Bruce Wayne wkroczył dumnie do pomieszczenia i,o zgrozo, nie był sam. Towarzyszyła mu wysoka blondynka,uczepiona jego ramienia. Teraz już byłam pewna że plan poszedł się walić. Nie było sensu konkurować o względy Wayne'a mając za przeciwniczkę piękną modelkę.
W sali zrobiło się głośno. Ludzie pili,śmiali się i głośno komentowali wiszące obrazy. Nie bardzo wiedząc co teraz ze sobą zrobić, postanowiłam najzwyczajniej w świecie wyjść. Ruszyłam więc w stronę wyjścia,starając się zwinnie omijać ludzi. Niestety ktoś nieświadomie mnie popchnął a ja, jak to miałam w zwyczaju, straciłam równowagę. W głowie już miałam obraz tego jak ląduję na podłodze i staję się pośmiewiskiem wszystkich zgromadzonych. Zamknęłam oczy czekając na zderzenie z podłogą,gdy nagle ktoś objął mnie w talii pomagając ustać w pionie.
-I ponownie ratuje panią przed upadkiem.-uśmiechnął się Bruce Wayne.
Miałam ochotę gdzieś się schować. Było mi tak cholernie wstyd, że zastanawiałam się czy może nie wyrwać się z jego objęć i nie uciec w trybie natychmiastowym.
-Taki już mój urok,że upadam jak wyczuwam obok kogoś wartego uwagi.-odparłam.
Ja pierdole. Co ja właśnie powiedziałam?!
-Cóż...mam nadzieję że to ja jestem tym kimś.-odparł Wayne uśmiechając się jeszcze szerzej.
Zdjął rękę z mojej talii,ale nie odsunął się ode mnie.
- Proszę nie zrozumieć mnie źle,ale nie wygląda pani na kogoś kto interesuje się sztuką. W każdym bądź razie nie taką.-powiedział.
Normalnie za taki komentarz pewnie bym się obraziła,ale w sumie miał facet rację. Nie miałam zielonego pojęcia o niczym co znajdowało się na płótnach. Znaczy widziałam co przedstawiają, ale jeśli ktoś zapytałby mnie o styl czy o jakąś interpretację, to prawdopodobnie stałabym i tylko bym się tępo patrzyłam.
-Bo nie bardzo się interesuję.-odparłam szczerze.
-W takim razie jest coś co nas łączy.-odparł ponownie się uśmiechając.
Nie mogłam pozostać obojętna i też się uśmiechnęłam.
-W takim razie co tu robisz?-zapytał.
Atmosfera trochę się rozluźniła,ale i tak zdziwiło mnie to że stał się bardziej bezpośredni.
-Powiedzmy, że potrzebowałam zmienić środowisko.-skłamałam.
Przez chwilę Bruce przyglądał się mi badawczo.
-Rozumiem.
-A ty? Skoro również się nie interesujesz sztuką,co więc tu robisz?-zapytałam.
-Czasem muszę pokazywać się w różnych miejscach.-odparł kolejny raz się uśmiechając.
-Rozumiem.
Zapadło milczenie.
-Nie uważasz,że jest tu trochę zbyt tłoczno? Może wyjdziemy na zewnątrz?-zapytał.
Nie czekając na moją odpowiedź, chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził w kierunku drzwi. Po chwili staliśmy przed budynkiem.
-Od razy lepiej.-skomentował Wayne.
Rozejrzałam się dookoła. Gdzieniegdzie stały grupki osób, które widocznie miały taki sam pomysł jak my. W sumie jak się nad tym zastanowić,to na zewnątrz panował taki sam gwar jak w środku, ale było zdecydowanie więcej wolnej przestrzeni.
-Wybacz,ale chyba nie usłyszałem twojego imienia.-Bruce wyrwał mnie z zamyślenia.
-L...Lacey.-odparłam z zawahaniem.
-W takim razie miło cię poznać Lacey. Ja jestem Bruce.
Chciałam powiedzieć że przecież wiem kim jest i że nie musi się mi przedstawić,ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
-Mnie również miło ciebie poznać.-powiedziałam uśmiechając się.
Nasze spojrzenia się spotkały i nastała chwila milczenia. Po moich plecach przeszedł dreszcz sprawiając,że się lekko wzdrygnęłam.
-Zimno ci? Mój samochód stoi niedaleko, możemy pojechać do mnie jeśli chcesz.-zaproponował.
Do niego? A czemu nie mógłby odwieźć mnie do mojego domu? Z resztą nie ważne, przecież o to chodziło od początku,miałam go uwieść.***
Jego dom oczywiście był imponujący. Spodziewałam się w prawdzie jakiegoś zabytkowego dworku przekazywanego z pokolenia na pokolenie,ale zamiast tego znalazłam się w nowoczesnym domu nad jeziorem. Był urządzony minimalistycznie, ale równocześnie był dość przytulny.
Bruce zaprowadził mnie do salonu, sam poszedł po wino. Rozglądając się po kolejnym ciemnym pomieszczeniu, coś uderzyło mnie do głowy. Na wystawę nie przyszedł sam. Była z nim jakaś blondynka,a teraz to ja siedzę u niego w domu. Usiadłam na kanapie starając się zrozumieć sytuację która właśnie miała miejsce,kiedy do pomieszczenia wszedł Bruce niosąc butelkę wina i dwa kieliszki.
-Mam nadzieję że lubisz czerwone wino.-powiedział stawiając kieliszki i nalewając do nich trunek.
Wzruszyłam ramionami.
-Ładnie się komponuje z moją sukienką.-palnęłam.
Miałam ochotę przywalić sobie dłonią w czoło. Już wcześniej zauważyłam,że zaczynam tracić jasność umysłu kiedy przychodziło mi z nim rozmawiać. Chociaż mógł to być skutek wypitych wcześniej dwóch drinków "na odwagę".
-Mogę cię o coś zapytać?-upiłam łyk wina spoglądając na Bruce'a,który właśnie usiadł obok mnie.
-Wiesz,że właśnie to zrobiłaś?-zapytał po raz kolejny się uśmiechając.
Wywróciłam oczami. Taki tekst słyszałam już wiele razy w dzieciństwie.
-A więc mogę czy nie?-zapytałam.
-Oczywiście.
-Twojej...przyjaciółce...nie będzie jej przykro,że zostawiłeś ją samą?
Od razu pożałowałam,że zadałam to pytanie. Bruce ewidentnie się spiął bo momentalnie się wyprostował.
-Wątpię aby to zauważyła.-odparł biorąc łyk wina.
Również upiłam łyk ze swojego kieliszka zastanawiając się nad tym co usłyszałam.
-Tiffany była wynajęta tylko na ten wieczór,nie chciałem pokazać się sam. Pewnie teraz się cieszy że nie musi dłużej brać udziału w tej szopce.-powiedział Bruce.
Wow. Nie spodziewałam się takiej szczerości z jego strony w stosunku do mnie,do dziewczyny którą poznał zaledwie godzinę temu. W tej wypowiedzi jednak było coś więcej niż szczerość. Biła od niej samotność. Samotność,która sprawiła że zrobiło mi się go szkoda.
-Przepraszam,czasem tak mam że po alkoholu palnę coś głupiego. Nie chciałem cię zasmucić.-powiedział po chwili.
-Nie nie szkodzi. Ja nawet nie potrzebuje alkoholu żeby pieprzyć głupoty.-zaśmiałam się dając tym samym przykład tego co powiedziałam.
Bruce również się zaśmiał, a ja poczułam jak atmosfera znowu staję się nieco weselsza. Usiadłam wygodniej na kanapie,podkulając nogi. Bruce usiadł w przeciwnym rogu kanapy i również bardziej się rozluźnił.
Zaczęliśmy rozmawiać o pierdołach opróżniając butelkę wina,a potem kolejną. Nawet nie zauważyłam kiedy zmieniliśmy pozycję i usiedliśmy blisko siebie. Rozmowa zaczęła mieć bardziej sugestywny wydźwięk, aż w końcu doszło do tego, czego obawiałam się najbardziej.
Nie wiem co mnie podkusiło. Chyba alkohol zaczął przemawiać w moim imieniu, ale przybliżyłam się jeszcze bardziej do Bruce'a i najzwyczajniej w świecie go pocałowałam. Mój pocałunek był delikatny, mogłabym powiedzieć że ledwo musnęłam jego wargi. Jego natomiast był wręcz natarczywy. Całował mnie tak jakby moje usta były jedynym źródłem tlenu w pomieszczeniu. Równocześnie jego ręka posuwała się powoli w górę mojej nogi. Delikatnie popchnęłam go i nie przerywając pocałunku usiadłam na jego nogach. Coraz bardziej traciłam kontrolę nad tym co robię. Krew szumiała mi w głowie, a ręcę Bruce'a błądziły po moim ciele...

CZYTASZ
Black Rose||Batman
FanficW dzień jest zwykłą dziewczyną studiującą prawo i na zabój zakochaną w tańcu. W nocy jednak, Lexie Anne jest jedną z najbardziej niebezpiecznych osób w Gotham City. Do tej pory dziewczyna nie dopuszczała do siebie nikogo po za siostrami,ale zarówno...