XIII

2.7K 219 5
                                        

- Wito, odsłuchałem poczte. U mnie wszystko ok. Czekam na relacje - rzucił w słuchawke.
Siedział na drewnianym taborecie, wzrokiem miotając po ścianach. Otwarte na oścież okno wpuszczało złote promienie.

- Szefie w końcu! Nie wiedziałem co z tobą! Jak akcja w Brukseli? Już po?

- zmieniłem plany, ale to później. Mów, co z wami? - rozkazał Marcin.

Był kompletnie zbity z tropu. Zawsze starannie planowane posunięcia, godziny przygotowań i duma z osiągniętej pozycji wśród konkurencyjnych gangów. A teraz pustka. Owszem, zdawał sobie sprawę, iż nie wszystko jeszcze stracone, lecz w tak złym położeniu jeszcze nie był. Pal sześć nieudany skok, ale sprawę komplikowało pojawienie się Siwego. Oficjalnie Piotra Siweckiego. Miał nadzieję, że nie przyjdzie mu stanąć z nim twarzą w twarz. Z tego starcia wyjść cało mógł tylko jeden.

- Tak jak ci mówiłem, ruski był kapusiem. Kropnęłem go. Reszta chłopaków zaszyła się na jakiś czas. Ja także - relacjonował gruby głos.

- A co z domem?

- W willi jest Tamara, ogarnia temat. Ale twój apartament jest pod obserwacją. Psy zrobiły przeszukanie. Ale przed nimi chyba byli tam też ludzie Siwego..

- Wiesz gdzie jego dziupla?

- Podobno siedzi gdzieś w centrum. Ma bransolete, więc oficjalnie grzecznie siedzi na dupie. - odpowiadał pracownik.

- Taa, ma ludzi. Nie jest głupi - Marcin pocierał czoło. Chyba pierwszy raz w życiu postanowił zapytać o radę:
- Co proponujesz?

- Wiesz szefie, nie wiem gdzie jesteś, ale lepiej chyba, żebyś co jakiś czas zmieniał położenie..- podsuwał myśl - zresztą twój samochód ma gps-a więc..

- Kurwa! - aż podskoczył. - Dlaczego sam na to nie wpadłem? To cud, że jeszcze mnie nie namierzyli! - pomyślał. Jednak powiedział tylko:

- Przygotuj mi inny wóz, adres zaraz Ci prześle. Byle szybko! - rzucił na pożegnanie.
Musi czym prędzej się stąd wynieść. Jak mógł być tak głupi żeby nie pozbyć się samochodu? Co więcej, on tym samochodem pojechał nawet do sklepu i woził gówniarzy! Kręcił głową z dezaprobatą i zbierał swoje rzeczy rozrzucone po pokoju.
.............................................

Była okropnie zmęczona. Dzień w pracy zleciał jej w miare znośnie, natomiast piesza droga powrotna dała się we znaki. Odczuła to zwłaszcza kontuzjowana noga. Teraz Liliana kończyła przygotowywać kolacje.
Jej myśli natomiast wędrowały ku mężczyźnie, który wywrócił świat do góry nogami. Nadal nie potrafiła ustosunkować się do spędzonej razem nocy. Gdy zaczynała o tym myśleć natychmiast bolała ją głowa a w żołądku czuła dziwny ścisk. Nie wiedziała co o tym myśleć. Czuła się winna, iż tak łatwo pozwoliła zbliżyć się obcemu mężczyźnie, ale dziwnie uspokokajało ją jego zapewnienie, że nie zamierzał zrobić jej krzywdy.

- Dziwne - powiedziała na głos.

- Co jest takie dziwne? - usłyszała w odpowiedzi i podskoczyła nie wiedząc co tak naprawdę przed chwilą powiedziała. Odwróciła się. To był on. Sprawca jej dotychczasowych problemów. Mimo pąsów na twarzy jakie odrazu dostała, postanowiła szybko powiedzieć cokolwiek, byle nie to o czym rozmyślała:

- hmm, chciałam ci podziękować.. No za te zakupy - popatrzyła na niego i nieświadomie zrobiła krok bliżej - Nie musiałeś.. ile jestem ci winna? - zapytała modląc się w duchu, żeby suma okazała się dla niej realna.

- Głodny byłem - wzruszył ramionami.

Jakaś dziwna siła pchnęła ją jeszcze parę kroków do przodu. Obserwowała w milczeniu jego twarz. Oczy miał lekko przymróżone. Jego mina świadczyła o zniecierpliwieniu lub irytacji. Po chwili odezwał się znów:

- Masz mnie z głowy. Wyjeżdżam dzisiaj.

- Tak?- zapytała unosząc brwi.

- Taa. Macie tu jakiś staw w pobliżu?

- Staw? - Jej ciekawość była naturalna.

- Staw! Głucha jesteś? - irytował się na całego. Poza tym wyglądał jakby strasznie się spieszył. Postanowiła nie denerwować go dłużej :

- Tak, całkiem blisko. Wyjeżdżając z tąd wystarczy skręcić w lewo. Zaraz za przystankiem jest zjazd. Tam już prosto - wyjaśniła siląc się na obojętnt ton. W rzeczywistości cieszyła się, że ten człowiek nie namiesza już więcej w jej życiu. Z grzeczności, ale może i odrobiny strachu nie okazała tego jednak. Wysłychawszy opuścił miejsce bez słowa. Liliana przysiadła na stołku i wpatrywała w miejsce przy drzwiach. Nie pamiętała już nawet ile razy zastanawiała się skąd bierze się jego gburowatość. Czy rodzice nie wpoili chłopakowi żadnych wartości? Odrobiny kultury? Każda rozmowa z nim kończyła się w ten sam sposób. Jakby rozmawiając robił łaskę, a zadawane przez niego pytania powinny być szybko i krótko wyjaśniane.

- Niech jedzie - westchnęła przymykając na chwilę oczy.

Odcienie SzmaragduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz