- No proszę, kogo my tu mamy.. - nie ukrywał swojej radości mężczyzna siedzący w głębokim, skórzanym fotelu z wysokim oparciem.
Wyglądał żałośnie w szarym garniturze, nieco zbyt nonszalanckim szaliku niedbale zawiązanym na szyi. Twarz miał okalaną szramami i bruzdami po prawdopodobnie ciężko przebytej ospie. Wychudzone policzki świadczyły o skromnym żywieniu w więziennych warunkach. Jednakże jego uśmiech zdradzał niewymowną radość. Gestem ręki wskazał gościowi miejsce naprzeciw. Zaproponował wybór alkoholu i odezwał się:- Dobrze cie widzieć Wituś! Słyszałem, żeś został prawą ręką tego debila - wzniósł z podziwem ręce. Siedzący na przeciwko mężczyzna rozsiadł się wygodnie, po czym spokojnym głosem odpowiedział :
- To było dość trudne. Nie ufał mi długo. Ale zdobyłem jego względy..
- Pięć lat.. Pięć lat czekania..- raczej głośno rozmyślał Siwy - dlaczego tak długo to trwało? Już myślałem, że trzeba będzie zabić cię za zdradę! - odprał przyglądająć się towarzyszowi.
- Musiałem go rozpracować. Dlatego się nie kontaktowałem. Musiałem zapracować na zaufanie. Teraz mam wszystko. Dane do kont, akty własności, kontakty, a nawet magazyny. Wszystko jest nasze Siwy - deklarował. Z radości szatyn, aż klasnął w dłonie :
- Wiedziałem Wituś, na ciebie można liczyć! Ale ja nie chce tego wszystkiego. Ja chce jego! Jego osobiście - resztę możesz zachować.
- Domyślałem się. Ruski sprzedał mu, że jesteś w mieście dlatego się zamelinował- odparł Wito.
- Skurwysyn! Gdzie on?
- Ruskiego załatwiłem, a Marcin wieczorem będzie pod tym adresem. Nic nie podejrzewa - wyjaśnił podając małą karteczkę. Na powrót oparł się plecami i dodał:
- ufa mi jak nikomu.
..................................................................
Szedł wydeptaną ścieżką przez wąwów. Udało mu się pozbyć samochodu, ale nadal zastanawiał się co dalej. Jeśli ludzie Siwego polują, powinien jak najszybciej wyjechać. Jak najdalej. Ciężko będzie jednak opuścić kraj nie wiedząc nawet czy policja wydała nakaz aresztowania. Jeśli jest poszukiwany sprawa będzie trudniejsza. Do tej pory za każdym razem wychodził z opresji cało. Wielokrotnie zatrzymywany, zawsze zostawał zwalniany po czterdziestu ośmiu godzinach gdy policja pomimo usilnych starań nie znajdowała nic co pozwolołoby go wsadzić na dłużej. Tym się chełbił. Żadnych dowodów, żadnych świadków - nic co świadczyłoby o jego kryminalnym życiu. Ile starań kosztowało go utrzymanie takiej sytuacji wiedział tylko on. Ile łapówek, ilu trupów, ile zmanipulowanych działań. Jednak teraz sytuacja była inna. Ktoś dostarczył policji prawdopodobnie dowody na tacy. Ktoś też nadawał go Siwemu. Sytuacja podwójnie patowa.
Dochodząc do domu, który do tej pory udzielał mu schronienia ujrzał samochód. Chwilę zaczaił się w zaroślach czekając kto wysiądzie. Być może został właśnie namierzony. Nerwowy pot oblał czoło. Duży terenowy jeep stał zaparkowany tuż przy frontowych drzwiach. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że jeśli w środku są ludzie Siwego to zdązyli się już zorientować że przebywał tam. Zostawił w pokoju spakowaną torbę i laptop. Wtem przyszło mu jeszcze do głowy, iż nie zostawią domowników przy życiu. Ukrywali wroga, za co nie ma skrupułów. Ludźmi siwego byli głównie recydywiści. Typowe bezmózgie karki, którzy podobnie jak jego ludzie zabijają dla zabawy. Pierwszą myślą jaka się nasunęła była ta, że w tej biedzie lepsza im będzie śmierć niż takie bytowanie. Z resztą, co oni go obchodzą. Młoda wieśniarka, dwójka smarkaczy i para starców to nie jego sprawa. Każdy ma swoje życie. A jego jest teraz piorytetem.
Po kwadransie w drzwiach ukazał się łysy ubrany na czarno mężczyzna koło czterdziestki. Odpalił papierosa i stał rozglądając się dookoła. Marcin odetchnął. Nerwy zelżały. Rozpoznał w mężczyźnie swojego człowieka. Wyszedł z zarośli. Zauważywszy go tamten zaciągnął ostatni raz i pstryknął niedopałka na trawnik.- Romek, co tu robisz? - zapytał Marcin patrząc jak zwykle spode łba.
- Wito kazał szefowi fure podstawić- odezwał się wskazując głową pojazd.
- Fakt. A ty jak sie stąd wydostaniesz?- zapytał chociaż niewiele go to obchodziło.
- Spoko szefie, moja dupeczka czeka drugim. Tu jest jakiś grypsol od Wita. Ja zawijam, trzymaj się! - podał Marcinowi zwiniętą w rulonik kartkę i poklepał go po ramieniu odchodząc. Zwykle taki gest wkurzyłby szefa. Nie lubił spoufalania. Teraz jednak miał to w nosie. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż zazwyczaj i najwyższa pora coś z tym zrobić. Obracał w palcach zwinięty rulonik nie odczytując zawartości. Zrobi to później. Teraz trzeba się ewakułować stąd. Jak najszybciej.
CZYTASZ
Odcienie Szmaragdu
RomanceAutorstwa Magdaleny K.Kozłowskiej zakaz kopiowania i rozpowszechniania bez zgody autora. Wspaniała okładka autorstwa 'Pannaes' Korekta @czytelniczkataka *nominacja czytelników w konkursie Perły i Premiery ' #5 w romans 12.05.18 Książka bierze udz...