Rozdział 3

1.7K 91 74
                                    

REMUS LUPIN

Wstałem wcześnie rano, jeszcze przed chłopakami. Słońce dopiero wkradało się na zaróżowione niebo, więc miałem jeszcze dużo czasu do śniadania, ale mimo to już zacząłem się ubierać. Skorzystałem z toalety, a kiedy wyszedłem z niej, powrociłem na łóżko i chwyciłem do ręki książkę. Czytanie było nieodłączną częścią mojej porannej rutyny i gdyby ją opuściło, reszta dnia nie byłaby tak dobra.

Za zakładkę służył mi list od nieznajomej. Za każdym razem, gdy przypomniałem sobie o dziewczynie robiło mi się ciepło na sercu. Fakt, iż ktoś zainteresował się mną w taki sposób, był dla mnie bardzo ekscytujący.

Jednak otrzymywanie listów było dla mnie zarazem dość... niezrozumiałe. Do tej pory jeszcze nikt nie wykazywał mną tak szczególnego zainteresowania. Posiadanie kogoś takiego było motywacją do kształcenia w sobie jak najlepszych zwyczajów i zachowań. Dlatego też, wraz z adorującymi mnie listami przyszedł do mnie również kompletny świr na punkcie dobrego. Nieustannie poprawiałem i obsesyjnie wygładzałem szkolną szatę.

Doczytałem książkę do końca i patrząc na mój zegarek, który leżał na moim nocnym stoliku, wciągnąłem na siebie mundurek.

Będąc w drodze na śniadanie natknąłem się na Mary McDonald, która wymknęła się od dłuższej rozmowy ze mną, tłumacząc się, że musi pomóc Emillie Sinistre w pracy domowej na już.

Wielka Sala była tego dnia cicha i spokojna. Być może dlatego, że wybiła wczesna godzina, no chyba, że spowodowała to wczorajsza impreza w Pokoju Wspólnym Hufflepuff'u, zorganizowana z okazji urodzin jednej z Puchonek. Z tego co słyszałem, na przyjęciu zagościła połowa szkoły. Podobno nawet Ślizgoni próbowali się na nią wcisnąć. Niektórzy z miernym skutkiem, inni z nieco bardziej zadowalającym.

Usiadłem na swoim stałym miejscu, prawie na samym końcu sali, tuż przy stole nauczycielskim. Na sam początek wziąłem łyk przesłodzonej herbaty, znad krawędzi kubka zerkając na siadającą niedaleko.

Posłała mi krótkie spojrzenie, a ja starałem się uśmiechnąć, chwilę po odstawieniu kubka, jednak nie zdążyłem, bo szybko zajęła się swoim śniadaniem. Nagle przypomniało mi się coś, na co zmarszczyłem brwi.

- Hej. - przysiadłem się do dziewczyny, a ona zaraz po przełknięciu odpowiedziała mi tym samym. - Nie miałaś przypadkiem odrabiać pracy domowej z Mary?

- Z jaką Mary? - zapytała, ściągając brwi. - Chodzi Ci o McDonald?

Pokiwałem głową, a ona prychnęła drwiąco, na co moje brwi wystrzeliły w górę w zdziwieniu.

- Nie potrzebuję jej pomocy. - warknęła. - I w ogóle skąd Ci to przyszło do głowy?

Najwyraźniej moje napomknięcie o Mary nie było jej w smak i odrobinę ją rozdrażniło. A podobno się przyjaźnią.

- Ona mi tak powiedziała. - wzruszyłem ramionami. - Czemu się obruszasz?

- Bo McDonald jest podłą szmirą.
- mruknęła do mnie.

- Dlaczego tak o niej mówisz?

- Nie twoja sprawa. - niemal syknęła, a ja lekko się wystraszyłem, kiedy wstała z impetem i zostawiając niedojedzony posiłek wyszła z Wielkiej Sali.

Zdziwienie opuściło mnie dopiero, gdy Gruba Dama zapytała mnie o hasło pod pokojem wspólnym, jednocześnie narzekając, że uczniowie tego dnia nie dają jej śpiewać w spokoju.

Docierając do dormitorium uświadomiłem sobie, jakie okropne lekcje mnie czekały. Dwie godziny eliksirów ze Slughornem, jedna zaklęć z Flitwickiem i dwie zielarstwa ze Sprout. Jedyne co mnie pocieszało to myśl, że niedługo miałem otrzymać kolejny list.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz