Obudziłam się mniej więcej w południe. Za oknem świeciło słońce, na niebie nie było ani jednej chmurki i wiał przyjemny wiaterek.
Pogoda nam ostatnio dopisuje.
Druga połowa łóżka, na którym spałam wyglądała jak po przejściu tornado, co znaczy, że Remek już wstał, jednak gdy miałam zamiar się z niego podnieść, za sobą usłyszałam ciche jęknięcie i w tym samym momencie, lekko zdezorientowana obróciłam się w tamtą stronę. Niczego tam nie dostrzegłam, co wprawiło mnie w jeszcze większe zdziwienie.
Postanowiłam wstać, aby rozejrzeć się po pokoju i wtedy wszystko zrozumiałam.
Mówiłam mu, żeby nie spał ze mną w jednym łóżku.
- I jak, fajnie się spało na podłodze? - spytałam rozbawionym tonem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Remek tylko machnął na mnie ręką i z małymi trudnościami podniósł się do pozycji stojącej. Widać było po nim, że się nie wyspał. Właściwie, to nawet nie pamiętam, o której poszliśmy spać, ani co się stało z resztą osób. Kiedy przetarł podkrążone oczy dłonią, zrobiło mi się go trochę żal, jednak nic nie poradzę na to, że aż tak się rozpycham podczas snu.
- Chodźmy może coś zjeść, umieram z głodu - Remek zmienił temat i bez zastanowienia złapał mnie za rękę, ciągnąc na dół.
Na korytarzu zbytnio nic się nie zmieniło, no może poza faktem, że na schodach nie leżał już Szymon. W salonie za to było istne pobojowisko, nie było miejsca, w którym nie byłoby jakiegoś pustego kubeczka, czy innych śmieci. W kuchni zaś siedzieli już Stuart, Karol i Michał, jedzący wczorajszą pizze, więc podeszłam bliżej nich, siadając na jednym z krzeseł.
- Bon appétit - Szumi nagle postawił przede mną i Remkiem talerz z kawałkiem pizzy, którą od razu zaczęłam jeść. Jak na wczorajszą, jest całkiem dobra.
Szczerze mówiąc, cieszę się, że nie piłam wczoraj nic oprócz wody, którą cały czas Remek podstawiał mi pod nos, w razie gdybym miała być spragniona, przez co dokładnie pamiętam cały wieczór.
A czułabym się źle, gdybym go nie pamiętała.
Po posiłku Michał z entuzjazmem wybiegł z kuchni, a wrócił z kolorowymi siatkami i pudełkami, po czym poukładał je na środku pokoju, gdzie mnie przyprowadził. Podał mi pierwszy, mały prezent, który był od Dezego.
- Daj mi może inny.. Nie chcę go na razie otwierać - mruknęłam, lekko speszona i odłożyłam go na bok. Michał tylko wzruszył ramionami, po czym dał mi do ręki kolejne, małe pudełeczko, uśmiechając się pod nosem.
Pewnie jest od niego.
- Podoba Ci się? - spytał Michał, patrząc na mnie wzrokiem pełnym nadziei, na co cicho się zaśmiałam.
- Piękny jest - stwierdziłam, przekładając złoty naszyjnik z jednej do drugiej ręki. - Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego, po czym mocno przytuliłam.
Po chwili w moich rękach znalazł się kolejny prezent, a Remkowi zaświeciły się oczy. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i podszedł trochę bliżej, czekając aż go otworzę. Delikatnie rozerwałam papier, którym pudełko było opakowane, po czym spojrzałam jeszcze raz na niego, dostrzegając, że jest już zniecierpliwiony. Cicho się zaśmiałam, a już po chwili przyglądałam się czarnej bransoletce z rzemyka, ze srebrną zawieszką, w kształcie znaku nieskończoności.
- Mam taką samą - mruknął, wyciągając swoją rękę w moją stronę i szeroko się uśmiechając, na co tylko lekko rozchyliłam usta z zachwytu.
W odpowiedzi tylko rzuciłam się na niego z uściskiem, nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu.
CZYTASZ
toxic //reZigiusz
FanficToksyczna przyjaźń. Toksyczna miłość. Toksyczne życie. (Wszelkie podobieństwa do innych książek są przypadkowe. Mogą występować wulgaryzmy.)