Rozdział 6

2.3K 186 16
                                    

Obudził się po zaledwie kilkunastu minutach snu.
Zlany potem, ciężko oddychał próbując przywrócić świadomości realny stan.
Usiadł na łóżku i oparł głowę o chłodną ścianę. Odczuwał wszechogarniający strach i fizyczne napięcie.
Nienawidził tego stanu.
Chociaż na zewnątrz stworzył coś na kształt bariery ochronnej, w środku i tak był słaby. Zwłaszcza w środku nocy, kiedy to przeszłość przypominała o sobie koszmarami.
Był to strach osłabiający zdolność do normalnego funkcjonowania.
Marcin zdawał sobie sprawę, iż koszmarne przeżycia sprawiły, że już nigdy nie będzie spokojny.
Agresją i napadami frustracji ratował resztki swojej zbolałej duszy.
Nieco spokojniejszy przymknął na powrót oczy i próbował odtworzyć sen.

Siedział na łóżku.
Dookoła panował już zmierzch.
Gdzieś z głębi domu było słychać przeraźliwe krzyki. Odgłos wywracanych mebli i rozbijane szkło świadczyło o poważnej kłótni. Nie pierwszej zresztą. Lecz tym razem wszystko działo się dynamiczniej i przyprawiało małego chłopca o silny niepokój.
Ostatni, długi, błagalny kobiecy krzyk.
Zapanowała cisza.
Potem już tylko sygnały policyjnej syreny, dużo dorosłych, ciemny worek, który włożono do czarnego samochodu, zakrwiawiony mężczyzna z rękoma w kajdankach.

Po zamkniętych powiekach Marcina wolno spływały łzy.
Nie otwierał jednak oczu.
Postanowił nie oszukiwać samego siebie i wytrwać do końca koszmarnych wspomnień.

Przychodzili w nocy. Najczęściej we dwoje. Byli starsi i silniejsi.
Nie miał najmniejszych szans.
Podczas gdy jedno z nich kneblowało Marcinowi usta, drugie przypalało go rozżarzonym papierosem po całym ciele lub obsmarowywano lepką, śmierdzącą mazią.
Czasem stosowano też inne, bardziej drastyczne kary.
Próbował alarmować o swojej sytuacji, ale w bidulu nikogo nie obchodziło co dzieje się z 'nowym' .
Jego udręka nie skończyła się jednak wraz z ucieczką.
Każdej kolejnej nocy bał się zasypiać.
Nie potrafił pokonać strachu.

Otworzył oczy. Zdawał sobie sprawę, że powinien skorzystać z pomocy specjalisty. Jednak nie potrafił dzielić się swoją historią z nikim. Nawet dobry psychiatra nie wydobyłby z Marcina bolesnej przeszłości.
Już raz próbował. Bezskutecznie. Tymczasem lekarstwo przyszło wraz z pojawieniem się w jego życiu Liliany. Tylko zasypiając przy niej był spokojny.
I chociaż jego buntownicza natura wypierała ten fakt, lgnął do niej jak do antidotum.
Teraz już wiedział jak źle postąpił odsuwając ją od siebie.
To nie przestrzeni i wolności potrzebował, a bliskości ukochanej. Uwielbiał patrzeć w szmaragdowe oczy i czuć ciepło z nich bijące.
Zerknął na zegarek.
Elaktroniczny wyświetlacz wskazywał 23.45 .
- No to pospałem - mruknął sam do siebie.

Odcienie SzmaragduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz