Chapter sixteen

1.5K 77 34
                                    

Długo nie posiedziałam sama, ponieważ po jakimś czasie w drzwiach pokoju pojawił się ten sam brunet, co wcześniej siedział z Remkiem i Michałem w kuchni. Na mój widok trochę się zdziwił, ale postanowił podejść i usiąść obok mnie na łóżku. Kątem oka widziałam, że patrzał na mnie z zaniepokojeniem. 

- Coś się stało? - spytał w końcu, z niepewnością w głosie. Wydawał się być trzeźwy, pomijając fakt, że wcześniej widziałam go, pijącego sobie butelkę, za butelką. 

- Kto kazał Ci tu przyjść? - spytałam dość ostrym tonem, zerkając na niego i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Po wyrazie jego twarzy można było stwierdzić, że zbiłam go z tropu tym pytaniem, a tego bym się nie spodziewała. 

Przecież nie przyszedłby tu z własnej woli.

- Nie, ja.. - zaczął się tłumaczyć, ale przerwałam mu, wstając z łóżka i podchodząc do komody, stojącej obok. Zapaliłam małą lampkę i spojrzałam w lustro, wiszące na ścianie. - Szukałem łazienki.. - odparł, po jakimś czasie, spuszczając głowę i drapiąc się po karku z zakłopotaniem. - Ale kiedy tu wszedłem, wyglądałaś na załamaną, więc chciałem spytać, czy wszystko w porządku - dodał, cicho wzdychając. Po chwili również podniósł się z łóżka i stanął za mną, wlepiając wzrok w zwierciadło. Z jednej strony zrobiło mi się trochę głupio, że tak na niego naskoczyłam, a z drugiej.. Z drugiej było mi tak samo głupio. Gdy chciałam już coś odpowiedzieć, mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Szybko wzięłam go do ręki, aby wyświetlić wiadomość, którą dostałam. 

      Remek: "Wszystko w porządku? Mam przyjść? Martwię się"

Jasne Remek, jest zajebiście. 

Może z wyjątkiem tego, że mój były chłopak chce do mnie wrócić, a ja nie mam pojęcia co robić.

Zirytowana cisnęłam telefonem o łóżko, a brunet, który nadal był w pomieszczeniu lekko się wzdrygnął. Westchnęłam, przecierając twarz dłonią, po czym spojrzałam na niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej i otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie znam jego imienia. 

- Przemek - odezwał się nagle, jakby czytając mi w myślach i z lekkim uśmiechem na ustach mierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Trochę się speszyłam, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać i tylko delikatnie się do niego uśmiechnęłam. Po chwili mój telefon znów zawibrował. 

      Remek: "Idę do Ciebie"

Nawet nie zdążyłam otworzyć ust, a w progu drzwi stał już Remek. Spiorunował Przemka wzrokiem, po czym bez słowa podszedł do mnie, mocno mnie do siebie przytulając i chowając twarz w moich włosach. 

- Wrócił już do domu - szepnął, a mi od razu ulżyło. Bez Dezego u boku czułam się jakoś pewniej. Fakt, że był w pobliżu po prostu mnie przytłaczał. 

- Dobra, nie ważne.. - mówiąc to, trochę się od niego odsunęłam. W pokoju zostaliśmy sami, drzwi były uchylone i przedzierało się przez nie światło, palące się na korytarzu. Przez głowę przeszła mi myśl, żeby wykorzystać ten moment i porozmawiać z nim, na temat jego zachowania, jednak po chwili namysłu odrzuciłam ją. To nie czas na to. Teraz jest czas na zabawę. - Idziemy na dół? - spytałam po chwili, zerkając na niego. Na jego twarzy przez cały czas malował się lekki uśmiech, a jego wzrok utkwiony był w moich oczach. 

Naprawdę muszę z nim porozmawiać, to nie da mi spokoju. 

- Pewnie - jego kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej, po czym złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę schodów. 

Na dole impreza trwała w najlepsze. Wszędzie walały się plastikowe kubeczki, albo co najlepsze - ludzie. Nie wiem jak, ale parę osób już odpadło i walnęło się na podłogę, na środku korytarza. W zasadzie by mi to nie przeszkadzało, jednak jedną z tych osób był Szumi. Rozłożył przy schodach, co wyglądało komicznie. Remek zaciągnął mnie do salonu, gdzie było więcej osób. Na szczęście, jeszcze funkcjonujących. Posadził mnie na kanapie i kazał chwilę poczekać, a sam ruszył do kuchni, gdzie przy wyspie siedział Przemek, rozmawiając o czymś z Michałem i Karolem. Zerkał to na mnie, to na Remka krzątającego się po pomieszczeniu. 

- Woda? - spytałam trochę zdziwiona, kiedy Remek postawił przede mną dwie szklanki pełne kranówki. Zadowolony z siebie walnął się, obok mnie na kanapie, śmiejąc się z mojej reakcji. 

- Cały wieczór ją pije - mówiąc to, zerknął na mnie i wziął łyka wody. 

Byłam pewna, że pił coś innego..

Przez dłuższy czas milczałam, nie wiedząc o czym mam z nim rozmawiać. Niby było tyle tematów, jednak sytuacja, w której się znajdowaliśmy niezbyt nam sprzyjała. Był tu po prostu zbyt wielki chaos. 

- Hej gołąbeczki, idziemy na ognisko, dołączycie do nas? - spytał nagle rozbawiony Stuart, podchodząc chwiejnym krokiem trochę bliżej nas.

Gołąbeczki? 

Wymieniłam spojrzenia z Remkiem, który wydawał się być tak podekscytowany owym pomysłem, że chyba nawet nie przejął się tym, jak Stuart nas nazwał. 

To wcale nie jest dziwne. 

Oboje się zgodziliśmy i ruszyliśmy za tłumem osób do wyjścia. 

Na ciemnym niebie można było dostrzec już pierwsze gwiazdy i księżyc, którego światło lekko rozjaśniało nasze twarze. Przy ognisku stało już kilka osób, piekących pianki, wcześniej nabite na patyki, więc wesołym krokiem ruszyliśmy w ich stronę. Usiadłam na jednej z kłód, które leżały dookoła i wyciągnęłam ręce w stronę ognia, aby trochę się ogrzać. 

Nagle dosiadł się do mnie Michał, obejmując mnie ramieniem i co chwilę cicho czkając. Spojrzałam na niego, śmiejąc się i podałam mu butelkę wody. 

- Ktoś zna jakieś fajne piosenki? - spytał z tajemniczym uśmiechem Karol, siadając po mojej drugiej stronie z gitarą w ręku. Nigdy nie widziałam, żeby grał, więc byłam trochę zaskoczona. Po chwili wszyscy, jak na zawołanie podnieśli się z ziemi bądź z kłód, na których siedzieli i spojrzeli na mnie z głupim uśmiechem na twarzy. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi i patrzałam na każdego, jak na idiotę, jednak wszystko mi się rozjaśniło, kiedy dotarło do mnie, że śpiewają mi teraz "Sto lat". Zakryłam usta dłonią, nie mogąc uwierzyć, w to, co właśnie się działo. 

Czułam się szczęśliwa. 

***

- Widzisz tamtą, o tam? - spytał pół głosem Remek, wskazując na jedną z gwiazd, która świeciła najmocniej ze wszystkich. Lekko kiwnęłam głową, wygodniej układając się na trawie, na której leżeliśmy. - To gwiazda polarna - mruknął, cały czas wpatrując się w gwieździste niebo. Leżeliśmy już tak od dłuższego czasu, w większości po prostu milcząc, jednak ta cisza nie była niekomfortowa. Była nawet przyjemna. Wszyscy przenieśli się z powrotem do środka, bo zrobiło im się zimno, a my postanowiliśmy zostać tutaj. Co prawda, mi też było dość zimno, ale nie zwracałam na to uwagi. - A widzisz tamte dwie? - wskazał kolejne gwiazdy, zerkając na mnie kątem oka. - Przypominają mi nas - mówiąc to, kąciki jego ust powędrowały ku górze. Podparłam się na łokciach, patrząc na niego z zaciekawieniem. - Wydają się być nie rozłączne, jak my - Remek obrócił głowę w moją stronę, błądząc wzrokiem po mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego, chociaż było zbyt ciemno, aby mógł to zobaczyć. Po chwili Remek usiadł, krzyżując nogi i nie odrywając ode mnie wzroku. - Wiesz, że nigdy Cię nie zostawię? - spytał cicho, łapiąc mnie za rękę i spoglądając w oczy. Zerknęłam na nasze splecione palce, a potem z powrotem na jego twarz, po czym bez słowa się w niego wtuliłam.

toxic //reZigiuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz