Chapter twelve

1.4K 75 31
                                    

Obudziłam się zlana potem, kompletnie nie wiedząc co się właśnie stało. Powoli rozejrzałam się po pokoju, próbując uspokoić swój przyśpieszony oddech.

Przez okno dostrzegłam, że słońce dopiero wschodziło, a ludzie wychodzą z domów na spacery z psami lub na jakieś zakupy.

To wszystko było jednym, okropnym snem...

Uświadamiając sobie ten fakt, głośno odetchnęłam z ulgą. Nie wiem, co by było, gdyby zaraz miało się okazać, że to jednak prawda. Na pewno czułabym się potwornie, zamknęłabym się w sobie. Znowu.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przekręcenia klucza, na co lekko się wzdrygnęłam. Niemożliwie, żeby Karol o tej godzinie wychodził z domu. Postanowiłam pójść i to sprawdzić.

Zarzuciłam na siebie jedynie bluzę i po cichu wyszłam ze swojego pokoju. Wolnym krokiem ruszyłam ku schodom, z których starłam się schodzić tak, aby nie skrzypiały, co nie bardzo mi wychodziło. Trochę się zestresowałam, bo co, jeśli, to wcale nie jest ktoś, kogo znam? Co, jeśli to jakiś morderca?

Gwałtownie się zatrzymałam, kiedy z przedpokoju usłyszałam jak ktoś zdejmuje buty i również stara się robić to w miarę cicho. Przez dłuższą chwilę stałam w miejscu, nasłuchując. Zaraz.. Kolejna osoba zdejmuje buty i odkłada kurtkę na wieszak. I kolejna.. Serce podeszło mi do gardła, bo w głowie zaczęły układać mi się najczarniejsze scenariusze. Takie, jakich nawet w filmach nie pokazują. Zeszłam schodek niżej, aby móc zobaczyć, kto próbuje wywołać u mnie zawał serca. I sprawa od razu stała się jasna.

- Co tu się do cholery dzieje? - spytałam, schodząc na sam dół i prawie potykając się na ostatnim schodku, co wywołało śmiech u całej grupki.

No tak. Karol przyprowadził Remka, a Remek swoich koleżków. W sumie to odpowiada mi bardziej, niż jakiś morderca, który prawdopodobnie żądał by nie wiadomo ile hajsu, w zamian za życie. Albo po prostu byłby mordercą.

- Dlaczego już nie śpisz? Obudziliśmy Cię? Cholera, mówiłem, że macie być cicho, jełopy - warknął w ich stronę Remek, przecierając twarz dłonią, a Michał stojący zaraz za nim głośno się roześmiał. Podobnie jak Karol. I Stuart. Michał, Szymon. I...

Zmarszczyłam brwi, słysząc jeszcze jeden dość znany mi głos, jednak nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należy. Wyminęłam Remka, przepychając się między nimi w stronę drzwi, a kiedy już miałam ujrzeć tego kogoś, Remek nerwowo zawołał Michała, a ten zakrył mi szybko oczy, uniemożliwiając dalszą drogę.

Przez chwilę słyszałam jakieś szepty, które ucichły, gdy poczułam, że któryś z nich oplata mnie rękoma w talii, a na oczach mam wiązaną chustę.

Co. Tu. Się. Dzieje.

- Błagam, niech mi ktoś wyjaśni o co tu chodzi - jęknęłam, próbując dojrzeć przez czarny i gruby materiał sylwetkę któregokolwiek z nich, ale niestety wybrali jeden z moich najmniej prześwitujących szalików. A mogłam go wtedy nie kupować, cholerne przeceny.

Przez kogoś, kto nadal nie miał zamiaru mnie puścić, nie miałam możliwości poruszania się jakkolwiek, co było trochę przytłaczające. Do tego, cały czas słychać było jakieś śmiechy i szepty. Z tego wszystkiego jednak najbardziej przerażał mnie fakt, że jest strasznie wcześnie, ja jestem w samej pidżamie i nawet nie wiem kto jest tą dodatkową osobą.

- Teraz uważaj - szepnął mi nagle do ucha Remek, lekko popychając mnie w jakąś stronę, ale byłam za bardzo zdezorientowana, żeby zrozumieć, że mam ruszyć dupę i iść w tym kierunku. Mruknęłam coś do siebie trochę zdenerwowana i uważnie zaczęłam stawiać kroki przed siebie, wymachując rękoma we wszystkie strony, żeby tylko w coś nie wejść.

- Właściwie, to po co ja to robię? - spytałam po jakimś czasie, zatrzymując się na chwilę, krzyżując ręce na piersi i mając nadzieje, że uzyskam jakąkolwiek odpowiedź, jednak cała szóstka postanowiła udawać, że wcale ich tam nie ma.

Zajebiście.

Po chwili znów zostałam lekko pchnięta w jakimś kierunku. Nawet nie wiem, gdzie teraz jestem. W myślach zaczęłam przeklinać każdą osobę, która dziś miała kontakt z Remkiem i samego Remka też.

Niech on uważa, bo może mieć pewność, że po tym wszystkim, nie dożyje kolejnego dnia.

Czuję się, jakbym chodziła w kółko. W głowie zaczęło mi się trochę kręcić, ale nie dawałam po sobie poznać, że coś jest nie tak. Zresztą, i tak nie widzą połowy mojej twarzy.

- Tu - mruknął w końcu jeden z nich, na co w duchu strasznie się ucieszyłam, bo miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. Remek posadził mnie prawdopodobnie na jego kolanach, a reszta usiadła gdzieś dookoła. Czuję się coraz dziwniej w ich towarzystwie. A to, co właśnie robią przypomina mi scenę, w której mieliby za chwilę urządzić sobie grupowy gwałt, przez co moje przerażenie rosło z każdą chwilą.

Siedziałam w milczeniu, choć miałam w głowie tysiąc pytań, jakie chciałam im zadać.

W końcu poczułam, jak szalik, który miałam na oczach, powoli zostaje rozwiązywany. Chwila prawdy.

Moje serce diametralnie przyśpieszyło, a gdyby nie to, że siedzę, prawdopodobnie runęłabym na ziemię.

- Remek, żartujesz sobie?! - spytałam zirytowana, kiedy zaraz po zdjęciu go, brunet zakrył mi oczy rękoma, którymi jeszcze przed chwilą obejmował mnie w talii. Miałam wielką ochotę po prostu wstać i wybiec, bo z każdą chwilą czułam się coraz dziwniej.

- Dobra, już - usłyszałam ten sam, dziwnie znajomy głos i moje oczy wreszcie zostały odsłonięte, a promienie słoneczne od razu uderzyły w moją bladą twarz. Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, cała szóstka głośno ryknęła "Wszystkiego najlepszego", podskakując w miejscu, przez co aż zatrzęsła się ziemia, a Remek podniósł mnie, jak pannę młodą, szepcąc chwilę wcześniej, abym mocno się trzymała.

Właściwie to nie wiedziałam co się dzieje, totalny rozpierdziel.

Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, bo po chwili zdałam sobie sprawę, że dziś moje urodziny. Kerel wjechał do pomieszczenia z tortem, na którym już paliły się świeczki, a ja tylko wodziłam wzorkiem po wszystkich, nie wiedząc co powiedzieć.

Ja nadal nie wiem, co się dzieje.

Remek trzymał mnie, ciesząc się jak głupi, Michał pobiegł po prezenty, które zostawił na zewnątrz, Stuart z zacieszem na ryju uwieczniał tę chwilę, robiąc mi i Remkowi kilkanaście zdjęć na minutę, dumny Karol zachwycał się tortem, ja wciąż miałam zagubienie wymalowane na twarzy, a właściciel dziwnie znajomego głosu gdzieś przepadł.

Już chciałam coś mówić, ale Michał przybiegł z prezentami, a Karol kazał Remkowi postawić mnie na ziemie, abym zdmuchnęła świeczki. Tak też zrobił. Stanęłam w końcu na nogi, lekko się chwiejąc, przez co rozbawiony Remek objął mnie ręką, żebym przypadkiem nie runęła na ziemie, twarzą w ciasto. To rzeczywiście byłoby zabawne.

- Pomyśl życzenie - uśmiechnął się do mnie Stuart, czekający tylko na moment zdmuchnięcia świeczek, aby mógł zrobić kolejny tysiąc zdjęć.

Zamknęłam na chwilę oczy. W głowie miałam mnóstwo myśli, nie mogłam ich pozbierać do kupy.

Życzenie. Życzenie. Życzenie.

Westchnęłam, otworzyłam z powrotem oczy, spojrzałam po wszystkich i szeroko się uśmiechnęłam, po czym zdmuchnęłam wszystkie palące się świeczki. Karol, Michał i Remek zaczęli klaskać, głośno się śmiejąc, a ja wzięłam głęboki oddech.

- Dezy? - słysząc, jak Remek go woła zamarłam. 


toxic //reZigiuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz