45

805 35 31
                                    

    W domu rodzinnym, Jules została aż do Nowego Roku.

Nathan na szczęście już więcej jej nie nachodzil, ale nawet to nie poprawiło jej humoru.

Z każdym dniem czuła się coraz gorzej, zwłaszcza, że przez stres nie potrafiła nic przełknąć.

Zawsze tak miała, że kiedy w jej życiu działo się coś złego, nie potrafiła normalnie jeść, przez co chudła i czuła się jak wrak człowieka, ale nie potrafiła nic z tym zrobić.

Sam widok jedzenia powodował u niej odruchy wymiotne.

Louis natomiast, resztę świątecznych dni spędził w swoim mieszkaniu.

Wracając od Jules, zadzwonił do swojej mamy i poinformował ja, że jest chory i nie da rady pojawić się w Doncaster.

Jego mama, choć zwiedziona i smutna, zgodziła się na taki układ i poprosiła aby przyjechał jak tylko mu się polepszy.

Takim sposobem, Louis przez wszystkie dni świątecznej przerwy siedział sam i leczył duszę alkoholem.

Wiedział, że nie powinien tego robić, ale nie potrafił sobie odpuścić.

Dopiero dzien przed Sylwestrem, zebrał się na odwagę i zadzwonił do Alana.

Poprosił go aby przyjechał do niego jeśli to tylko możliwe, a przyjaciel, słysząc jego smutny głos, od razu się na to zgodził.

Godzinę później zapukal do jego drzwi.

Szatyn, który był już lekko pijany, wstał z kanapy i podszedł do drzwi.

Otworzył je zwinnym ruchem, a potem nie czekając aż Alan wejdzie do środka, odwrócił się i poszedł do salonu.

- Kurwa, stary. Śmierdzi tu jak w gorzelni - zauważył blondyn, ściągając kurtkę i wieszajac ja w przedpokoju.

- Zajebiscie, gratuluję spostrzegawczości i wyostrzonego węchu - odparł Louis, wyciągając się wygodnie na kanapie i sięgając po butelkę z piwem,ktora leżała na małym, szklanym stoliku.

Alan, który zdążył już wejść do pomieszczenia, od razu do niego podszedł i wyrwał piwo z jego ręki.

- Co ty robisz? - warknal Louis, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

- Tobie już chyba wystarczy - odparł przyjaciel, siadając obok szatyna i spoglądając na niego zmartwionym wzrokiem. - Powiesz mi w końcu dlaczego nie jesteś w Doncaster z Jules? - zapytał, nieprzerwanie wpatrując się w zmęczona twarz Louisa.

A on, słysząc słowa Alana, oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłonie.

Zmruzyl na moment powieki, a później potarł nerwowo skronie.

- Bo Jules ma męża - odparł w końcu, całkowicie spokojnym tonem.

Sam się sobie dziwił, że te słowa tak łatwo przeszły przez jego gardło.

Może to alkohol, który wypił, a może fakt, że od tamtych wydarzeń minął już prawie tydzień spowodował u niego taka znieczulice, ale w tamtym momencie nie miał siły się nad tym zastanawiać.

Podniósł powoli głowę i spojrzał na Alana.

Blondyn siedział z szeroko otwartymi oczami i patrzył na przyjaciela nieobecnym wzrokiem.

Widać było, że słowa szatyna mocno w niego uderzyły, ale Louis wcale się nie dziwił.

W końcu niecodziennie informował go, że miłość jego życia ma już męża.

- Co..? - wydukal w końcu Alan, poprawiając się na kanapie. - Jak to, ma męża? - zapytał, prawie, że nie mrugajac.

Louis, słysząc jego słowa, zaśmiał się pod nosem, a potem pokrecil żałośnie głowa.

- Nieźle, co? - westchnął, rozglądając się po pokoju.

Szukał drugiej, nieotwartej jeszcze butelki z piwem, ale, jak na złość nie mógł jej odnaleźć.

- Jak to jest możliwe? I nic o tym nie wiedziałeś? Kurwa, stary, co ty gadasz. To żart, tak? - Alan atakował go pytaniami, a on nagle pozalowal, że zaprosił go do siebie.

W jednej chwili poczuł się tak bardzo zmęczony, zwłaszcza, że odkąd wrócił do domu w pierwszy dzień świat, praktycznie wcale nie spał.

Kiedy tylko próbował zmruzyc oczy, od razu budził się z płaczem albo bólem brzucha, bo snila mu się Julia ze swoim mężem.

- Alan... Przepraszam cię, ale nie jestem w stanie teraz o tym rozmawiać. Chciałem żebyś do mnie przyszedł i pomógł mi oderwać od tego myśli. - westchnął smutno, na co blondyn nagle poczuł się sobą zazenowany.

Jeszcze nigdy nie widział swojego przyjaciela aż tak zalamanego i za wszelką cenę chciał poprawić mu humor, dlatego, niewiele myśląc zaproponował mu wspólne wyjście do klubu, jak za dawnych czasów, a Louis od razu się na to zgodził.

Jules natomiast nie potrafiła przestać myśleć o Louisie.

Zastanawiala się co robi, czy nic mu nie jest, jak się czuje i czy jakkolwiek sobie radzi.

Jej rodzina za wszelką cenę starała się jej pomóc, ale na nic się to zdawało.

Mimo, że przy nich udawała, że dobrze sobie radzi, nikt w to nie wierzył, a zwłaszcza jej rodzice.

Znali swoje dziecko na wylot i wiedzieli, że nic nie jest tak jak powinno.

Tego samego wieczoru, podczas którego Louis i Alan bawili się w klubie, Jules leżała przed telewizorem w salonie i oglądała jakiś świąteczny film, których, w ciągu ostatniego tygodnia obejrzała już chyba dwadzieścia.

Od kilku dni czuła nieprzyjemne kłucie w podbrzuszu, ale domyślała się, ze spowodowane jest ono stresem i miesiączka, która powinna dostać dwa dni wcześniej, a której, ze względu na zmianę diety i nerwy, nadal nie dostała.

Kiedy na ekranie wyświetlił się przerywnik w postaci reklam, postanowiła w końcu zwlec się z łóżka i zrobić sobie herbatę.

Owinieta w ciepły, puchowy koc, założyła papcie na stopy i podniosła ze stolika swój ulubiony, pol litrowy kubek, z którego zawsze piła, kiedy wracała do rodzinnego domu.

Nie był specjalnie piękny, ot zwykły, przezroczysty kubek, ale z żadnego innego herbata nie smakowała jej tak dobrze jak z tego.

Weszła do kuchni, uśmiechając się niemrawo, kiedy zobaczyła w niej swoją mamę.

Wstawiła szybko wodę na herbatę i zaczęła jakąś mało ważna rozmowę na temat panującej pogody i filmu, który oglądała.

Naprawdę szczerze chciała się śmiać, ale nie była w stanie, dlatego jedyne na co się zbierała to delikatne uśmiechy.

Pamiętała, że mama powiedziała jej coś na temat Matthew, który dzień wcześniej wrócił z Jessica do Stanów, a później nie wiedziała już nic, bo w jej pamięci zapanowała ciemność, a obudziła się dopiero w szpitalu.

never in a milion years  ► tomlinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz