#36

479 19 3
                                    

Jestem pewna,że złamałam parę przepisów ruchu drogowego,ale miałam to w dupie. Chciało mi się krzyczeć jeszcze bardziej niż przedtem,ale postanowiłam sobie że nie zrobię tego dopóki nie dotrę do domu. Poczułam wielką ulgę kiedy wreszcie do niego dotarłam. Chciałam jak najszybciej położyć się na kanapie i zapomnieć o tym co przed chwilą widziałam.
Nie było mi to jednak dane. Ktoś był w moim domu. Poczułam to już wtedy kiedy zamknęłam za sobą drzwi wejściowe. Ostrożnie posuwałam się przed siebie.
-Nie musisz się zakradać.-usłyszałam kobiecy głos z salonu.
Stanęłam na korytarzu odwrócona w stronę pomieszczenia z którego się wydobywał. Po chwili naprzeciwko mnie stanęła czerwonowłosa kobieta.
-Co tu robisz?-zapytałam niepewnie.
Przyszła mnie zabić. To była moja pierwsza myśl.
-Pliki.-powiedziała tylko i podała w moją stronę laptop.
-Nie mam ich.-miałam głęboką nadzieję że w moim głosie nie słychać kłamstwa.
Molly odłożyła laptop po czym spojrzała na mnie przechylając głowę.
-Myślę,że jednak jest inaczej.-mruknęła.
Zacisnęłam ręce w pięści.
-Nie mam już czasu na zabawę w kotka i myszkę. Dasz mi te pliki teraz albo...no cóż,miło było cię poznać.
-Nie mam ich.-powtórzyłam przez zaciśnięte zęby.
Molly uśmiechnęła się.
-Jeśli ty mi ich nie dasz,zrobi to ktoś inny,a ja wiem jak go do tego przekonać.
Zaczęłam analizować jej słowa i to był błąd. Dałam jej tym samym czas. Czas na to aby znalazła się bliżej mnie. Ocknęłam się dopiero w momencie kiedy jej pięść przywaliła w moje żebra. Gwałtownie nabrałam powietrza. Nie zdążyłam zrobić nic więcej bo Molly chwyciła mnie za ramiona po to by wymierzyć kopniaka prosto w mój brzuch. Poczułam nieopisany ból,a łzy same naleciały mi do oczu. Molly mnie puściła. Opadłam na kolana. Jedną ręką podpierałam się o podłogę aby nie upaść,a drugą przyciskałam do brzucha. Starałam się nie zwymiotować przez to nie zauważyłam kolejnego ciosu. Ciosu który ponownie został wymierzony w mój brzuch. Tym razem opadłam ciężko na podłogę i skuliłam się. Łzy spływały po moich policzkach strumieniami. Nie miałam siły się bronić, dlatego z zaciśniętymi oczami czekałam na kolejny cios.
-Powiedz mu,że następnym razem dostanie twoje kawałki.-usłyszałam tylko.
Zostawiła mnie. Słyszałam trzask drzwi. Musiałam jak najszybciej zadzwonić po pogotowie. Najbliższy telefon był w kuchni. Próbowałam się podnieść,ale ból był zbyt silny. Ponownie opadłam na podłogę. Było mi słabo. Widziałam mroczki przed oczami.
-Za późno...-powiedziałam sama do siebie.
Dźwięk podjeżdżającego samochodu był ostatnią rzeczą jaką usłyszałam zanim straciłam przytomność...

***

Spokój. To właśnie teraz czułam. Wszechogarniający mnie spokój. Czyżbym umarła? Nie. Wciąż żyłam,a utwierdzał mnie w tym delikatny zapach środków denzyfekujących oraz cichy odgłos pikania dochodzący z mojej prawej strony. Powoli otworzyłam oczy. Gdyby nie specyficzne szpitalne urządzenia,mogłabym powiedzieć że byłam w jakimś pokoju hotelowym. Ponownie przymknęła oczy,ale szybko je otworzyłam ponieważ moją uwagę przykuła toczącą się pod drzwiami rozmowa. Na początku słyszałam tylko stłumione głosy i nie potrafiłam rozróżnić słów. Całą swoją siłę skupiłam na tym aby wsłuchać się w rozmowę.
-Jej stan jest stabilny.-powiedział ktoś.-Co prawda straciła dużo krwi i jest poobijana,ale wyjdzie z tego. Musi tylko dużo odpoczywać.
Cisza.
-Ah jeszcze jedno.-odezwał się ten sam głos.-Nie udało nam się uratować dziecka, przykro mi.
-Dziecka?-usłyszałam.
Bruce. Głos należał do Bruce'a,byłam tego pewna.
-Tak...pani Boycment była w siódmym tygodniu ciąży.
Przestałam słuchać. Czyli jednak...
Przymknęła oczy dokładnie w momencie,kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Ktoś wszedł do środka,a ja dobrze wiedziałam kto. Bruce usiadł na krześle obok mojego łóżka.
-I tak wiem że nie śpisz.-powiedział cicho.
Powoli otworzyłam oczy. Gdybym miała wystarczająco dużo siły,to kazałbym mu wyjść. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć?-zapytał patrząc się na mnie intensywnie.
Powoli pokręciłam głową. Jego zimne i surowe spojrzenie sprawiało,że czułam się winna,ale nie do końca wiedziałam czego.
-Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego,że miałem rację. Powinnaś była zostać u mnie.-powiedział.-Wtedy nic złego by się nie...
-Dobra,dotarło do mnie. To moja wina.-przerwałam mu ostro.
Dużo siły kosztowała mnie ta odpowiedź,dlatego przymknęła oczy.
-Nie chodziło mi o to żeby cię obwiniać.-mruknął Bruce.
Pomimo tego,że bardzo starał się brzmieć spokojnie, wyczułam te nutę irytacji. Miał taką samą taktykę jak moja mama kiedy próbowała wytłumaczyć nam po raz setny jakąś rzecz,ale my i tak nie słuchałyśmy.
-Nie? Bo ja odniosłam inne wrażenie.-bąknęłam pod nosem.
Otworzyłam oczy dokładnie w momencie kiedy Bruce zaciskał swoje ręce w pięści.
-Jezu,dlaczego musisz być taka...-zaczął,ale weszłam mu w słowo.
-No jaka, Bruce?
-Trudna.-powiedział po chwili wahania.
-Przepraszam,że nie jestem tak prosta i jednotorowa jak Riley i że nie da się mną sterować jak marionetką na sznurkach!-wrzasnęłam.
Sama siebie zdziwiłam siłą mojego głosu. Bruce wyraźnie spochmurniał i zacisnął usta. Drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzała ciemnowłosa pielęgniarka.
-Chciałam tylko zobaczyć czy wszystko w porządku.-powiedziała.
Albo mi się zdawało albo ta kobieta strasznie się speszyła widząc Bruce'a.
-Wszystko dobrze.-powiedział Bruce,a kobieta wyszła.
Odwróciłam głowę w stronę okna dając tym samym znak,że nie mam ochoty na dalszą rozmowę. Niestety Bruce miał co do tego inne zdanie.
-Teraz już rozumiesz,że zagrożenie jest realne?
E

widentnie traktował mnie jak dziecko,a mi się to nie podobało. Co więcej, wiedziałam że on nie odpuści dopóki nie przyznam mu tej cholernej racji. Tylko jakbym mu ją przyznała,to czy to by nie znaczyło że się poddałam?
-Jestem zmęczona,chcę odpocząć.-powiedziałam cicho nie patrząc na niego.
Słyszałam jak Bruce bierze głęboki oddech, zapewne po to żeby się uspokoić.
-Wrócimy do tej rozmowy.-mruknął tylko.
Nie odpowiedziałam mu. Zamknęłam oczy i starałam się zasnąć.

Black Rose||BatmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz