23

2.4K 193 7
                                    

Po raz pierwszy od dawna obudziła się spokojna. Była też o stokroć szczęśliwsza. Wczorajszy dzień w całości spędziła z Marcinem.
Odkąd szczerze porozmawiali, ich relacje wyglądały zupełnie inaczej. Obserwując go miała wrażenie, że nawet w tym chłodnym i na pozór gniewnym mężczyźnie coś się zmieniło. Zdawała sobie jednak sprawę, iż nie zmieni jego ekscentrycznej i dzikiej natury z dnia na dzień. Na wszystko potrzeba czasu.

- Cześć - przywitała się wstając z łóżka. Siedział na białym krześle i palił papierosa. Liliana skrzywiła się lekko odganiając nieprzyjemny, tytoniowy dym.

- Cześć - rzucił krótko.
Nałożyła szlafrok i podeszła do niego mówiąc:

- Zawsze tak wcześnie wstajesz? Ja chętnie bym pospała, ale nie mogę..

- Nie lubię długo spać - odparł. Przyglądał się jej tak, jakby o czymś myślał. Liliana uznała, że najwyższa pora poruszyć temat, którego nie chciała zaczynać wczoraj.
Marcin zabrał ją i rodzinę na obiad. Później pomagał chłopcom wprowadzać się do odnowionych pokoi. Natomiast wieczorem zamknęli się w sypialni dziewczyny i cieszyli sobą nawzajem.

- Wiesz, niewiele wiem o tobie..- zaczęła - czym się zajmujesz? Pamiętam co mówiłeś kobiecie z Mopsu, ale to były takie ogólniki..

- Prowadzę działalność - szybko odparł.
Zagasił niedopałek i wstał. Zastanawiała się dlaczego nie chce powiedzieć więcej. Wszytko wskazywało na to, że ukrywa przed nią prawdę. Domyślała się tego. Zwyczajny przedsiębiorca nie nosi ze sobą broni, nie ukrywa się i nie porywa ludzi.

- To oficjalna wersja. Marcin, ja pytam o prawdę - podeszła blisko w nadziei, że przytuli ją do siebie.
Popatrzył w jej oczy, a potem spuścił głowę jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

- To się nie uda. Ja nie potrafię żyć w związku - powiedział smutnym, niskim głosem - Chcę być z tobą, ale nie chcę mówić o wszystkim.

- To może się udać! Nigdy nie byłam z nikim, ale sądzę, że powinniśmy postawić na szczerość i zaufanie. Nie zbudujemy szczęścia na kłamstwie..

- Sentymentalne bzdury - odparł nie ruszając się z miejsca.
Swoją postawą lekko poirytował Lilianę, lecz zacisnęła zęby i szukała w głowie słów, które bardziej dotarłyby do mężczyzny.
W końcu odezwała się:

- Być może. Sądzę, że jeśli zaczęliśmy już coś tworzyć, powinniśmy to pociągnąć dalej. Nie chcesz spróbować?

- Chcę - znów podniósł głowę i popatrzył na nią takim wzrokiem, że gdyby mogła natychmiast sfotografowałaby go na pamiątkę. Pierwszy raz tak na nią patrzył. Czyżby w jego oczach widziała miłość?
Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Zarzuciła ręcę na jego ramiona i oddała pocałunek. Chciała żeby już zawsze było dobrze między nimi. Czuła, że z czasem osiągnie zamierzony cel i Marcin otworzy się przed nią.

- To czym się zajmujesz? - zapytała ponownie w przerwie między pocałunkami.

- A ta znowu swoje.. - westchnął i zamknął jej usta długim, namiętnym pocałunkiem. Ich usta zdawały się pasować do siebie jak dwie uzupełniajace się cząsteczki.
Czuła się jak aktorka grająca rolę w starym filmie. Stali tak przytuleni i wymieniali spragnione pocałunki. Świat mógłby pędzić dalej, lecz oni trwaliby tak bez końca.
Nie potrafiła złościć się na mężczyznę, którego tak potrzebowała mieć przy sobie.

***

Wito bez problemu dotarł do kancelarii i odnalazł właściwy gabinet. Zapukał i ujrzawszy młodą asystentkę zapytał o mecenasa. Poprosił o zapowiedzenie i zaznaczył, że sprawa jest bardzo ważna.
Po kilku minutach sekretarka wróciła informując, że mecenas Molski niestety nie przyjmuje już dzisiaj.
Odmowa podziałała na Wita jak płachta na przysłowiowego byka.
Szybko przemierzył pomieszczenie i bez pukania otworzył drzwi. Tuż za nim na niebotycznie wysokich szpilkach podązała asystentka.
Prawnik podniósł głowę znad dokumentów i rozgniewany powiedział:

- Co to za maniery? Pani Marleno, prosiłem o spokój!

- Przepraszam, panie Mecenasie! Ja mówiłam temu panu, że dzisiaj już pan nie przyjmuje.. - tłumaczyła rozkładając bezradnie ręce.
Mecenas zdjął okulary, które ewidentnie przeznaczone były jedynie do czytania. Przyjrzał się mężczyźnie i powiedział:

- Pan chyba nie jest moim klientem.. Jeśli przyszedł pan po porady prawne to zapraszam we wtorek lub czwartek..

- Przyszedłem w sprawie Marcina Chylińskiego - przerwał mu niecierpliwie.

- Marcina Chylińskiego? Hm..- mecenas podrapał się po brodzie w zamyśleniu.

- Pana aplikant wytoczył mu proces.. - naprowadzał Wito.

- Aha, faktycznie - skojarzył sprawę adwokat - dobrze, Pani Marleno może pani wrócić do obowiązków. A pana zapraszam, ale uprzedzam, że mam niewiele czasu..

- To zajmie tylko chwilę - zgodził się i usiadł na wskazanym krześle.

- A więc słucham - prawnik oparł ręce na blat biurka i patrzył wyczekująco.

- Mój szef jest skłonny uznać swoją winę. Chciałby załatwić sprawę polubownie. Zapłaci zadośćuczynienie Lubomirskiemu. Oczywiście w zamian za wycofanie pozwu.

- Hmm, intrygująca propozycja. Obawiam się jednak, że mój aplikant postawił sobie za honor doprowadzić tę sprawę do końca. Kwestie moralne, rozumie pan..

- Nie wyraziłem się jasno - odparł Wito lekko wyprowadzony z równowagi - albo Lubomirski wycofa pozew i weźmie pieniądze, albo sprawy mogą potoczyć się zupełnie dla niego niekorzystnie.

- Co pan przez to rozumie - uniósł brwi i wyczekiwał odpowiedzi.

- Na przykład to, że opuchlizna z twarzy zejdzie za jakiś czas, ale już przestrzelona część ciała może przeszkadzać w karierze - cedził Wito.

- Pan grozi panu Lubomirskiemu? Co za bezczelność! Teraz nie tylko pana szef ma problemy. Zapewniam pana, że pan również je ma! - uniósł się wyraźnie zdenerwowany mecenas.

- Przypomnij sobie MECENASIE sprawę, którą prowadzileś cztery lata temu. Marcin Chyliński - napewno pamiętasz - puścił oko, ale naciskał na każde słowo - Dla własnego dobra przekonaj tego palanta do wycofania pozwu.

Wstał i szybkim krokiem opuścił gabinet zostawiając zszokowanego prawnika z otwartymi ze zdziwienia ustami.

Odcienie SzmaragduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz