Chapter 44

4K 198 9
                                    

Harry's P.O.V.

Wróciłem do mieszkania wcześniej niż zwykle. Wcale nie dlatego, że miałem już wolne. Wręcz przeciwnie! Prezes Payne organizował bankiet, na który dostałem zaproszenie. Wypadałoby iść, nawet, jeśli nie miałem na to najmniejszej ochoty. Takie imprezy były bardziej męczące, niż kilkugodzinna praca za biurkiem.

Wiedziałem, że Larysa skończyła na dziś swoją pracę, dlatego zdziwiłem się, kiedy zastałem puste mieszkanie. Nie mówiła mi, że gdzieś się wybierała.

Zajrzałem do każdego pomieszczenia. Znalazłem ją dopiero w sypialni. Leżała skulona na łóżku, przytulając się do poduszki. Nie mogłem nie uśmiechnąć się na ten widok. Podszedłem do łóżka od jej strony i przysiadłem na jego brzegu. Odgarnąłem niesforny kosmyk włosów z jej bladej twarzyczki, muskając policzek opuszkiem palca. Z bólem serca musiałem ją obudzić.

- Laryso – wyszeptałem odruchowo. Pokręciłem głową i powiedziałem głośniej. – Laro, obudź się. – Szturchnąłem ją w ramię. – Czas wstawać.

Szatynka wymruczała coś pod nosem, wciąż trwając w śnie. Ponowiłem czynność, tym razem z powodzeniem. Dziewczyna otworzyła zaspane oczy, a widząc mnie uśmiechnęła się szeroko.

- Harry, jesteś. – Podniosła się do pozycji siedzącej i zarzuciła mi ramiona na szyję.

- Zawsze będę. – Zaśmiałem się cicho z aktu jej czułości.

- Dlaczego mnie budzisz? – zapytała z nutką wyrzutu w głosie.

- Przepraszam, ale potrzebuję cię teraz.

Odsunęła się od mnie i patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Po co?

- Zabieram cię na bankiet.

- Bankiet – odetchnęła, a róż wkradł się na jej policzki. – Nie ma mowy. Nie nadaję się do takich rzeczy.

- A jeśli powiem, że to moje życzenie? – Uniosłem brew z zadziornym uśmieszkiem.

- Wróżkę sobie znalazłeś? – prychnęła rozbawiona.

- Nie masz wyjścia. Jesteś moją dziewczyną i potowarzyszysz mi na dzisiejszym bankiecie, zgadza się?

- Oczywiście, panie Styles. – Przewróciła oczami. – Ile mamy czasu?

- Godzinę.

- To czemu mnie męczysz? – opadła na poduszki.

- W tym jeszcze dojazd na miejsce – dodałem. – Zasmucę cię, ale własnego odrzutowca nie mam, żeby tam dolecieć.

- W jaki sposób to ma mnie smucić? – parsknęła.

Larysa zwlokła się z łóżka i poczłapała do toalety. Ja w tym czasie zjadłem coś na szybko, bo ostatnim moim posiłkiem był lunch w postaci kanapki.

Po pół godzinie byliśmy gotowi; ja ubrany w czarny garnitur, a dziewczyna w nieprzesadzoną granatową sukienkę. Włosy upięła w koka, a dwa podkręcone pasemka okalały jej twarz. Sama wykombinowała uczesanie, a wyglądała jak po wizycie w salonie fryzjerskim. Ale cóż się dziwić jej zdolnością manualnym.

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w odpowiednie miejsce. Podczas jazdy zauważyłem, że niebieskooka nerwowo przygryzała wargę i pocierała dłońmi o materiał sukienki na udach.

- Czym się denerwujesz, kochanie? - spytałem, gdy dojechaliśmy na miejsce.

- Nie chce zrobić ci wstydu.

- Uwierz, że jesteś najlepszą osobą na taką imprezę. Nie ma mowy o żadnym wstydzie – powiedziałem, ściskając jej dłoń.

Spojrzała na mnie powątpiewająco.

Zakochany w kelnerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz