"Podobieństwa czynią przyjaźń radosną, różnice ciekawszą."
[TRZY GODZINY PÓŹNIEJ...]
Szumi śpi na środku korytarza, a Stuart przytulony do jakiegoś drzewka. Michał i Remek się jakoś trzymają, a ja jeszcze nic nie piłam..
- Wiecie..? Bo ja nie wiem.. Współczuje tym całym prawiczkom - odezwał się nagle Michał, przerywając przyjemną ciszę. Znów się zaczyna.
- Ale stary, sam nim jesteś! - krzyknął Remek.
- No ja nie wiem.. Na prawdę? - spojrzał po nas wszystkich niepewnie, a ja bałam się wybuchnąć śmiechem, widząc ich zmartwione miny.
- Ty.. A może nie? Marce, a co jak nie? - Remek spojrzał na mnie dość przejęty całą sytuacją.
- Noo.. Nic? Możecie sobie spokojnie żyć dalej. - uśmiechnęłam się.
- WIDZISZ? NIC SIĘ NIE STANIE! - krzyknął uradowany Remek. - Marce, a Ty coś piłaś dzisiaj? Taka dziwna się wydajesz.. - stwierdził, mierząc mnie wzrokiem.
- NIEEEE!.. Ty się źle czujesz? STARY!.. Ejjj, a to nie jest ta Twoj... - Michał nie dokończył, bo został szturchnięty przez Remka w ramię.
O czymś nie wiem?
- OOOKEJ! CHCESZ FAJTING?! TO BĘDZIESZ GO MIAŁ! - Michał negle podniósł się z kanapy. - Ale poczekaj... - spojrzał na mnie, na chwilę się zamyślając. - Marce, chodź zeeee mną!... - jęknął, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą.
- Dokąd mnie ciągniesz? - spytałam rozbawiona, jednak Michał wydawał się brać to na poważnie i nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.
Chwile potem, staliśmy przed drzwiami łazienki.
- No i co ja tu robię? - spojrzałam na niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej i lustrując Michała wzrokiem.
- No muszę się odlać, tak? - powiedział to takim tonem, jakby było to oczywiste i otworzył drzwi, prawie rozbijając wazon, stojący za nimi.
- Co? Michał, ale ja Ci tam nie jestem potrzebna! - zaprotestowałam, wciąż się śmiejąc.
- Ale jak to? No właśnie jesteś! Przecież nie zostawisz mnie tam samego!
- Zostanę tutaj. Przy drzwiach, dobrze?
- Ale na pewno?
- Tak - uśmiechnęłam się do niego, aby poczuł się pewniej.
- No to się nie ruszaj. Zostań tu, jasne?
- Tak, zostanę! - znów się zaśmiałam.
Michał wszedł do łazienki zamykając za sobą drzwi i zostałam na korytarzu sama. Nie licząc śpiącego Szumiego. Po chwili jednak usłyszałam kroki w swoją stronę i ujrzałam Remka.
- Marceee, chooodź tuu! - jęknął Remek, przeciągając każdą samogłoskę.
- Nie teraz, muszę czekać na Mulciaka.
- Aaaleee choodź!.. - zaczął mówić trochę głośniej.
- No to Ty tu chodź! - krzyczałam w jego stronę.
- Juuuż iiidę! - rozentuzjazmowany podbiegł do mnie.
- No to mów, co się stało?
- No tu Ci nie powiem... Chodź ze mną! - mówił, idąc tyłem do salonu i prawie potykając się o Szumiego - Noo choodź! - powtórzył, uśmiechając się zadziornie.
CZYTASZ
toxic //reZigiusz
FanfictionToksyczna przyjaźń. Toksyczna miłość. Toksyczne życie. (Wszelkie podobieństwa do innych książek są przypadkowe. Mogą występować wulgaryzmy.)