Liliana długo zastanawiała się nad słowami przyjaciela.
Z nieskrywanym żalem musiała w duchu przyznać mu racje. Marcin mimo tego, że był jej ukochanym, był także przestępcą. Sprowadzając go pod swój dach faktycznie naraziła na niebezpieczeństwo swoich krewnych. Z ukłuciem żalu stwierdziła, iż musi podjąć jakieś decyzje w tej kwestii. Albo Marcin wyjaśni jej kim naprawdę jest i czym się zajmuje, albo będą musieli się rozstać. Na tę myśl wzdrygła się i zaczęła zastanawiać czy potrafiłaby teraz żyć bez niego i jego miłości.-Lilciu chodź prędko! Pan Marcin przyjechał!- zawołał dziadek gdzieś z głębi domu. Dziewczyna natychmiast wstała i gotowa była od razu rozmowić się z przybyszem gdyby nie fakt, iż zastała go w pokoju dziennym wraz z chłopcami i dziadkiem. Poza tym na widok mężczyzny serce zaczęło walić jak oszalałe. Próbując nie dać poznać po sobie emocji przywitała się lekko:
- Wróciłeś już..
Oderwał wzrok od brzdąców, którzy jeszcze przed chwilą zasypywali go gradem pytań swobodnie usadawiając się na kolanach mężczyzny. Liliana widziała, że tym przenikliwym wzrokiem Marcin próbuje zajrzeć w głąb jej duszy. Uwielbiała te spojrzenie, jednak teraz nie byli sami. Oblała się rumieńcem.
- Załatwiłem wszystko szybciej. Chyba nie przeszkadzam? - zadał to pytanie bardziej retorycznie. Jednak zanim Liliana zdążyła cokolwiek odpowiedzieć uprzedził ją starszy mężczyzna siedzący na przeciw drzwi wejściowych:
- Ależ oczywiście, że nie! Panie Marcinie proszę się czuć jak u siebie. Pan jest przyjacielem tego domu!
- Dziękuję! - odparł szatyn uprzejmym tonem, lecz wzrokiem nadal taksował młodą kobietę.
Liliana nerwowo plotła ręce. Czuła się zagubiona. Jeszcze przed chwilą planowała poważną i decyzyjną rozmowę z Marcinem, po której wszystko miało być jasne. Jednakże zobaczyła go w swoim domu,
tak cudownie przystojnego i kochanego, patrzącego na nią tymi orzechowymi oczyma i poczuła, że jedyne co musi to jak najszybciej przytulić się do niego. Musi poczuć jego zapach. Jak najszybciej. Dopóki nie było go w pobliżu nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo na nią działa ten mężczyzna. Owszem tęskniła, lecz gdy go zobaczyła do tęsknoty dołączyło jeszcze pożądanie. Na prędce wymyśliła chłopakom zajęcie, a sama ująwszy za rękę Marcina wyciągnęła go z domu pod pretekstem rozmowy.
Gdy byli już na ścieżce za domem zwolniła kroku i zadarła głowę do góry mówiąc:- Cieszę się, że wróciłeś! - przytuliła się do jego torsu. Mężczyzna patrzył na nią z góry, jednak po chwili odwzajemnił uścisk. Trwali tak chwile. Gdy już pierwsze emocje opadły Marcin odsunął dziewczynę od siebie i cichym, poważnym głosem stwierdził:
- Coś z tobą nie tak. W domu zachowywałaś się jakbyś nie cieszyła się na mój powrót..
- To nie tak, ja.. tęskniłam naprawdę, tylko.. to inaczej mogło wyglądać - jąkała się nie wiedząc jak zacząć.
- Co jest dziewczyno? Mów otwarcie o co chodzi?!
Liliana spuściła głowę, cofnęła się kilka kroków i usiadła na wąskim murku. Splotła nerwowo dłonie i westchnęła.
- Marcin, ktoś mi uświadomił pewne fakty. Chciałabym... To znaczy muszę, tak - muszę wiedzieć o tobie więcej..
Marcin stał nieruchomo w miejscu, zaciskał nerwowo pięści jak zawsze gdy coś go drażniło. Spoglądał na sylwetkę dziewczyny i uważnie słuchał.
- Kocham cię bardzo, ale ja nadal nic o tobie nie wiem. Nie znam ani twojej przeszłości, ani tego kim jesteś i czym naprawdę zajmujesz się teraz. Gdy ciebie poznałam.. Sam przyznaj.. Nie były to dobre okoliczności.. Czasem się boję.. Nie gniewaj się, tylko porozmawiaj ze mną! Proszę..
Gdyby Liliana przyjrzała się teraz ukochanemu ujrzałaby na jego czole złowrogą zmarszczkę. Na pozór opanowanie stojący mężczyzna, wcale jednak taki spokojny nie był. Pięści zaciskał tak mocno, aż pobielały knykcie. Nie mogąc dłużej słuchać tego monologu Liliany zapytał krótko:
- Kto?
- Kto? Ale o co chodzi?- zdumiała się jego pytaniem. Uniosła nawet głowę i patrzyła zaintrygowana próbując odczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy.
- Kto sprał ci tak głowę?!- wyjaśnił cedząc słowa.
Dziewczyna otworzyła w zdumieniu usta, ale szybko je zamknęła. Nie tak miała potoczyć się ta rozmowa, więc nie wiedziała jak dalej ma się zachować. Wyrzuciła z siebie ogół zastrzeżeń, ale zamiast odpowiedzi z ust Marcian wydobył się jedynie wyrzut.
- Wspomniałaś, że ktoś ci uświadomił. Pytam więc kto? Myślałem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Zaznaczyłem, iż potrzebuje czasu i przestrzeni. Zaakceptowałaś to! Jak mam ci wyznać prawdę o sobie jeśli ty przy pierwszej okazji lecisz plotkować na mój temat?! - głos Marcina był zacheypnięty, a jego ton pełen żalu i rozdrażnienia. Liliana kolejny już raz żałowała doboru słów. Niestety mleko się rozlało. Wstała z zimnego murka i spokojnym głosem powiedziała:
- Nie plotkuję o tobie. Nigdy nie zdradziłabym twoich sekretów, ale ja ich nawet nie znam. Wiem jak się nazywasz i gdzie mieszkasz. Wiem ile masz lat i znam dwoje twoich współpracowników. Tyle wiem. Nie wiem czym się zajmujesz, chociaż domyślam się, że to niezgodne z prawem. Nie wiem skąd pochodzisz, czym się imlnteresujesz, kim była twoja poprzednia kobieta, ani nie poznałan nikogo z twojej rodziny. A mimo to kocham cie bardziej niż samą siebie. Nigdy nikogo tak nie kochałam- wyrzuciła z siebie. Wszystko cichym, drżącym głosem, który w miarę kolejnych słów zamieniał się w szloch.
Marcin słuchał patrząc chłodno. Zdawał się być obojętny, a nawet lekko poirytowany jej wypowiedzią. Ewidentnie jednak słowa dziewczyny gorzko odbijały się po jego wnętrzu, bo nieświadomie cofał się w głąb alejki. Gdy zdał sobie z tego sprawę potrząsnął głową i przystanął.
- To ten chłoptaś z kancelarii prawda? To on stara się nastawić ciebie negatywnie do mnie! - warknął oburzony.
- Janek chce tylko dla mnie dobrze..
- Ha! A więc jednak to on! Bądź pewna, że teraz to dobrze będzie chciał dla samego siebie! - wykrzyczał po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Na próżno Liliana łudziła się, iż poszedł ochłonąć i wróci na kolacje. Niestety uświadomiła sobie, że tej nocy także nie spędzą razem. Wraz z Marcinem z podjazdu zniknął także jego samochód..
***
- Coś ty taka blada? Chora jesteś? - pan Molski wyraził troskę o wygląd swojej pracownicy i jej formę.
W istocie Liliana od rana ledwo stała na nogach. Tej nocy niestety nie potrafiła zasnąć. Tęskniła za Marcinem i wyrzucała sobie, że niepotrzebnie rozpoczęła niebezpieczny temat. Faktycznie jej ukochany był furiatem. Wiedziała to od pierwszegi dnia, w którym go poznała. Jednak z czasem pokochała nawet jego nieprzewidywalne zachowania. Ostatecznie wbrew pozorom to właśnie przy nim czuła się najbezpieczniej.
Noc upłynęła jej na żalu, tęsknocie i złości. Natomiast rano czuła się fatalnie nie tylko z powodu niewyspania. Czuła, że prawdopodobnie rozbiera ją jakiś wirus. Kręciło jej się w głowie, bolało podbrzusze i nie miała siły na podstawowe rzeczy. Tymczasem pojechała busem do pracy w nadziei, iż samopoczucie poprawi się w miarę upływającego czasu.- Coś mnie chyba bierze, ale dam radę dzisiaj pracować- Odpowiedziała nie do końca zgodnie z prawdą, gdyż jak tylko skończyła wypowiadać ostatnie słowa poczuła, że robi jej się gorąco, w uszach szumi, a przed oczyma zaczyna wirować całe pomieszczenie. Nagle zrobiło się ciemno. Usłyszała jeszcze tylko jakiś huk, a potem już długo nic. Ocknęła się dopiero leżąc w dużym salonie na miękkiej skórzanej sofie. Tuż nad niął stała zatroskana Julia ze szklaneczką wody w jednej ręcę i jakimiś pigułkami w drugiej. W oddali słychać było strzępki rozmowy dwoch mężczyzn. Do uszu Liliany doleciały słowa:
- Jest pan pewien doktorze?
- Panie mecenasie, no pewności nie mamy, ale wstępnie zakładam że mogę mieć racje. Objawy na to wskazują, ale potrzebne są podstawowe badania. Głownie morfologia, mocz no i usg oczywiście.
- Rozumiem. Hm, nie wiem co powiedzieć tej biednej dziewczynie. Mamy ciąże w takim razie..
- Czemu biednej mecenasie? Dziecko to cud! Prawdziwy cud natury! Żegnam pana serdecznie.
CZYTASZ
Odcienie Szmaragdu
RomanceAutorstwa Magdaleny K.Kozłowskiej zakaz kopiowania i rozpowszechniania bez zgody autora. Wspaniała okładka autorstwa 'Pannaes' Korekta @czytelniczkataka *nominacja czytelników w konkursie Perły i Premiery ' #5 w romans 12.05.18 Książka bierze udz...