XI

2.6K 203 3
                                    

- Pan Witold Rosiński? - w drzwiach stało dwóch mężczyzn ubranych w ciemne marynarki, tego samego koloru spodnie. Na szyi przewieszone mieli odznaki, co już na pierwszy rzut oka mówiło z kim ma doczynienia. Przyglądali mu się uważnie nie tracąc surowego wyrazu twarzy.

- Nie, nazywam się Waldemar Nowik- odparł równie nieuprzejmym tonem.

Zbici z tropu policjanci spojrzeli po sobie, potem znów na lokatora.

- Czy może się pan wylegitymować dowodem osobistym?

- Jeśli muszę - burknął sięgając ręką do tylnej kieszeni spodni. Wyjął z niej portfel i otworzył szukajac dokumentu. Niecierpliwy policjant jednak wyrwał go z rąk mężczyzny i sam dokończył przeszukanie jego zawartości. Wyjął dowód i z niedowierzaniem czytał. Po chwili odezwał się:

- Zgadza się. Gdzie znajdziemy pana Witolda?

- Nie znam nikogo takiego. W czymś jeszcze mogę pomóc? - odpowiedział.

- Tak. Ten dom jest pana własnością?- dociekał policjant.

- Tak się składa. Przynieść akt notarialny?

- Nie, nie ma potrzeby. Do widzenia - pożegnał się pierwszy z policjantów i mężczyzna nie czekając, aż odejdą zamknął drzwi.
Podszedł do okna i odczekał do chwili, aż wsiądą do nieoznakowanego radiowozu. Potem wyjął z kieszeni komórkę i wystukał z pamięci numer. Jak na złość odezwała się poczta głosowa.

'Szefie, tu Wito. Przed chwilą były psy. Szukają mnie. Spławiłem ich ale muszę się zmyć na jakiś czas. Chyba robi się gorąco. Nie wiem gdzie jesteś, ale jeśli to dobra miejscówka radzę zostać'

Nagrał się i wyłączył telefon. Otworzył wieko, wyjął z szufladki kartę sim i złamał ją na pół. Na powrót złożył komorkę i schował do kieszeni.

..............................................................

- Dziadku wychodzę! - krzyknęła Liliana w kierunku kuchni. Od razu wyłonił się z niej starszy, siwy mężczyzna w okularach.

- Dokąd idziesz?

- Do pracy. Dzisiaj mam dom państwa Molskich przecież - odpowiedziała - aha, wracając zrobię zakupy, bo w lodówce już pusto - pocałowała dziadka w policzek i na pożegnanie rzuciła jeszcze - pilnuj chłopaków i nie pozwalaj im wychodzic poza ogród!

Skierowała się w stronę wyjścia i wpadła na niego.
Odruchowo złapał ją za ramiona i odsunął kilka centymetrów w tył.

- Przepraszam - bąknęła po chwili chcąc go wyminąć.

- Gdzie idziesz? - zapytał mężczyzna.

- Do pracy - odparła nie wdając się w zbędne tłumaczenia.

- Zostawiasz mnie tu samego? - zapytał ściszonym głosem.

- Nie samego. Są dziadkowie i moi bracia. Dziadek zawoła pana, to znaczy ciebie na obiad - wyjaśniała - Aha, babcia jest niema i ma demencję. Jeśli czegoś potrzeba zwracaj się do mojego dziadka.
Odwróciła się i wyszła. Cieszyła się, że w końcu pobędzie bez tego człowieka. W końcu odetchnie i przewietrzy myśli. Musi sobie w głowie ułożyć. Musi też pozbyć się tego człowieka z domu. Wszystko musi wrócić do normy. Ale najpierw praca. Nie pomyślałaby nawet, że tak się stęskni za wiadrem i mopem, a także domem pracodawców. Chciała żeby na powrót zapanowała dawna rutyna..

Odcienie SzmaragduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz