Kiedy weszli do klubu, nie było w nim tłumów.
W zasadzie było całkiem wcześnie, dlatego nie bardzo zdziwiło ich, że przy barze niemal nikt nie zajmował krzeseł.
Oprócz ich dwójki, było tam jeszcze trzech mężczyzn, a w boksie siedziało kilka kobiet.
Louis i Alan od razu zamówili kilka kolorowych shotow na rozgrzewkę, a później zajęli jedna loze i usiedli w niej, wsluchujac się w klubowa muzykę.
Początkowo nie bawili się najlepiej.
Louis nie umiał się rozluźnić, ciągle coś smęcił i chciał wracać do domu, ale Alan skutecznie mu na to nie pozwolił.
W końcu, po kilku kolejny kolejkach, które spowodowały u szatyna lekkie zawroty głowy, mężczyzna zdecydował się wyjść na papierosa.
Kiedyś palił stosunkowo dużo, ale od czasu kiedy zaczął być z Julią i znał jej stosunek do tytoniu, niemal całkowicie pozbył się nałogu.
Niestety, wraz z Jules odeszła także jego motywacja, dlatego, niewiele myśląc, wyszedł przed klub i zapalił jednego papierosa.
Dym od razu rozniosl się po jego płucach, a on wypuścił go z ulgą.
Zdecydowanie tęsknił za tym uczuciem.
Wyciągnął iPhone z kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz, podświadomie prosząc o jakąkolwiek wiadomość od Julii.
Odkąd się rozstali, nie napisała do niego ani razu, a to jeszcze mocniej go dobijalo, zwłaszcza teraz, kiedy był pijany i wszystko odczuwał dwa razy mocniej.
Nagle zerwał się zimny wiatr, a on, stojąc jedynie w czarnej bluzie z adidasa poczuł na plecach nieprzyjemne dreszcze.
- Pozyczysz może ognia? - usłyszał nagle delikatny, kobiecy głos, a do jego nozdrzy dobiegł intensywny zapach perfum.
Odwrócił się od razu w stronę z której dochodził dźwięk, a przed jego oczami znalazła się niska blondynka o niebieskich oczach, która wpatrywała się w niego z uwagą.
Uśmiechała się, a jemu przeszło przez myśl, że nie ma nawet w połowie tak pięknego uśmiechu jak Julia.
- Jasne, oczywiście - wzruszył obojętnie ramionami, sięgając do kieszeni jeansów z której wyciągnął mała zapalniczke.
Kobieta włożyła do ust papierosa, którego jeszcze chwilę wcześniej przewracała między palcami, a on go podpalił.
Blondynka zaciągnela się dymem, zamykając oczy, a po chwili wypuściła go i spojrzała na mężczyznę.
Stali razem w ciszy i palili swoje papierosy, aż w końcu ona postanowiła się odezwać.
- Jesteś tutaj sam? - zapytała, na co Louis uśmiechnął się pod nosem.
- Z przyjacielem - odparł, obojętnym tonem, po czym zaciągnął się po raz kolejny.
- Też jest tak przystojny jak ty? - zazartowala kobieta, uparcie się w niego wpatrując, a on pokrecil głowa, śmiejąc się.
- Nawet bardziej - odparł, po czym spojrzał na ulicę, po której nie jechał prawie żaden samochód.
Klub w którym byli, znajdował się tuż przy głównej drodze, dlatego Louisa niesamowicie dziwił fakt, że jest na niej tak mało aut.
- To jest w ogóle możliwe? - odparła kobieta, śmiejąc się, a szatyn nagle poczuł się zazenowany.
Nie miał ochoty z nią rozmawiać, nie chciał być w tym klubie, chciał leżeć z Jules w łóżku i całować jej głowę, czując zapach jej włosów.
- Najwidoczniej jest - westchnął, po czym wyrzucił niedopalek w kałuże i uśmiechając się ostatni raz, wrócił do klubu.
Jules tym czasem pomału odzyskiwala przytomność.
Otworzyła oczy, ale zaraz je zmruzyla, bo intensywność szpitalnych zarowek sprawiła, że poczuła się tak, jakby ktoś wypalal jej oczy.
Po chwili jednak swiatlowstret minął, a ona zdołała delikatnie się podnieść i rozejrzeć po pomieszczeniu.
Potarla głowę, nerwowo marszcząc czoło, kiedy nie rozpoznała miejsca w którym była.
- Julio! Jezus, w końcu! George! Wybudzila się! - usłyszała nagle głos swojej mamy, który odbił się nieprzyjemnym echem po jej rozbolalej głowie.
Monique siedziała przy jej łóżku, a George po chwili wpadł do sali z korytarza, trzymając w dłoniach dwa tekturowe kubki z których unosił się zapach taniej kawy i para.
Mama od razu ucalowala jej głowę, a tata podszedł i spojrzał na nią zmartwionym wzrokiem.
- Gdzie ja jestem? - Jules zapytała zachrypnietym głosem, przelykajac sline, bo przez cały czas czuła nieprzyjemna suchość w gardle.
- W szpitalu, skarbie - westchnęła jej mama, odsuwajac się kawałek i spoglądając na córkę.
Widać było, że jest zmęczona, bo pod jej oczami pojawiły się ciemne cienie.
Jules nie miała kompletnie pojęcia co się stało, jak się tu znalazła ani która była godzina, jednak, zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, jej tata ją uprzedził, zupełnie tak, jakby czytał w jej myślach.
- Zemdlałaś, a my nie potrafiliśmy cię ocucic, dlatego babcia zadzwoniła po karetkę. Byłaś w śpiączce przez ponad pół godziny, kochanie - westchnął, odkładajac kubki na szafkę nocna. - Zrobili ci komplet badań i zaraz powinniśmy dostać wyniki - dodał, pocierajac skronie palcami, a Julii nagle zrobiło się słabo.
Louis zawsze robił ten sam gest kiedy się stresowal.
- Powiedzieli, że to najprawdopodobniej przez stres i niedozywienie. Mój Boże, powinnam bardziej cię pilnować z tym jedzeniem! - wykrzyknela nagle mama, ale widząc, że osoba, która spała na łóżku obok, poruszyła się nerwowo, od razu się uciszyla.
Julia nie potrafiła przyswoić informacji.
Nie do końca docierało do niej co się stało i w jak poważnym stanie była.
Jedyne o czym myślała to Louis.
Mimo, że nadal była zamroczona i czuła się jak wrak, była w stanie myśleć tylko o nim, dlatego, niewiele myśląc, przełknęła sline i zapytała:
- Czy Louis... Zadzwoniliscie do niego?
Słysząc jej pytanie, rodzice rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie, a później Monique westchnęła i odparła, łapiac córkę za dlon:
- Uznaliśmy, że najlepiej będzie jeśli sama do niego zadzwonisz.
Jules, słysząc to poczuła jak z serca spada jej ogromny kamień.
Nie chciała żeby Louis pojawił się przy niej tylko i wyłącznie z litości, dlatego tak bardzo była wdzięczna rodzicom za to, że go tam nie ściągneli.
Znala go i wiedziała, że byłby w stanie przyjechać do niej, wiedząc, że jest w szpitalu, ale nie chciała by zgodził się na rozmowę tylko i wyłącznie ze względu na to, że wylądowała w szpitalu i jest mu jej żal.
Już miała podziękować rodzicom, kiedy drzwi sali się otworzyły i weszła do niej uśmiechnięta kobieta około 40-stki ubrana w biały kitel.
- Przepraszam, że tak długo to trwało, ale od momentu w którym pani tata powiadomił pielęgniarke o pani wybudzeniu, a momentem w którym ona mnie znalazła, minęło troszkę czasu - wytłumaczyła się pospiesznie, po czym dodała - Mamy już wszystkie wyniki pani badań. Na szczęście upadek nie miał żadnego wpływu na dzidziusia, nie musi się pani obawiać, wszystko z nim w porządku.
Dalej Julia już nie słuchała.
Zakrecilo jej się w głowie i poczuła jakby zaraz znowu miała stracic przytomność.
Po jej głowie szalała tylko jedna myśl :
Dzidziusia.. Ona i Louis będą mieli dzidziusia.
CZYTASZ
never in a milion years ► tomlinson ✔
FanfictionZAKOŃCZONE W prawie każdym liceum pracuje przystojny wuefista, do którego wzdychają wszystkie uczennice. W prawie każdym liceum pracuje piękna nauczycielka, do której wzdychają wszyscy uczniowie. A co jeśli ta piękna nauczycielka dopiero skończył...