54

927 44 34
                                    

     Wychodząc z gabinetu doktora, Louis czuł się tak, jakby dodano mu skrzydeł. 

Biegał wokół Julii, nie mogąc uwierzyć w to co wydarzyło się jeszcze kilka minut wcześniej. 

- Boże, Jules! To syn... Będziemy mieli syna! Widziałem naszego syna... Jakie to piękne! - powtarzał w kółko, jak katarynka, a Julia nie potrafiła pohamować uśmiechu. 

Louis sam był jak wielkie dziecko, ale cieszyła się, że zareagował na wieść o ciąży w ten, a nie inny sposób. Szczerze mówiąc, nie wyobrażała sobie nawet, że mógłby powiedzieć jej, że nie chce ich dziecka. Dopóki nie wiedział o ciąży łatwo było jej pogodzić się z myślą, że nie będzie go przy dziecku, ale teraz, kiedy się dowiedział, nie wyobrażała sobie żeby mógł z czystym sumieniem odciąć się od niej. On taki nie był, a ona, nawet jeśli próbowała sobie wmawiać, że tak właśnie jest, żyła w kłamstwie i błędzie. Prawdą było, że mężczyzna oszalał na punkcie ich nienarodzonego dziecka i cały czas rozmawiał tylko o tym. Snuł plany na przyszłość, cieszył się na samą myśl o tym co będzie robił kiedy ich maleństwo podrośnie, a ona patrzyła na to wszystko z boku i nie mogła wyjść z podziwu jak dobrze się to wszystko skończyło. Czasem po prostu potrzeba było czasu i chociaż troszkę odwagi by zrobić krok naprzód. 

- Tak, Louis, widzę, że się cieszysz - zaśmiała się, a on niemal podskoczył z radości. 

- Teraz muszę tylko wybudować dom i posadzić drzewo i będę mógł mówić, że jestem prawdziwym facetem - odparł, wypinając z dumą pierś, a ona wybuchła śmiechem. 

- Już jesteś prawdziwym facetem - westchnęła, uśmiechając się radośnie, po czym weszła do auta, a on przez moment stał w bezruchu nie mogąc pohamować radości, którą wywołały w nim jej słowa. 

~*~

Jakiś czas później, znaleźli się pod jej blokiem. 

Jules odpięła pasy, po czym spojrzała na swojego towarzysza i przez moment nic nie mówiła. 

Biła się z myślami, ale kiedy minuty nieubłagalnie mijały, a ona wciąż siedziała w bezruchu, westchnęła ciężko i w końcu się odezwała: 

- Może masz ochotę wpaść do mnie na jakąś obiadokolację? - zagryzła wargę w oczekiwaniu na jego odpowiedź, a on w pierwszej chwili myślał, że po prostu się przesłyszał. Dopiero po kilku dłuższych sekundach odparł: 

- Oczywiście, że tak. Ale najpierw będę musiał coś załatwić. Wrócę tak za godzinę, dobrze? - uśmiechnął się do niej delikatnie, a ona skinęła głową, w myślach zastanawiając się co musi zrobić. Nie chciała i nie miała prawa wypytywać go o jego plany, dlatego pożegnała się z nim, na odchodne rzucając, że będzie na niego czekać, a kiedy wysiadła z auta, spojrzała na niego ostatni raz i pomachała mu delikatnie, siląc się na uśmiech. 

Wciąż była o niego zazdrosna, teraz może nawet bardziej niż wcześniej i choć wiedziała, że nie powinna, nie umiała nic na to poradzić. 

Kochała go całym sercem i miała świadomość tego, jak Louis działa na inne kobiety, a to w niczym jej nie pomagało. No i te przeklęte hormony, przez które często traciła jasność umysłu. 

Westchnęła ciężko kiedy wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu, a chwilę później zniknął z pola jej widzenia. 

Wiedziała jednak, że nie może spędzić całej wieczności na placu przed blokiem, dlatego otrząsnęła się i podeszła wolno do domofonu. Wpisała kod, a kiedy charakterystyczny dźwięk zasygnalizował otwarcie drzwi, weszła do środka.

never in a milion years  ► tomlinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz