- W.. związku? - powtórzyła, patrząc na mnie niepewnie, a ja nerwowo rozejrzałem się dookoła, starając się nie utrzymywać z nią kontaktu wzrokowego.
Teraz to chyba w życiu nie spojrzę jej w oczy.
Czemu. Ja. To. Powiedziałem?
W odpowiedzi pokiwałem tylko głową, zastanawiając się, czemu jestem tak głupi i dalej w to brnę. Ale nie potrafiłem w tym momencie zdobyć się na odwagę, żeby powiedzieć jej, że to nieprawda, gdy ta próbowała sobie właśnie przyswoić tą informację. Uznałaby mnie za totalnego idiotę, więc.. Spróbuje jej to powiedzieć jutro.
"Słuchaj, nie byłem z tobą do końca szczery, bo wiesz, wymyśliłem sobie to, że byliśmy w związku, bo nie potrafiłem się pogodzić z tym, że przed wypadkiem mnie zfriendzonowałaś."
Już to widzę. Będzie zajebiście zadowolona.
- Ja.. - zaczęła nagle, wyrywając mnie z zastanowienia. Chwilę jej zajęło, aby ułożyć sobie w głowie to, co chciała powiedzieć, a gdy była już gotowa, spojrzała na mnie, czekając prawdopodobnie na to, aż rzeczywiście będę wyglądał, jak ktoś, zainteresowany tym, co chce powiedzieć. Bo jak na razie, to wpatrywałem się w nią pustym wzorkiem, starając się zrozumieć siebie samego. - Chciałabym dowiedzieć się trochę o mnie - zerknęła na mnie niepewnie, jakby bojąc się mojej reakcji. - I o nas - dopowiedziała po chwili, z jednej strony wyglądając na podekscytowaną faktem, że jest w fikcyjnym związku, a z drugiej, tak jakby mi współczuła. Nie wiem czemu miałaby mi współczuć, ponieważ jej wyraz twarzy wyrażał miliard emocji na raz i nie potrafiłem zbytnio ich rozróżnić. Ani nie czytam w myślach, żeby znać powody, dla których tak wygląda.
A domiar złego, słysząc, jak mówi o "nas", których tak naprawdę w tym momencie nie ma, przeszła mnie fala nieprzyjemnych dreszczy.
Nie powinienem był jej okłamywać.
A gdybym zdążył ją uratować, to wszystko byłoby w porządku..
Słuchaj, ja.. chcę, żeby wszystko było po staremu, ja.. nie chcę nic więcej, przepraszam.
No dobra, może nie do końca wszystko.
***
Opowiedziałem jej wszystko, co o niej wiedziałem. No.. prawie wszystko. Pominąłem niektóre szczegóły, które jednak nie będą jej potrzebne do życia. Takie jak nasza ostatnia kłótnia. Albo to, jak olewałem ją przez dłuższy czas. Albo chociażby jak to, że nie ma żadnego pierdolonego związku i byliśmy pierdolonymi przyjaciółmi.
I ani razu nie spojrzałem jej przy tym w oczy. Nie potrafiłem, nie potrafię i nie będę potrafił tego zrobić. Ale jeśli nie powiem jej tego w najbliższym czasie, a ona nie dowie się tego ode mnie, to już w życiu jej nie odzyskam.
Powinienem chyba cieszyć się tym, co jest teraz i nie narzekać. Tak, jak mówią wszyscy. Ale nie umiem się cieszyć, gdy sam sobie zafundowałem taką sytuację.
W dodatku, gdy jakimś cudem wróci jej pamięć to ona mnie zapierdoli.
Chyba zaczynam pojmować, w jak głębokiej dupie aktualnie jestem.
Cholera jasna.
Moje rozmyślanie przerwał siadający obok mnie na krzesełku mężczyzna z laską. Jej lekarz, na którego w zasadzie nie wyglądał, ponieważ nie nosił białego kitla i nie zachowywał się jak typowy, ponuro nastawiony do życia, pracownik szpitala.
Swoją laskę oparł o ścianę, po czym zerknął na mnie, z tym samym, znudzonym wyrazem twarzy co zawsze, gdy go widzę.
- Chciałem poinformować pana o jeszcze jednej, istotnej rzeczy - odezwał się po chwili namysłu, a ja automatycznie podniosłem na niego wzrok, marszcząc lekko brwi. Gdy jednak otworzył usta, aby dalej zacząć mówić, z sali wyszedł Karol, ciężko wzdychając, po czym usiadł na przeciwko, przecierając twarz dłonią i prawdopodobnie próbując oswoić się z faktem, że ona naprawdę nic nie pamięta. - Jeśli zrobiliście sobie nadzieję, że ta pamięć jej wróci, to muszę was niestety dobić jeszcze bardziej. Z badań, które robiliśmy dziś nad ranem, wynika, że to nie jest tymczasowe. Przykro mi, nic nie da się z tym zrobić - oznajmił, a ja właśnie zrozumiałem, co zrobiłem.
Z jednej strony poczułem ulgę, bo skoro nie odzyska tej pamięci, to nigdy tak naprawdę nie powinna się dowiedzieć, o tym, że ją okłamałem, ale z drugiej, czuję się podle i mam wyrzuty sumienia.
Chyba zrobię listę rzeczy, których nigdy sobie nie wybaczę. Bo zaczyna się trochę tego zbierać.
***
- Zostanie jeszcze przez kilka dni na obserwacji - mruknąłem, siadając na kanapie w salonie i zerkając na moją mamę, która wyglądała na cholernie zmartwioną. Nie dziwie się jej, zawsze traktowała ją, jak swoją drugą córkę.
- No, ale.. co z nią? Wszystko w porządku? Dowiedzieliście się jeszcze czegoś? - dopytywała, bawiąc się nerwowo bransoletką, którą kiedyś jej wspólnie zrobiliśmy i od tego czasu jej nie zdejmuje.
- Musisz przygotować się na to, że ona może.. - przerwałem na chwilę, aby się zastanowić. - Że może cię nie poznać - wydusiłem z siebie, po dłuższej chwili milczenia i w tym samym momencie, dostrzegłem na jej twarzy smutek. Ogromny smutek. - I nie wiadomo, czy kiedykolwiek to zrobi - dodałem, spuszczając wzrok, na co moja mama zakryła ręką dłoń, patrząc na mnie z współczuciem i niedowierzaniem jednocześnie.
- Tak mi przykro.. - wyszeptała, obejmując mnie ramieniem i mocno do siebie przytulając.
CZYTASZ
toxic //reZigiusz
Fiksi PenggemarToksyczna przyjaźń. Toksyczna miłość. Toksyczne życie. (Wszelkie podobieństwa do innych książek są przypadkowe. Mogą występować wulgaryzmy.)