#35

505 19 4
                                    

Byłam w połowie leśnej drogi prowadzącej do domu Bruce'a,kiedy zatrzymał się koło mnie czarny samochód. Przystanęła i przymknęłam oczy modląc się żeby to nie był Bruce. Szyba samochodu opuściła się.
-To dość długa droga,proszę pozwolić że podwiozę.-usłyszałam głos Alfreda.
Nie sprzeciwiając się,wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Byłam wdzięczna Alfredowi za to że nie naciska na rozmowę,bo naprawdę nie miałam siły na analizowanie tego co się przed chwilą wydarzyło. Podjechaliśmy pod mój dom,a ja wyszłam z samochodu dziękując za podwiezienie. Zaraz jak zamknęłam za sobą drzwi domu, Alfred odjechał.

***

Byłam święcie przekonana,że Bruce zjawi się jeszcze tego samego wieczoru,ale minęły już trzy dni a ja tkwiłam sama w domu. Starałam się ograniczyć moją obecność tylko do parteru,ale parę razy byłam zmuszona żeby wejść na piętro po świeże ubrania. Głównie dni spędzałam na kanapie oglądając telewizję. Wyszłam z domu tylko raz,do sklepu żeby nie umrzeć z głodu. Często też leżałam na kanapie myśląc o tym czy przypadkiem zaraz ktoś nie wywarzy drzwi z zamiarem zabicia mnie. Trudno było mi to przyznać,ale chyba nabawiłam się jakiejś paranoji i to wszystko przez Bruce'a.
Dzisiejszy dzień postanowiłam spędzić inaczej niż pozostałe. Wzięłam się w sobie i zaczęłam ogarniać syf który narobiłam przez ostatnie dni. Wyrzuciłam pudełka po pizzy oraz puszki po energetykach. Odkurzyłam salon,a nawet powycierałam podłogi. Miałam już zabrać się za zmywanie naczyń kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zamarłam,ale po chwili się pamiętałam bo przecież morderca raczej nie używałby dzwonka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam jej.
-Jesteś najbardziej ogarniętą osobą jaką znam,więc potrzebuje twojej pomocy.-Cheryl wpadła do domu i poszła prosto do salonu.
Zamknęłam drzwi i ruszyłam za nią.
-Co się stało?-zapytałam opierając się o framugę drzwi.
W odpowiedzi moja przyjaciółka wyjęła z torebki parę opakowań i położyła je na stoliku. Podeszłam bliżej żeby się im przyjrzeć.
-Jesteś w ciąży?-zapytałam podnosząc jedno z pudełek.
-Jeszcze nie wiem...boję się sama zrobić test.-powiedziała siadając na kanapie.
Popatrzyłam na nią. Wydawała się strasznie przejęta dlatego darowałam sobie wypytywanie jej.
-No okej. W takim razie posiedzę z tobą.-podałam jej opakowanie które trzymałam w ręce.
-A mogłabyś też zrobić?-zapytała nieśmiało.
-Że co? Test ciążowy? Przecież nie jestem w ciąży.-oburzyłam się chociaż niepotrzebnie,bo Cheryl posmutniała trochę.
-Więc nie masz się czego bać,a mi będzie...łatwiej.
Westchnęłam i poszłam do łazienki. Podążając za instrukcją zrobiłam co trzeba po czym zostawiłam test na pralce i wyszłam. Zaraz za mną do łazienki weszła Cheryl. Podczas gdy ona wykonywała swój test,ja usiadłam na kanapie. Moja przyjaciółka po chwili wróciła i ustawiła minutnik na telefonie odliczający piętnaście minut. Zaraz jak tylko odłożyła telefon wstała i przeszła się parę razy po salonie,po czym usiadła na fotelu i za chwilę znowu wstała. I tak przez całe piętnaście minut. Siadała,wstawała,chodziła chwilę i znowu siadała. Ja natomiast nie ruszyłam się ani o centymetr, tylko wzrokiem wodziłam za moją przyjaciółką.
W końcu telefon dał znać że upłynęło te nieszczęsne piętnaście minut. Podczas gdy ja wyłączałam alarm, Cheryl rzuciła się do łazienki. Sekundę później już stała w drzwiach salonu z testami w rękach.
-Pozytywny.-powiedziała przeglądając jeden test za drugim.-Tak samo ten. Ten też. I jeszcze ten i ostatni też jest pozytywny.
-Zrobiłaś pięć testów?-zapytałam zdziwiona.
-Zrobiłam cztery. Jeden był twój.-powiedziała dalej tempo patrząc się w testy.
Z wrażenia aż wstałam z kanapy.
-Jesteś pewna?-zapytałam podchodząc do niej.
Cheryl pokazała mi testy. Na wszystkich widniały dwie kreski. Przymknęła oczy.
-Wszystko w porządku?-zapytała moja przyjaciółka.
Pokiwałam parę razy głową.
-Jasne.-mruknęłam.-Po prostu się tego nie spodziewałam.
Cheryl uśmiechnęła się lekko i przytuliła mnie.
-Nie martw się. Będzie fajnie,zobaczysz. Nasze dzieci będą najlepszymi przyjaciółmi tak jak ich mamy.-powiedziała.
Byłam zdziwiona tym jak szybko jej humor uległ zmianie. Już nie była zmartwiona. Wręcz przeciwnie, tryskała szczęściem. W przeciwieństwie do mnie. Ja miałam ochotę krzyczeć,ale nie ze szczęścia.
Cheryl posiedziała jeszcze trochę trajkocząc o tym jak będzie wyglądała przyjaźń naszych dzieci. W końcu sobie poszła bo koniecznie chciała iść do lekarza aby pokazać swojemu mężowi zdjęcie USG ich maleństwa. Proponowała żebym poszła z nią,ale nie miałam ochoty. Musiałam sobie to wszystko jakoś na spokojnie poukładać w głowie.
Moją pierwszą myślą,zaraz po odejściu Cheryl, było to że przecież te testy się mylą. Wtedy zaczęłam żałować,że nie poszłam z nią do tego cholernego lekarza. Zaraz potem przyszła druga myśl. Musiałam porozmawiać z Bruce'em. Już wyobrażałam sobie jak bardzo się "cieszy". Chociaż z drugiej strony,kto wie ile ma dzieci o których nawet nie wie albo ile lasek próbowało to naciągnąć na ciążę. Co jeśli pomyśli,że ja też próbuje go naciągnąć? Przygryzłam dolną wargę. To będzie trudne. Cholernie trudne. Dlatego musiałam z nim porozmawiać jak najszybciej.
Cały dzień próbowałam się do niego dodzwonić. Za każdym razem odzywała się automatyczna sekretarka. Bruce nie chciał ze mną rozmawiać,nic dziwnego. Wieczorem już nie wytrzymałam i po kolejnej nieudanej próbie dodzwonienia się do niego, wsiadłam w samochód i pojechałam do domu Bruce'a.
Nie zawracałam sobie głowy pukaniem czy dzwonieniem. Po prostu nacisnęłam klamkę a drzwi się otworzyły. Pomimo tego,że było ciemno nie zapalałam światła. Znałam ten dom niemal na pamięć. Ponadto prowadziło mnie przygaszone światło z sypialni sugerujące że to właśnie tam może być Bruce. Było jeszcze dosyć wcześnie, dlatego wydawało mi się to trochę dziwne że już śpi. Podeszłam do drzwi, które były lekko uchylone. Nie chciałam go budzić. Postanowiłam,że jak będzie spał to po prostu wrócę do siebie i spróbuje z nim porozmawiać jutro. Pchnęłam ostrożnie drzwi i zajrzałam do środka.
Nie spał. Patrzył się w sufit,a do jego nagiego torsu wtulała się Riley, również pozbawiona ubrań.
-Lacey?-powiedział Bruce widząc mnie stojącą w drzwiach.
Riley obudziła się i patrzyła w moją stronę przymrużonymi oczami. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się na pięcie po czym zdecydowanym krokiem ruszyłam do wyjścia.
-Lacey to nie tak jak myślisz...-usłyszałam za sobą głos Bruce'a.
Przystanęłam na chwilę bo miałam ochotę na niego nawrzeszczeć. Tylko po co? W momencie w którym on przekraczał próg swojej sypialni,ja przekraczałam próg domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. W lusterku zdążyłam jeszcze zauważyć jak Bruce wybiega przed dom. Teraz już doskonale wiedziałam dlaczego nie odbierał.

Black Rose||BatmanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz