56

850 32 29
                                    

   Krótko po wydarzeniach tamtej nocy, podczas której pijany Louis śpiewał serenady pod domem Julii, para na dobre do siebie wróciła, a mężczyzna na nowo wprowadził się do mieszkania brunetki. 

Znowu wszystko było tak wspaniałe jak wcześniej, a oczekiwanie na przyjście Malucha na świat stało się jeszcze piękniejsze. 

Kobieta wreszcie odzyskała spokój, którego tak bardzo jej brakowało, a mężczyzna starał się przynieść jej gwiazdkę z nieba. 

Kiedy nadeszły wakacje, ich życie stało się jeszcze piękniejsze, bo oboje mieli wtedy wolne i mogli całkowicie poświęcić się rodzinnemu życiu. 

Któregoś dnia, kiedy Jules coraz bardziej nastawiała się myślami na poród, bo jego termin zbliżał się wielkimi krokami, Louis musiał wyjść z domu i coś załatwić. 

Niechętnie zostawiał kobietę samą, zwłaszcza kiedy jej brzuch stawał się z każdym dniem coraz większy i coraz bardziej obniżony, ale wtedy nie miał wyjścia, a brunetka mocno nalegała żeby nie zawodził przyjaciela. 

Obiecał Alanowi, że pomoże mu w czymś ważnym, a ona od rana ciągle powtarzała, że czuje się dobrze i nic złego nie może się wydarzyć. 

On jednak przez cały czas miał jakieś dziwne, złe przeczucia, ale w końcu uległ, wiedząc, że z Julią nie wygra. 

I takim sposobem, wyszedł z domu chwilę po 11:00, całując ukochaną w czoło i zapewniając, że wróci jak najszybciej będzie mógł.

Ona żartobliwie wypchała go za drzwi, a kiedy znalazł się na klatce schodowej, ostatni raz ucałowała jego usta i wróciła do środka, zamykając drzwi na klucz. 

Tamtego dnia wcale nie czuła się aż tak dobrze, ale nie chciała żeby Louis ograniczał się jedynie do niej, zwłaszcza, że od bardzo dawna nie robił nic dla siebie, a doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że każdy człowiek potrzebuje czasem chwili wytchnienia, nawet jeśli związek w którym żyje jest wszystkim czego pragnie. 

Ona też chciała przez kilka godzin w ciszy i samotności poczytać książkę, obejrzeć coś w telwizji, albo po prostu się zdrzemnąć. 

To nie tak, że w towarzystwie Louisa nie mogła sobie na to pozwolić, ale po prostu, kiedy szatyn był w pobliżu, bez przerwy chuchał na nią i dmuchał, a ona momentami miała już dość jego nadopiekuńczości. 

Nie mogła jednak narzekać, bo mężczyzna był najlepszym materiałem na męża i ojca jakiego mogła sobie wyobrazić, dlatego uśmiechała się i, na ile pozwalały jej wahania nastrojów i burza hormonalna, starała się z nim nie kłócić i nie mówić mu, że czasami naprawdę ją denerwuje. 

Korzystając z wolnego popołudnia, zaparzyła sobie swoją ulubioną herbatę i poszła do salonu, z książką w dłoni. 

Po raz tysięczny wróciła do czytania 'Małego księcia', a sama wizja spędzenia kilku następnych chwil na lekturze, wprawiała ją w dobry nastrój. 

W mieszkaniu panowała tak wielka cisza, że aż sama była w ciężkim szoku. 

Odkąd Louis na nowo się do niej wprowadził, ani na moment nie było do końca cicho, bo tego faceta zawsze i wszędzie było pełno. 

A ona kochała w nim tę cechę, dlatego, kiedy siedziała w zupełnej ciszy, przez myśl przeszło jej, że nie wyobraża już sobie żeby było tak przez cały czas. Mężczyzna był jej promykiem, powodem szczęścia i najlepszą osobą jaka kiedykolwiek stanęła na jej drodze, dlatego na samą myśl o nim uśmiechnęła się pod nosem. 

Usiadła wygodnie na kanapie, upijając łyka ciepłego napoju. 

Lato tamtego roku nie rozpieszczało, zwłaszcza, że był już sierpień, a na dworze, w przeciwieństwie do poprzedniego roku, panowała iście angielska pogoda. 

Bez przerwy padało, a niebo było tak bardzo szare, że niemal każdy mieszkaniec Manchesteru zdążył już zapomnieć o słońcu, co jedynie wzmagało frustrację, zwłaszcza jeśli ktoś był w zaawansowanej ciąży i lada moment mógł urodzić dziecko. 

Spojrzała w zamyśleniu za okno, po czym położyła dłoń na brzuch i pogładziła go delikatnie. 

Razem z Louisem uznali, że ich pierworodny syn będzie nazywał się William, bo od dawna to imię było ulubionym męskim imieniem Julii, a szatyn jak zwykle zgadzał się na wszystko, byleby tylko jego ukochana była szczęśliwa. 

Przeniosła wzrok na brzuch i przez moment siedziała i głaskała go, zastanawiając się jak w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy zmieniło się jej życie. 

Równo rok temu siedziała podekscytowana z Cassie i piła czerwone wino, zastanawiając się jak to będzie widywać codziennie swój dawny obiekt westchnień, a teraz nosiła pod sercem jego dziecko i nie mogła opisać swojego szczęścia. 

Już prawie całkowicie zapomniała o Nathanie i całej popapranej przeszłości. 

Tak bardzo cieszyła się, że Louis jej wybaczył i, że jej mąż nie dawał o sobie w ogóle znać. 

Wiedziała, że w najbliższej przyszłości będzie musiała zebrać się na odwagę i złożyć papiery rozwodowe, ale na razie nie chciała o tym w ogóle myśleć. 

W tamtym momencie chciała skupić się na relaksie z książką i oczyścić umysł, ale kiedy tylko po nią sięgnęła, usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. 

- Louis? - mruknęła pod nosem, podnosząc się z kanapy. 

Nie spodziewała się żadnych gości ani nawet kuriera czy listonosza, dlatego naprawdę zdziwiło ją to nagłe najście, zwłaszcza, że mężczyzna przecież miał swój komplet kluczy. 

Przez myśl przeszło jej jednak, że być może w roztargnieniu zapomniał je zabrać, a fakt, że wrócił kilka godzin przed czasem wcale jej nie dziwił. 

Zdecydowanie był przewrażliwiony i nie chciał zostawiać jej na tak długo, dlatego była w stu procentach przekonana, że za drzwiami zobaczy jego roześmianą twarz. 

- Już idę! - wykrzyknęła, słysząc, że dzwonek nie ustępuje, a chwilę później, kiedy wreszcie udało jej się dojść do drzwi, przekręciła klucz i z uśmiechem nacisnęła na klamkę. 

Nie zobaczyła jednak za nimi błękitnych oczu swojego mężczyzny, a piwne, przepełnione kpiną oczy męża. 

never in a milion years  ► tomlinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz