Chapter sixty one

344 16 20
                                    

- Stary, żyjesz jeszcze? - Michał wyrwał mnie z rozmyśleń, machając mi ręką przed twarzą. Szybko się otrząsnąłem i podniosłem się do pozycji siedzącej, udając, że nic się nie stało.

- Michał, mam w dupie to, co myślisz, pozwól mi być szczęśliwy - mówiąc to, nawet na niego nie zerknąłem, tylko od razu wstałem z miejsca, z zamiarem wyjścia z pokoju.

- Ona o wszystkim się dowie - ostrzegał, starając się mnie jeszcze jakoś zatrzymać, ale go zingorowałem.

Życie jest krótkie. Nie będę się tym teraz przejmować.

Szybkim krokiem powędrowałem w stronę domu Marceliny.

Do mojej dziewczyny.

Chciałem jej zrobić niespodziankę i przyjść bez zapowiedzi. Mimo wszystko, jak wcześniej się przyjaźniliśmy, lubiła jak tak robiłem, więc raczej w tym nic się nie zmieniło.

- Jesteś miłością mojego życia - wyszeptałem jej do ucha, jak tylko otworzyła mi drzwi. Stała ubrana w słodką piżdżame w jednorożce i widziałem w jej oczach, że nie było jej obojętne to, co powiedziałem.

Wszystko, co ode mnie usłyszy, to sama prawda. Obiecałem sobie, że nigdy więcej jej nie okłamię.

Po moich słowach stała się cała czerwona, jak burak, na co się tylko zaśmiałem, w tym samym czasie wchodząc do środka, gdy ta przepuściła mnie w drzwiach. Pewnym krokiem zmierzałem w stronę kuchni, ale Marcelina niespodziewanie zatrzymała mnie w połowie drogi, tak jakby nie chciała, żebym wchodził do kuchni, do której miałem zamiar się udać.

- Może pójdziemy do pokoju? Mam tam.. bałagan - zaproponowała bardzo niepewnym głosem i od razu wyczułem ze coś jest nie tak.

- Nic nie szkodzi przecież - pokręciłem głową ze śmiechem, nie rozumiejąc czemu robi z tego taki wielki problem, a zaraz potem pchnąłem drzwi pomieszczenia, wchodząc do środka. I tego.. się nie spodziewałem. - Wydaję mi się, ze jednak masz tu coś więcej, niż bałagan - mruknąłem, mierząc wzrokiem Przemka, który zwyczajnie sobie siedział przy stole, patrząc się na mnie dziwnie.

- Chodź stąd - Marcelina pociągnęła mnie za rękę w swoją stronę, ale ja ani drgnąłem. Sama jego twarz działała mi na nerwy, nie potrafiłem zdzierżyć myśli, ze jeszcze kilka dni temu on całował się z moją dziewczyną.

Z moją dziewczyną.

- Ty naprawdę jeszcze utrzymujesz z nim kontakt? - spytałem zdenerwowany, zaciskając pieści, na co Przemek podniósł się z krzesła, marszcząc brwi i podchodząc bliżej mnie.

- Coś ci nie pasuje? - spytał, gdy stał już obok ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. Cały się spiął ze zirytowania, zresztą podobnie jak ja. Cholernie działał mi na nerwy.

- Przestańcie - jęknęła również poirytowana Marcelina.

- A żebyś, kurwa, wiedział - warknąłem, patrząc mu prosto w oczy i ledwo się już powstrzymywałem, żeby mu nie zajebać.

- Remek - czułem jak Marce ciągnie mnie za rękę, ale nie miała w ogóle siły, żebym jakkolwiek się ruszył.

- Myślisz, że ona jest twoją własnością? - Przemek pchnął mnie na szafki, co tylko jeszcze bardziej mnie rozzłościło i już miałem mu oddawać, gdyby nie Marcelina, która stanęła między nami.

- Lepiej idź do domu - mruknęła zdenerwowana, pokazując mi gdzie są drzwi.

- Że co? - zmarszczyłem brwi, niedowierzając w to, co właśnie usłyszałem. - Wolisz jego, tak? - spytałem wkurwiony po całości, jednak odpowiedziała mi jedynie cisza z jej strony. Jej zawiedziona mina mocno mnie zabolała i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, co ja tak właściwie odkurwiam. - J-ja.. przepraszam, to nie tak miało wyglą..

- Wyjdź, proszę - przerwała mi, płaczliwym tonem. Nie potrafiłem teraz spojrzeć jej w oczy i szybkim krokiem wyszedłem na zewnątrz, nie mogąc uwierzyć w to, ze jestem takim debilem.

Zjebałem.

Kolejny raz.

toxic //reZigiuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz