrałam, zajęłam się włosami. Nie miałam ochoty na wyszukane fryzury, dlatego po prostu rozpuściłam warkocza, którego splotłam na noc i pozwoliłam im samym się ułożyć. Zrobiłam makijaż trochę mocniejszy niż na co dzień. Na stopy nałożyłam beżowe buty na obcasie, a na ramiona nałożyłam tylko kurtkę i byłam gotowa.

Na brata czekałam już przy drzwiach. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się do własnego, trochę smutnego odbicia.

- Gotowa? – spytał blondyn, ubierając kurtkę.

- Jak nigdy.

Wyszliśmy z mieszkania i wsiedliśmy do samochodu. Dziś Jeff nie szedł na swoją uczelnię. Uparł się, że musi obejrzeć spektakl i dekorację jakie wykonałam. Przekonywałam go, że to wcale nie jest konieczne, jeśli nie ma na to ochoty. Jednak w środku cieszyłam się, że będzie mnie wspierał w tym ważnym dla mnie dniu.

Po jakimś czasie w końcu dojechaliśmy na miejsce. Kiedy chciałam wysiąść, zatrzymał mnie głos brata.

- Jak się czujesz?

Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Dobrze, a dlaczego?

Posłał mi znaczące spojrzenie, na co westchnęłam cicho.

- Jest dobrze. Może nie najlepiej i ciągle mnie to boli, ale żyje się dalej. – Uśmiechnęłam się lekko. – Kiedyś mi przejdzie.

- Ostrzegam, że kolejnemu facetowi nie pozwolę się do ciebie tak łatwo zbliżyć.

- Jeff...

- Okej, przynajmniej do momentu zaręczyn.

Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Był zły na siebie, że spędzaliśmy razem tak mało czasu i że dowiedział się, że między mną a brunetem się psuło dopiero, gdy doszło do krzyków i rękoczynu. Jednak mimo wszystko nie chciałam, by trzymał mnie z dala od wszystkich facetów świata. Może jeszcze nie raz będę miała złamane serce, ale to nie znaczy, że nie mogę się przez to z nikim spotykać. W końcu nie byłam z porcelany.

- Kocham cię, Jeff – powiedziałam, przytulając mocno chłopaka.

- Ja ciebie też, siostrzyczko – wymruczał w moje włosy i cmoknął mnie w czoło. – Chodźmy już.

Wysiedliśmy z Toyoty i weszliśmy do budynku. W wejściu już czekała na mnie Caroline z chłopakami. Od razu rzuciła mi się na szyję, jak to miała w zwyczaju. Kiedy oderwała się ode mnie, przywitałam się z chłopakami.

Zakochany w kelnerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz