21

2.4K 188 6
                                    

Od samego rana pielęgniarki kursowały między salą, na której leżała Liliana, a dyżurką. Nie kryły niezadowolenia z takiego biegu rzeczy. Natomiast ona sama, nie bardzo wiedziała co się dzieje. Czuła się już dużo lepiej i marzyła o powrocie do domu.

- Można? - usłyszała ciche pukanie.
Tamara stała w drzwiach. Jak zwykle ubrana bardzo gustownie, chociaż nieco odważnie. Miała na sobie czarną ramoneskę, pod którą widać było śliczną brązową sukienkę z dużym dekoltem. Liliana nie wiedziała jak ma się wobec niej zachowywać. Co prawda była miłą kobietą, jednak wyczuwała w tym interes. Do tego była znajomą Marcina. Czy tylko znajomą? Na szczęście nie musiała się dłuzej zastanawiać, gdyż za pleców Tamary wyłonił się dziadek.

- Dziadziu! - Liliana pisnęła z radości.
Starszy pan przepraszając wyminął Tamarę i podszedł do łóżka wnuczki.

- Lilianko moja, dziecko jak się czujesz? - zapytał z troską. Usiadł na krześle i ujął dłoń dziewczyny. Podniosła się na łokciach i uśmiechnęła.

- Dobrze dziadziu, zupełnie nic mi nie jest. Gdzie chłopcy? I kto jest z babcią? O matko, przecież oni nie mogą być sami!

- Spokojnie. Ta pani mnie tutaj przywiozła. A chłopcy i babcia są w domu. Jest tam pielęgniarka. Nie martw się dziecinko - uspokajał gładząc ją po ręce.

- Jak to? - usiadła z wrażenia - jaka pielęgniarka?

W tym momencie Tamara, która dotąd w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie podeszła i zabrała głos:

- Prywatna pielęgniarka. Zaopiekuje się babcią i będzie miała oko na dzieciaki.

- Mnie nie stać.. Zresztą skąd ta.. - mówiła Liliana patrzac na oboje. Tamara przerwała jej gestem ręki i zajęła się tłumaczeniem:

- Ojej, no lekarz prosił, żeby ktoś z twoich bliskich podpisał dokumeny. Marcin powiedział gdzie ich znajdę. Po drodze jeszcze wynajęliśmy pielęgniarkę, aby twój dziadek bez przeszkód mógł tu przyjechać. Ot tyle - wzruszyła ramionami i dodała - o kasę się nie martw. Marcin bierze to na siebie.
Ma poczucie winy pomyślała Liliana. Chciałaby porozmawiać z dziadkiem na osobności, lecz Tamara nie zamierzała chyba zostawić ich samych.

- Rozumiem, dziękuję.

Dziadek rozglądał się dookoła i oceniał wnętrze szpitalnej sali.

- Ładnie tu, dużo kwiatów - zauważył.

- Tak, te kwiaty od rana przynoszą pielęgniarki. Dziwne nie? - wzrokiem wskazała wiązanki w wazonach i szpitalnych kubełkach.

- O tutaj muszę się wtrącić. To nie szpital tak dba o swoich pacjentów niestety.. - Tamara słała swoje tajemnicze uśmieszki i próbowała zasugerować coś Lilianie.

- Nie? To skąd te kwiaty?
Liliana zdziwiona spoglądała na Tamarę. Starszy mężczyzna również wyczekiwał odpowiedzi.

- Nie domyślasz się kochana? - Tamara nałożyła dość mocny akcent na wyraz 'kochana'. Widząc niezrozumiemie malujące się na twarzach dodała - No oczywiście, Marcin je zamówił. Specjalnie dla ciebie..

- Uhm - tylko tyle zdołała z siebie wydusić dziewczyna. Miała na języku jeszcze kilka pytań, lecz nie chciała zadawać ich w obecności dziadka. Zamiast pytań powiedziała do staruszka:

- Naprawdę cudownie cię widzieć dziadku!

***

Dręczyły go wyrzuty sumienia. Pierwszy raz w życiu szczerze żałował własnego czynu. O mały włos, a zginęłaby. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo zależy mu na Lilianie. Dlaczego wczesniej myślał tylko o sobie?
Nie mógł jeść. Od rana wypalił już pół paczki papierosów i mógłby palić dalej gdyby nie Wito. Ostatecznie wymusił na przyjacielu wizytę w szpitalu. Z początku nie zachwycony, w końcu zgodził się zawieźć szefa do Liliany. Zresztą zgrało się to w czasie ze sprawami jakie miał załatwić w mieście.
Marcin szybkim krokiem przemierzał szpitalne korytarze. Zaglądał do poszczególnych pokoi i szukał dziewczyny.
W końcu dostrzegł stojącą przy dyżurce Tamarę. Ta pomachała ręką i czekała.

- Wiedziałam, że nie wysiedzisz w domu Manuś - cmoknęła go na powitanie w policzek. Odsunął się i zignorował całkowicie to co powiedziała. Wskazał palcem drzwi obok dyżurki pielęgniarek i zapytał:

- Tutaj leży?

- Tak, królewna czeka - zażartowała. Nie odpowiedział. Zamiast tego bez pukania wszedł do środka.
Zastał ją w trakcie drzemki. Podszedł bliżej i przyglądał się. Nie wiedział czy ma ją obudzić, czy zwyczajnie czekać. Sytuację rozwiązał dzwięk jego komórki. Zaklnął pod nosem, ale odebrał:

- Co jest?

- Szefie kojarzysz nazwiska Molski i Lubirski?

- Nie, chyba nie. A czekaj, wiem! Molski jest prawnikiem. Prowadził kiedyś moją sprawę. Dosyć dawno, ale jak na papugę, to spoko typ. Tego drugiego nie kojarzę - odparł Marcin i zastanawiał się o co chodzi tym razem..

- No to mamy problem. Tym razem szykuje sprawę przeciwko tobie - usłyszał.

- Jak to? Kto mnie skarży?

- Proces wytacza ci ten Lubomirski. Za co nie wiem. Doszły mnie tylko słuchy..

- Da się to jakoś załatwić? Wymyśl coś - rzucił, ale dodał po chwili - mecenas jest szefem Liliany. Może uda się to załatwić.. - zauważył po czym przeniósł wzrok na łóżko. Leżała patrząc na niego zdumiona.

- Muszę kończyć - rozłączył się. Nie wiedział, ile z rozmowy słyszała. Postanowił rozegrać sprawę delikatnie. W końcu i tak przyszedł żeby ją przeprosić.

- Cześć, jak się czujesz?

- Dobrze - nadal przyglądała się bez cienia uśmiechu.
Stał zastanawiając się czy wybaczy mu, że naraził jej życie. Nie umiał przyznawać się do błędu. Zwłaszcza na głos.

- Rozmawiała z tobą policja?

- Nie, jeszcze nie. Lekarz nie wyraził zgody - odpowiedziała lekko się podnosząc.

- Słuchaj, źle to wyszło. Ten wypadek.. przepraszam! Mieliśmy pogadać, a wyszło.. Sama rozumiesz, nie chciałem tego..

- Rozumiem. Nie mam do ciebie o to urazy - zapewniła.

- To dobrze - kiwnął głową i zapanowało milczenie. Czuł się głupio kajając się przed nią. Co innego użalać się nad swoim postępowaniem w samotności, a co innego robić to patrząc komuś w oczy. Nie był typem, który łatwo przyznaje się do błędu. Odbierał to jako poniżenie. Nie pierwszy z resztą raz odczuwał inną mentalność niż reszta ludzi.

- Dziękuję za kwiaty - uśmiechnęła się lekko.

- Słucham?

- Te kwiaty, które dzisiaj dostałam.. to nie od ciebie?

- Jakie kwiaty? - nie potrafił ukryć zaskoczenia.

- Tamara sugerowała, że...

- Ach tak! Rozumiem, tak kwiaty są ode mnie. Nie ma za co dziękować - zaskoczył w końcu Marcin.
Niestety Liliana chyba nie dała wiary jego słowom. Spojrzała na niego tak jakby jej spojrzenie mówiło
Już wiem, to nie ty kupiłeś dla mnie te kwiaty.
Ty nawet nie pomyślałbyś o tym.

Zapukano do drzwi. Odwrócili się oboje, a Liliana rzuciła krótkie
- Proszę!
Do środka wszedł Janek. Z wielkim bukietem kolorowych tulipanów. Na twarzy miał ogromny fioletowy siniec. Popatrzył na Marcina i lekko wystraszony powiedział do Liliany:

- Nie wiedziałem, że masz gościa.. Nie chcę przeszkadzać

- Wejdź Janku. Nie przeszkadzasz wcale! Poznajcie się - To jest Janek, a to Marcin i na odwrót Marcin, Janek - przedstawiła ich sobie.

- My się już poznaliśmy - nisko rzekł Marcin. Nie wyciągnął nawet ręki do przywitania.
Janek nerwowo przekładał w rękach bukiet. Po chwili podał go Lilianie i potwierdził:

- Tak, niewątpliwe mieliśmy okazję się poznać..

- Ja już muszę iść. Trzymaj się mała - Marcin nie chcąc zdradzić uczucia zazdrości jakie go ogarnęło postanowił jak najszybciej opuścić sale.
A planował spędzić z nią więcej czasu.
Chciał porozmawiać, pobyć z nią.
I wszystko diabli wzięli. Trzeba będzie skutecznie rozprawić się z tym dzieciakiem.

Odcienie SzmaragduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz