Chapter seventy eight

278 7 4
                                    

- d z i ś - 

Na zegarku widniała godzina 6;00 rano. Ledwo co otworzyłam oczy, a złe samopoczucie, kac, ból głowy i kilku innych części ciała dał o sobie znać. Zdezorientowana uniosłam lekko głowę, rozglądając się dookoła. Nadal byliśmy u Michała. Kilka osób dalej się bawiło, kilka spało, kilka zgonowało. Wszędzie był syf i dało się odczuć, że ktoś niedaleko zwymiotował raz, a może nawet parę razy. 

Zerknęłam później dokładniej na osoby, które znajdowały się obok mnie. Teraz już nie wydawały mi się takie nieznajome, jak w momencie, w którym tu weszłam. 

I wtedy wszystko do mnie dotarło. 

Momentalnie zaczęłam szlochać bez opamiętania, co zwróciło uwagę Remka, który siedział obok mnie nieświadomy tego, że obudziłam się przed chwilą. 

- Hej, co jest, co się dzieje? - spytał zmartwionym głosem, chcąc mnie do siebie przytulić, ale odepchnęłam go od siebie, dalej głośno płacząc, co obudziło resztę osób. Nie potrafiłam na nich wszystkich patrzeć. Czułam się wykorzystana, okłamana.

Szybko wstałam z kanapy, z zamiarem wyjścia stamtąd, zanim w ogóle ktoś zorientuje się, co się dzieję, ale Przemek, który siedział na podłodze, obok kanapy, złapał mnie za nogi, co uniemożliwiło mi poruszanie się. 

- Jak mogłeś?! - krzyczałam z pretensjami. - Jak mogłeś mnie tak oszukać?! Jak mogliście wszyscy mi to zrobić?! - rozglądałam się po wszystkich osobach, które siedziały w pobliżu. 

- Mówiłem ci kurwa, że masz z nią porozmawiać - odezwał się Michał, wstając z podłogi, na której jeszcze przed chwilą spał i lustrował Remka zdenerwowanym wzrokiem. Po chwili do kłótni dołączył się Karol, który również zaczął go potępiać.  

Wszyscy o tym wiedzieli. 

Wszyscy mnie oszukiwali. 

A ja głupia, dałam się tak wykorzystać. 

- Ej, uspokójcie się wszyscy - zawołał Dezy, jednak nic to nie dało. Ja dalej płakałam, Remek nadal kłócił się z Michałem i Karolem, a Przemek uporczywie mnie przytrzymywał, przytulając się do moich nóg i siedząc cicho. 

- ..T-ty też o wszystkim w-wiedziałeś? - jąkałam się, nadal zapłakana i zerknęłam na Przemka. Ten jednak nic nie odpowiedział, tylko pokręcił głową, patrząc mi prosto w oczy. 

Czułam się w tamtym momencie najgorzej na świecie. 

- Marce, proszę, daj mi to wyjaśnić - jęknął Remek, łapiąc mnie za nadgarstek, ale szybko wyrwałam się z jego uścisku. 

- Brzydzę się tobą - wycedziłam. Akurat gdy to mówiłam, wszystkie krzyki ucichły i zapanowała grobowa cisza. Remek nic na to nie odpowiedział, tylko wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem. 

- Wiedziałeś, że to się tak skończy. Wiedziałeś, że to w końcu się, kurwa, stanie, Remek! - Michał znowu podniósł ton, jednak ten już na nic nie reagował. Wszyscy znowu zaczęli się ze sobą kłócić, a w tym całym hałasie byłam ja. 

Czułam się przeokropnie. Nie rozumiałam jak on mógł tak wykorzystać to, że straciłam pamięć, a najgorsze było to, że w końcu to uczucie stało się prawdziwe. Ostatni tydzień był dla mnie niesamowity. Czułam się po prostu cudownie, ale prawda w końcu wyszła na jaw i nie mam pojęcia, czy będę to potrafiła zaakceptować. 

W dalszym ciągu okropnie boli mnie głowa. Nie wiem już czy to od kaca, czy tego całego hałasu, czy od tego, że wszystko sobie przypomniałam. 

W s z y s t k o. 

Pamiętam każdy drobny szczegół, z naszej przyjaźni. To jak mnie traktował, gdy poznał chłopaków i to jak później się pogodziliśmy i przez moment było cudownie. 

No właśnie, było. 

Mój wypadek wszystko zmienił. On od zawsze był we mnie zakochany, a ja od zawsze widziałam w nim jedynie przyjaciela i nie chciałam tego zmieniać, a on to podle wykorzystał, wyłącznie dla swojej przyjemności. 

W tamtym momencie nie obchodziło mnie już nic. Dalej płakałam, jednak już nie tak głośno, jak chwilę wcześniej. Nie potrafiłam się otrząsnąć z tego wszystkiego, ale wiedziałam, że nie chcę już utrzymywać kontaktu z żadną osobą, która tu siedzi. 

Patrzałam na nich wszystkich i po prostu nie potrafiłam uwierzyć w to, że każdy z nich o tym wiedział, a i tak ciągle mnie okłamywali.

Wszyscy dalej skakali sobie do gardeł, przez co nie zauważyli momentu, w którym Remek wychodzi powolnym krokiem na zewnątrz. 

Już wiedziałam, że coś się święci. 

Wyszarpałam się z objęć Przemka i szybko wyszłam za nim, a reszta ruszyła za mną. Czułam okropną nienawiść, do wszystkich w pobliżu, ale nie mogłam pozwolić, żeby Remek coś sobie zrobił, przeze mnie. Byłam w rozsypce, ale nadal coś do niego czułam. 

Przemek stanął zaraz za mną, łapiąc mnie od tyłu, żebym nie szła dalej.

- Remek, wracaj tu - wyszlochałam, widząc jak zbliża się do ruchliwej ulicy. - Wracaj tu, słyszysz?! - wydarłam się, ciągle się szarpiąc, ale Przemek był zbyt silny. - Kocham cię, do chuja - wyszeptałam.

W tym samym momencie pędzące auto trafiło prosto w niego. 

toxic //reZigiuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz