Chapter thirty eight

969 48 12
                                    

- Wiesz, bo.. jest taka jedna, dość istotna rzecz, o której Ci nie powiedziałem ostatnim razem - zacząłem, przerywając głuchą ciszę, panującą między mną i Kerelem, gdy staliśmy w korku, w drodze do szpitala, aby zabrać Marcelinę do domu. Karol zerknął na mnie kątem oka, lekko marszcząc brwi. Widziałem w jego oczach, że natychmiastowo zaczęła zżerać go ciekawość, w związku z tym, co chcę powiedzieć. Ja jednak nie byłem do tego tak pozytywnie nastawiony. 

"A no wiesz, powiedziałem jej, że zanim straciła pamięć, byliśmy razem, a co tam u ciebie?" 

Jezu, co ja narobiłem.. 

- No? O co chodzi? - spytał, czekając, aż kontynuuje, ale tak naprawdę, to nie wiedziałem, co miałbym w ogóle powiedzieć. Niby przez ostatnie kilka dni myślałem nad tym cały czas. Praktycznie nie było chwili, kiedy nie zastanawiałbym się, jak to wszystko ubrać w słowa, ale doszedłem do wniosku, że jestem w tak chujowej sytuacji, że nie ma z niej żadnego wyjścia. 

- Ee.. Noo.. Bo ja.. powiedziałemjejżejestzemnąwzwiązku - wymamrotałem na jednym wdechu, widząc po jego minie, że chyba nie zrozumiał co powiedziałem. Sam tego nawet nie zrozumiałem.

- Że co zrobiłeś?! - wydarł się nagle i w tym samym momencie ktoś zatrąbił na nas, ponieważ było zielone światło, a auta przed nami się ruszyły. Karol przycisnął pedał gazu i pojechał dalej, co chwilę zerkając na mnie, jak na idiotę. Zapewne czekał na wyjaśnienia, ale ja niezbyt chciałem się teraz tłumaczyć. W ogóle nie mam ochoty się z tego tłumaczyć. Nie wiem nawet jak miałbym to zrobić. - Remek, proszę, powiedz, że tylko sobie z tym żartowałeś - mruknął błagalnie, przestając na mnie zerkać i trochę przyśpieszając. Byliśmy już dość blisko szpitala, więc miałem nadzieję, że uda mi się to przeczekać. Pech chciał, że nie zdążyliśmy na zielone światło, na skrzyżowaniu i znowu stanęliśmy w miejscu. 

Krępująca cisza panowała między nami przez dłuższy czas. Gdy tylko zerkałem na niego kątem oka, widziałem, że jest trochę zdenerwowany. Zaciskał ręce na kierownicy, prawdopodobnie starając się nie wybuchnąć i przypadkiem mnie nie zamordować. 

Nie wiem, na co ja liczyłem.

Że pośmiejemy się z tego? 

Ta, zabawne. 

Na szczęście po niedługiej chwili, ponownie ruszyliśmy, a mnie udało się przemilczeć resztę podróży. Jak na razie, nie zamierzam dzielić się tą informacją z nikim innym. Kiedyś przyjdzie na to czas. 

Wchodząc do jej sali, usłyszałem jakieś śmiechy. Potem wzrok Michała, Stuarta i Szymona spoczął na mnie. Momentalnie poczułem wściekłość i zacisnąwszy pięści, ruszyłem szybkim krokiem w stronę Stuarta, mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw. Kiedy już miałem się zamachnąć i z ogromną satysfakcją patrzeć, jak ten zwija się z bólu na podłodze, Karol szarpnął mnie do tyłu, a Michał stanął przed czarnowłosym, ukrywając go za sobą. Przez dłuższą chwilę szarpałem się, nie potrafiąc zrozumieć, co oni tu w ogóle robią, a reszta osób w pomieszczeniu przypatrywała się tej sytuacji w osłupieniu. 

- Uspokój się już, do cholery! - wydarł się na mnie Michał, podchodząc bliżej, łapiąc mnie za ramiona i potrząsając mną. Zdenerwowany wyszarpałem się z jego uścisku i spojrzałem na Stuarta z chęcią mordu. Sprawiał wrażenie, jakby kompletnie nie wiedział, czemu mam ochotę go zabić. - Wiem, że różnie się ostatnio działo, ale chciałem nas pogodzić - mruknął, zerkając to na chłopaków, to na mnie, a po jego słowach w pomieszczeniu nastała cisza. Tak samo jak oni, zerkałem na każdego kolejno, starając się wyczytać coś z ich wyrazów twarzy. Byli tak samo poddenerwowani tą sytuacją, co ja. 

- A co, życie w trójkącie wam nie odpowiadało? - zadrwiłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej i dostrzegając, jak Szymon ze Stuartem się krzywią, na wspomnienie o ich obu prawdopodobnie niedoszłej dziewczynie. Cisza, która znów nastała po moim pytaniu, nieco mnie rozbawiła. - Można się było tego spodziewać - skwitowałem, po czym usiadłem na krawędzi łóżka Marceliny, która od początku siedziała cicho, tak naprawdę nie wiedząc, o co chodzi. 

- To ja idę ją wypisać - mruknął Kerel, znikając za drzwiami, na co mimowolnie się uśmiechnąłem, zerkając w jej stronę. 

- Opowiesz mi trochę więcej, o naszym związku? Ostatnio nie chciałeś mi nic powiedzieć - zmarszczyła lekko brwi, wbijając wzrok we mnie, a ja momentalnie zamarłem.

Cholera jasna. 

- Z w i ą z k u? - przeliterował Michał, a ja poczułem, że głupio się uśmiecha, chociaż go nie widziałem, ponieważ bałem się odwrócić w ich stronę. 

- Jakim związku?!

- Co ty pierdolisz?

Jestem już martwy. 

toxic //reZigiuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz