#1

1.1K 52 0
                                    

-Przepraszam.-bąknęłam pod nosem odsuwając się kiedy tylko ręka zniknęła z moje talii.
Byłam zbyt zawstydzona by podnieść wzrok
-Nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć.-usłyszałam niski, głęboki głos.
Ten głos tak mnie zaintrygował że podniosłam spojrzenie prosto na Bruce'a Wayne'a. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona po tym jak okazało się że właśnie zderzyłam się z lokalnym milionerem.
-Nie wie pani gdzie tutaj jest biuro dyrektora?-zapytał.
-Korytarzem do końca potem w lewo i trzecie drzwi. Będzie na nich taka biała tabliczka, na pewno pan nie przegapi.-powiedziałam.
-Dziękuje i na przyszłość proszę uważać bo nie zawsze ktoś zdąży panią złapać.-Bruce uśmiechnął się co spowodowało jeszcze większe zaczerwienienie na mojej twarzy.
Wayne oddalił się we wskazanym przeze mnie kierunku a ja zostałam na środku korytarza stojąc jak słup soli. W końcu do mnie dotarło co przed chwilą się wydarzyło i w sumie to ten cały Wayne nie wydawał się taki okropny jak myślałam. Był nawet całkiem szarmancki i cóż, no dość przystojny.
Ostrząsnęłam się i wyszłam z budynku. Nie miałam za bardzo nic do roboty a i do domu nie chciałam wracać. Jedynym słusznym wyjściem był spacer po lesie. Lubiłam tam chodzić tylko dlatego że prawdopodobieństwo spotkania w tym miejscu kogoś graniczyło z cudem.
Tylko ja, las i cisza. Tego mi było trzeba. Miasto miało swój urok, ale traciło go z pierwszymi promieniami słońca. Wtedy dało się zauważyć stosy śmieci na ulicy oraz leżących gdzieniegdzie pijanych ludzi. Tutaj w lesie tak nie było. To fakt że po zmroku nabiera nieco mroczności, ale za to za dnia wiele zyskuje. Dzięki padającym przez drzewa promieniom nabiera on nieco magicznego wyglądu. Do tego odgłos płynącej wody w strumyku sprawiał że można było się tutaj naprawdę zrelaksować.
Szłam przez gęstwinę lasu bez większego celu podróży gdy nagle usłyszałam szelest liści gdzieś za sobą. Powoli odwróciłam głowę aby spojrzeć za siebie, ale niczego nie dostrzegłam. Musiało to być jakieś zwierzę. Wróciłam wzrokiem przed siebie i już miałam zrobić kolejny krok kiedy zorientowałam się że ktoś stoi przede mną. Gwałtownie odskoczyłam do tyłu gotowa uciec lub w razie konieczności zaatakować.
-Spokojnie to tylko ja.- powiedziała Ashlynn unosząc ręce w obronnym geście.
-Jak mnie znalazłaś?-zapytałam udając że w ogóle mnie nie przestraszyła.
-Znam cię bardzo dobrze dlatego wiem że jak nie siedzisz w swoim pokoju to na pewno łazisz gdzieś po lesie.-Ash wzruszyła lekko ramionami.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
-Jest sprawa. Musimy wrócić do domu.-powiedziała i natychmiast ruszyła w stronę wyjścia z lasu.

***

Lekko zdezorientowana wróciłam z moją siostrą do domu. Tam usiadłyśmy w kuchni a ona rzuciła na stolik jakąś kartkę.
-Co to?-zapytałam.
-Sprawdź.-Ashlynn wskazała na kartkę i oparła się o blat.
Wzięłam kartkę papieru i zaczęłam czytać zamieszczony na niej tekst. Kiedy skończyłam przeczytałam jeszcze jeden raz a potem kolejny.
-Trochę straszne co nie?-zapytała moja siostra widząc że zabieram się za ponowne odczytanie wiadomości.
-Straszne? To przecież istny koszmar! Jak ona nas w ogóle znalazł?!- wstrząśnięta wstałam rzucając list na podłogę.
Wiadomość a właściwie groźba była skierowana do mnie i mojej siostry a jej adresatem był nie kto inny jak zabójca naszych rodziców.
-Nie mam pojęcia.-szepnęła Ash.
Ponownie usiadłam na krześle.
-Zamierzasz się z nim spotkać?-zapytałam.
Ashlynn podkręciła lekko głową.
-Jak to nie? Chcesz żeby tu przylazł i nas dopadł?! Czy ty w ogóle czytałaś ten list?-jej postawa lekko mnie zdziwiła przecież takie spotkanie mogło być okazją do zemsty.
Wiadomość była konkretna albo spotykamy się w wyznaczonym przez tego psychola miejscu albo on przyjdzie do nas i zaserwuje nam to co naszym rodzicom. Moja siostra dalej milczała za to ja nie potrafiłam siedzieć cicho.
-Ashlynn on chce tu przyjść. Do naszego do domu. On chce nas zabić!-wrzasnęłam.
Widząc że te słowa również nie zrobiły na niej wrażenia, gwałtownie wstałam z krzesła które uderzyło o podłogę.
-Kurwa Ash co z tobą jest?! Ogłuchłaś czy jak?
Podeszłam do siostry aby stanąć z nią twarzą w twarz. Chciałam znowu na nią nawrzeszczeć ale Ashlynn mnie ubiegła i pierwsza zaczęła mówić.
-Uciekniemy stąd zanim nas znajdzie.-powiedziała i jak gdyby nigdy nic opuściła kuchnię.
Zamurowało mnie. Ashlynn, która zawsze mówiła o tym że powinnyśmy pomścić rodziców, teraz kazała nam uciekać. Nie do końca rozumiałam jej postawę. Na jej miejscu obmyśliłabym jakiś chytry plan, który pozwoliłby nam pokonać tego gnoja raz na zawsze. Zamiast tego ona postanowiła uciekać? Ale dokąd?

***

Przez resztę dnia nie mogłam przestać myśleć o treści tego nieszczęsnego listu. Spotkanie jakie wyznaczył nam morderca naszych rodziców miało odbyć się dzisiaj o północy. Nie dawało mi to spokoju. Natomiast Ashlynn udawała jakby w ogóle nie było żadnej wiadomości. Do tego zaczęła pakować siebie i Lily, a spytana przez naszą najmłodszą siostrę dokąd się wybieramy, odparła że na małe wakacje. Oczywiście na oschłą prośbę Ash ja również się spakowałam, ale to wcale nie znaczyło że gdzieś się z nimi wybieram.
Jak tylko ostatnie światło w domu zgasło,opuściłam budynek wychodząc przez okno. Ruszyłam ciemną nocą prosto na spotkanie z którego mogłam już nie wrócić. Po paru minutach dotarłam na teren opuszczonej fabryki. Weszłam do środka rozwalającego się budynku i zaczęłam lustrować jego wnętrze.
-Nareszcie. Już myślałem że będę musiał złożyć wam osobistą wizytę.-usłyszałam męski głos dochodzący z ciemności.
Ten odgłos tak mnie sparaliżował że nie mogłam się poruszyć.
-Dobrze że chociaż jedna z was okazała się mądra i zjawiła się tutaj.-dopiero kiedy zrobił krok w moją stronę,mogłam określić gdzie się znajduje.
-Czego chcesz Myster M?-zapytałam a mój głos nie brzmiał wcale tak odważnie jak mi się wydawało.
Ciemny kształt ruszył w moją stronę i już po chwili ubrany na granatowo jegomość stanął niedaleko mnie i zaczął przyglądać się mi badawczo.
-Bo widzisz...zanim twoi rodzice zostali unicestwieni...oni...oni mi coś zabrali...i...no...ten,tego....chciałbym to teraz odzyskać.-powiedział nie odrywając ode mnie spojrzenia.
Przeszły mnie ciarki.
-Skąd pewność,że posiadam to coś?-zapytałam.
Chciałam wykonać maleńki krok w tył aby zwiększyć dystans pomiędzy nami,ale jakoś tak nie umiałam się ruszyć.
-Nie obchodzi mnie czy jesteś w posiadaniu tego przedmiotu czy też nie masz pojęcia gdzie on jest. Masz mi go przynieść.-wycedził.
Kolejne pytanie cisnęło mi się na usta ale nim zdążyłam je wypowiedzieć,coś spadło między nami po czym wybuchło powodując chmurę dymu.

Black Rose||BatmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz