#7

675 27 3
                                    

-Proszę.-usłyszałam.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Na środku pokoju stało wielkie biurko z krzesłem biurowym oraz dwa fotele. Bruce jednak nie siedział za nim, lecz stał przy oknie tyłem do mnie.
-Cieszę się że zdecydowała się pani przyjść, muszę jednak panią ostrzec że nie jest pani jedyną osobą starającą się o to stanowisko.-powiedział.
-Domyślam się że tak jest.-odparłam.
Słysząc mój głos, Wayne automatycznie odwrócił się aby na mnie spojrzeć. Był kolejną osobą która dzisiaj zlustrowała mnie od stóp do głów.
-Nie wiedziałem że chcesz tu pracować.-powiedział siadając za biurkiem.
Ruchem dłoni wskazał mi jeden z foteli, na którym usiadłam.
-Nie, nie przyszłam tu w sprawie pracy.-powiedziałam.
Bruce uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam jak w jednej chwili mój zdrowy rozsądek mnie opuszcza.
-Cóż...mogłem się domyśleć. Raczej nie wyglądasz na kogoś kto chciałby spędzić życie nad papierami.-zaśmiał się.
Również się uśmiechnęłam bo bałam sie, że jak tylko się odezwę, to powiem coś głupiego.
-W takim razie co cię tu sprowadza?-zapytał.
Dziwnie się zachowywał. Zupełnie jakby nie zrobiło na nim wrażenia to że przyprowadził jakąś łaskę do domu, przeleciał ją, a ona potem bez słowa sobie poszła. Na dodatek aktualnie siedziała w jego biurze.
-Hmm...w sumie zobaczyłam jak wysiadasz z samochodu i chciałam z tobą porozmawiać.-powiedziałam zanim zdążyłam się w ogóle zastanowić co miałabym od niego chcieć.
Bruce wyprostował się bardziej i zaczął bawić rogiem jakiejś kartki.
-Porozmawiać o czym?-zapytał.
No właśnie Lecie, o czym? Przygryzłam dolną wargę szukając jakiegoś rozwiązania, ale kompletnie nic nie przychodził mi do głowy. Do tego strasznie rozpraszał mnie fakt, że on ciągle się na mnie gapił.
-Bo...to wszystko...no po prostu głupio wyszło.-wydukałam w końcu.
-Masz na myśli to że się ze sobą przespaliśmy?-zapytał unosząc lekko brwi.
-Nie,oczywiście że nie. Mam na myśli to że tak wyszłam bez słowa.-powiedziałam i dopiero kiedy usłyszałam swoje słowa zdałam sobie sprawę jak desperacko brzmią.
Bruce ponownie się do mnie uśmiechnął, a ja w duchu błagałam żeby przestał to robić bo groziło to utratą kontroli przeze mnie. Chociaż,nie powiem, perspektywa seksu na biurku wcale nie była taka zła.
-Pewnie nie zaskoczę cię mówiąc, że nie ty pierwsza i za pewne nie ostatnia to zrobiłaś.-powiedział Wayne wyrywając mnie z myśli.
No tak, liczyłam się z taką opcją ale i tak część tej wypowiedzi nie przypadła mi do gustu.
-Możliwe, ale chodzi mi o to że...ja...ja naprawdę chciałam zostać,ale spanikowałam.-wypowiadając to uświadomiłam sobie, że w sumie tak właśnie było.
Wtedy jakąś część mnie chciała tam zostać i zobaczyć co się stanie,ale wtedy rozsądek wziął górę. Chociaż może właśnie wtedy górę wzięła panika?
Bruce ewidentnie trawił moje słowa. Jego twarz była pozbawiona jakichkolwiek emocji. Miałam złe przeczucie,że właśnie przed chwilą mogłam powiedzieć coś co go odstraszyło.
-Przepraszam, chyba już pójdę.-powiedziałam wstając z fotela.
-Nie,zaczekaj.-Bruce również wstał z krzesła i podszedł do mnie.
Moje serce zabiło szybciej kiedy znalazł się parę metrów ode mnie.
-Nie powiem, też było mi trochę przykro kiedy obudziłem się sam,ale cóż poradzić.-powiedział.
-Przepraszam.-szepnęłam.
-Nie musisz mnie przepraszać, powiedzmy że po części cię rozumiem, a skoro tak źle się z tym czujesz, to może dasz się zaprosić na kolację?-zapytał.
Autentycznie mnie zamurowało. Bruce Wayne właśnie zaprosił mnie na randkę. Czy ja śnię?
-Oczywiście nie będę żywił do ciebie urazy jeśli odmówisz.-powiedział po chwili.
-Co? Nie. Znaczy...z przyjemnością zjem z tobą kolację.-odparłam uśmiechając się najbardziej uroczo jak tylko potrafiłam.
-Świetnie w takim razie będę i ciebie o ósmej.-Bruce odwzajemnił mój uśmiech.
-Daj mi jakąś kartkę to napiszę ci adres.
Bruce spojrzał na biurko i wziął pierwszą lepszą kartkę i podał mi ją. Wzięłam z biurka długopis i napisałam na kartce swój adres po czym podałam go Wayne'owi.
-To widzimy się o ósmej.-powiedziałam i odwróciłam się żeby wyjść.
-Wiesz, ja naprawdę szukam asystenki, może jednak się zdecydujesz?-rzucił kiedy naciskałam klamkę.
Nie odpowiedziałam mu. Z rozbawieniem pokręciłam głową i wyszłam.

***

Wchodząc do parku dalej nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Bruce Wayne zaprosił mnie na randkę. Myślałam że on nie bawi się w takie rzeczy, że jest typem faceta który zalicza łaskę i zabiera się za następną a tu proszę. Widocznie mama miała rację i nie należy oceniać innych po pozorach.
Dotarłam do miejsca gdzie znajdował się plac zabaw dla dzieci i wzrokiem zaczęłam szukać mojej siostry. Z przerażeniem odkryłam że nie było jej tam gdzie ją zostawiłam. Gorączkowo zaczęłam rozglądać się po parku szukając Lily,ale nigdzie jej nie dostrzegałam. Przeszłam przez cały park raz, potem drugi i trzeci, ale Lily dalej nigdzie nie było. O zgrozo, przecież Ashlynn mnie zabije jeśli wrócę bez niej. Istniała jeszcze mała szansa, że mała wróciła do domu. W końcu znała okolice,a droga nie była taka skomplikowana.
Niemal biegiem ruszyłam w stronę domu. Zdyszana przekroczyłam jego próg i już wiedziałam, że nie jest dobrze. Ash siedziała na schodach i była cała we łzach.
-Zajebie cię, po prostu cię zajebie.-powiedziała na mój widok.
Zacisnęłam usta spodziewając się że zaraz mnie uderzy, ale ona tylko stanęła na przeciwko mnie.
-Miałaś ją pilnować!-krzyknęła mi prosto w twarz.
-Przecież pilnowałam.-powiedziałam.
-Pilnowałaś? To gdzie byłaś kiedy ją porywano, co?-zapytała.
Ashlynn zniknęła w kuchni i po chwili wróciła z jakąś kartką, którą rzuciła w moją stronę. Chwyciłam papier i zaczęłam czytać na głos.
-Mam waszą siostrę. Nic jej nie jest i nic nie będzie jeśli do północy dostarczycie mi pendrive'a waszych rodziców. Zostawcie go w starej fabryce części samochodowych na obrzeżach miasta. Jeśli przyprowadzicie ze sobą policję, albo będziecie kombinować możecie liczyć się z tym że następną rzeczą jaką przywiezie wam kurier, będzie poćwiartowane ciało waszej siostrzyczki.

Black Rose||BatmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz