#32

530 20 1
                                    

Angela wybuchła śmiechem,a mnie po raz kolejny zamurowało. Zwłaszcza że Bruce również się zaśmiał.
-Muszę to wypróbować na swoim mężu.-powiedziała dalej się śmiejąc.
Niepewnie się uśmiechnęłam.
-Gwarancja gwarantowana.-powiedziałam cicho na co Angela ponownie się zaśmiała.
W końcu oboje przestali się śmiać.
-Oj Bruce jeszcze nie spotkałam żadnej twojej koleżanki która byłaby taka... nie sztuczna.-powiedziała,a Bruce odchrząknął.-Musicie koniecznie wpaść do nas na kolację,a ja dopilnuje żeby Frank zawarł z tobą ten biznes.
-W takim razie na pewno wpadniemy.-odparł Bruce uśmiechając się.
Angela skinęła głową i opuściła nas szeroko się uśmiechając.
-Co się właśnie stało?-zapytałam dalej osłupiona.
-Twoja niewyparzona gęba chyba załatwiła za mnie współpracę biznesową.-odparł.
Otworzyłam usta żeby na niego nawrzeszczeć za tą "niewyparzoną gębę",ale on przyłożył palec do moich ust i mi to uniemożliwiał.
-To w ramach rekompensaty za rozpieszczonego bachora.-powiedział puszczając do mnie oczko.
-I upartego.-dodałam jak tylko zabrał palec z moich ust.
-Nie prowokuj mnie.-ostrzegł i zaczął się oddalać.
Przygryzłam dolną wargę i pokręciłam parę razy głową po czym ruszyłam za nim.

***

Wróciliśmy do domu grubo po północy. Czułam się zmęczona,ale w pozytywny sposób. W drodze powrotnej Bruce opowiedział mi trochę o Angeli i jej mężu dzięki temu wiedziałam że znali się oni kiedyś z jego rodzicami,ale po ich śmierci kontakt się urwał,a Bruce'owi bardzo zależało żeby go odnowić ze względu na jakieś sprawy biznesowe.
Kiedy dotarliśmy do domu każde z nas poszło do swojej sypialni. Przebrałam się w dres i t-shirt i zabrałam się za zmywanie makijażu. Nie zamknęłam drzwi do pokoju dzięki czemu usłyszałam jak Riley prawi Bruce'owi wyrzuty że wyszedł gdzieś bez niej. Zastanawiałam się jaką będzie mieć reakcje kiedy jutro zobaczy nasze zdjęcia w gazetach. Po chwili przestała krzyczeć i zaczęła opowiadać o swoim ciężkim dniu. Trajkotała jak katarynka a mnie zalewała krew słuchając ją. Denerwowało mnie to że ona ciągle tu siedzi pomimo tego że Bruce zapewnił mnie że nic do niej nie czuje. Chciałam się jej jak najszybciej pozbyć,ale wiedziałam że Bruce mnie nie posłucha jeśli poproszę go o to żeby ją wyrzucił.
Usiadłam na łóżku dalej słuchając jej trajkotania,kiedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Co jeśli użyłabym na Bruce'ie jego własnej broni,ale tak niedokońca? Tak. To mogło się udać. Musiałam tylko zaczekać na odpowiedni moment.
Taki moment właśnie przyszedł parę minut później.
-Ty mnie w ogóle nie słuchasz!-wrzasnęła Riley a później usłyszałam jak trzaskają drzwi od łazienki.
Zerwałam się z łóżka i podeszłam do sypialni Bruce'a. Siedział na łóżku przecierając oczy. Zapukałam delikatnie w framugę drzwi a kiedy podniósł na mnie wzrok,weszłam do środka i usiadłam obok niego.
-Wszystko w porządku? Słyszałam krzyki.-powiedziałam.
Bruce westchnął ciężko.
-Wszystko dobrze.-odparł.
Zapadło milczenie. Oboje siedzieliśmy na łóżku i gapiliśmy się przed siebie.
-Przyszłam przeprosić cię za tego bachora.-powiedziałam w końcu.
-Nie szkodzi. Trochę racji w tym miałaś. Zachowywałem się jak dupek.-Bruce przeczesał dłonią włosy i spojrzał na mnie.
Nieznacznie nachyliłam się w jego stronę. Nie spotkałam się z jakimkolwiek sprzeciwem, więc nachyliłam się jeszcze bardziej aż w końcu moje usta spotkały jego usta. Od razu oddał pocałunek nieco mocniej,ale właśnie o to mi chodziło. Nie chcąc przedłużać zaplanowanej wcześniej przeze mnie akcji,usiadłam na jego kolanach nie przerywając kolejnego pocałunku. Jego ręce chwyciły za moją koszulkę,a ja pozwoliłam mu ją ściągnąć ale zaraz jak to zrobił,odsunęłam się od niego.
-Coś nie tak?-zapytał.
-To nie fair w stosunku do Riley.-mruknęłam.
Od razu podniosłam się i zabrałam swoją koszulkę. Ubierając ją szybko opuściłam jego sypialnię i udałam się do swojej. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz,bo słyszałam jak Bruce idzie za mną. Dobrze wiedziałam,że stanął pod drzwiami ale prawdopodobnie dźwięk przekręcanego klucza dał mu jasno do zrozumienia,że nie chce go teraz widzieć.

***

Cisza w tym domu była chyba czymś normalnym. To od niej zaczynał się dzień i także kończył. Zwykle mi to nie przeszkadzało,ale dzisiaj ta cisza doprowadzała mnie do szału. Miałam wrażenie że w całym domu zostałam tylko ja. Nie umiałam znaleźć Alfreda ani Bruce'a więc błąkałam się od pokoju do pokoju,mając nadzieję że nie natknę się gdzieś na Riley,bo akurat jej widzieć nie chciałam.
Kiedy przeszłam już cały dom po raz drugi stwierdziłam,że dobrze zrobi mi spacer. Wiedziałam,że Bruce nie byłby zadowolony faktem że błąkam się sama po lesie, dlatego udałam się do centrum miasta. Dziwnie było chodzić między ludźmi którzy albo pokazywali mnie palcami albo gapili się na mnie jakbym była jakimś ewenementem. To drażniło mnie jeszcze bardziej niż cisza w domu. Zamierzałam wrócić do łóżka i tam przeleżeć resztę dnia,ale ktoś pociągnął mnie za rękę i zaprowadził prosto w najbliższy zaułek.
-Wiesz dobrze czego chcę,dlaczego więc mi tego nie dasz?-odezwał się ktoś za mną.
Odwróciłam się gwałtownie żeby spojrzeć prosto na Molly.
-Dlaczego miałabym dać ci coś czego nie mam?-skłamałam a ona dobrze o tym wiedziała bo zaśmiała się mi prosto w twarz.
-Taka ładna a taka głupia.-westchnęła po chwili.-Chronisz się stojąc za plecami Batmana,ale czy przez chwilę zastanawiałaś się nad sensem tego układu?
Spojrzałam na nią pytająco.
-Nie wnikam co robicie razem kiedy gasną światła,w końcu jesteście dorośli,ale naprawdę wierzysz że jego pomoc jest bezinteresowna? A może on po prostu też chcę te pliki?
-Nie uda ci się to.-powiedziałam przerywając jej.
-Co mi się nie uda?-zapytała uśmiechając się delikatnie.
-Nie sprawisz że zacznę wątpić w jego intencje.-odparłam krzyżując ręce na piersi.
-Oj kochanie obie dobrze wiemy jak to się skończy.-Molly wyglądała na rozbawioną moją odpowiedzią.-To Bruce Wayne. Prędzej czy później się tobą znudzi,ale najpierw wykorzysta cię w każdy możliwy i korzystny dla niego sposób.
Słysząc imię Bruce'a zmroziło mnie. Skąd ona wiedziała? Czy już miała pliki,które posiadał Flex?
-Powiedzmy że nasze dzisiejsze spotkanie to dla ciebie ostrzeżenie,a zarazem szansa na przemyślenie pewnych rzeczy.-odezwała się Molly.
-Ostrzeżenie?-zapytałam niepewnie.
-Nie ważne czy wierzysz w jego intencje czy nie,masz mi dać te pliki. Inaczej cóż twoi bliscy już nie będą twoimi bliskimi.-powiedziała uśmiechając się szyderczo.
Czułam jak coś ściska mnie za gardło.
-Chcesz ich zabić?-zapytałam szeptem.
-O nie. Zrobię coś znacznie gorszego. Sprawię że będą cię nienawidzić do końca twojego życia...

Black Rose||BatmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz