Chapter twenty seven

1K 63 14
                                    

~~Throwback~~

POV Remek 

- Ty palisz? - usłyszałem za sobą znajomy głos. Obróciłem się z głupim uśmiechem i zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu. Sprawiała wrażenie przerażonej.

Czyli w zasadzie tak, jak zwykle w moim towarzystwie. 

- Słuchaj, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy - machnąłem ręką, jednak gdy chciałem już wrócić do rozmowy z chłopakami, Marcelina podeszła do mnie i chwyciła mnie za ramię, odwracając mnie w swoją stronę i spoglądając w oczy. - Powiedziałem coś do ciebie - warknąłem, przypierając ją do ściany budynku i zaciskając rękę na jej nadgarstku, na co cicho syknęła z bólu. Nie chciałem jej zrobić krzywdy, jednak chyba trochę za bardzo mnie poniosło, ponieważ po dłuższej chwili wpatrywania się w jej oczy, dostrzegłem w nich łzy. Momentalnie się od niej odsunąłem, po czym zawołałem chłopaków i nawet na nią nie zerkając, ruszyliśmy w stronę bramy.

POV Marcelina

Gdy tylko odprowadziłam go wzrokiem poza teren szkoły, wróciłam do środka po plecak i wybiegłam za nimi. Może i zachował się jak nie on, ale chcę do niego pójść. Do jego domu. To najgłupszy pomysł, na jaki wpadłam w życiu, ale martwię się o niego i żadna, dziwna sytuacja tego nie zmieni. 

Weszłam do środka bez pukania, ponieważ nawet gdyby go tu nie było, a byliby jego rodzice, to nie mieliby mi tego za złe. Jednak zamiast ujrzeć cieszących się na mój widok jego rodziców, usłyszałam dźwięk tłuczenia szkła. I krzyki. 

- Remek, przestań! - ryknął prawdopodobnie Rychlik, próbując go uspokoić. Gdy wyjrzałam zza ściany, aby zobaczyć, co tam się dzieje, dostrzegłam Remka z talerzem w ręku, którym po chwili rzucił w Burtona, jednak nie trafił. Ale zaraz, czy on.. 

On płacze. 

- Próbując nas zabić, nic nie wskórasz do cholery! - zdenerwował się jakiś blondyn. Nigdy jeszcze nie słyszałam, jak go wołają, więc nie mam pojęcia, jak może mieć na imię. Po tych słowach Remek jakby spoważniał, a szklanka, którą chwilę wcześniej wziął, wypadła mu z ręki. 

- Uderz mnie - jęknął Remek, podchodząc do Burtona. 

- Co? Zwariowałeś?! - spytał zirytowany czarnowłosy, kładąc ręce na jego ramionach i trzęsąc nim lekko. Remek jednak ani drgnął. 

- Ona przeze mnie płakała. I płacze, cały czas - mruknął ledwo słyszalnie, siadając po chwili na kanapie i chowając twarz w dłonie, które oparł o kolana. 

A ty do chuja pana nie zamierzasz z tym niczego zrobić, jak widzę. 

Bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale jak próbuję od dłuższego czasu. 

Ale mi przez ciebie nie wychodzi. 

W momencie, w którym chciałam już się wycofać i wyjść z jego domu, Remek podniósł wzrok. I spojrzał prosto na mnie, a jego oczy jakby się zaświeciły. 

A ja spanikowałam. 

Widząc, że podnosi się z kanapy, po prostu uciekłam. 

[...] 

Nie zabijajcie mnie jeszcze, proszę (natalka ty też, plz)

Chciałam ten rozdział wrzucić wczoraj, w urodzinki Remka, ale jakoś tak mi to nie wyszło :c

toxic //reZigiuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz