Rozdział 46

530 25 2
                                    

POV. REMUS LUPIN

SUMy poszły mi całkiem nieźle, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nauka nie szła mi zbyt dobrze do czasu, kiedy Emillie przeprosiła mnie i wszystko między nami się wyjaśniło. Kiedy to się skończyło, miałem jakby... Czystszy umysł. Nie myślałem tak wiele, a nauka przychodziła mi łatwo i przyjemnie.

Niestety, zaraz po egzaminach, przyszły do mnie kolejne zmartwienia. Pojawiły się wraz z James'em, Syriuszem i Peter'em, którzy wyłonili się zza regału w bibliotece, w której spędzałam ostatnio większość swojego czasu. Trochę odizolowałem się od znajomych, ale dobrze mi to zrobiło i myślę, że jest to idealny czas, by uaktywnić swoje życie towarzyskie. Zostało już w końcu mało czasu do zakończenia tego roku szkolnego...

- Na Merlina, Remus. - Black z westchnięciem opadł na krzesło po przeciwnej stronie stolika, który zajmowałem. Uniosłem do góry brew, co miało być moim zapytaniem na jego zrezygnowaną postawę.

- Szukaliśmy cię po tym... - rozejrzał się po bibliotece. - Jakieś dwadzieścia minut. Niezłe ziółko z tego miejsca. Niby takie niewinne i dla nerdów, ale jednocześnie jeden wielki labirynt... Chyba musisz nam rozrysować mapę biblioteki, bo coś czuję, że jeśli będziesz tu siedział całymi dniami do końca roku, to będziemy tu wpadać nieco częściej.

On i Peter również zajęli miejsca przy stoliku. Potter założył nogę na nogę tak, by bok jego buta spoczywał na udzie chłopaka. Pettigrew usiadł zwyczajnie, jak zawsze — wygodnie, niezbyt zjawiskowo, co było kompletnym przeciwieństwem Black'a. Szarooki przyciągnął swoje kolano do klatki piersiowej, oparł na nim przedramię, a z dolnej wargi chłopaka zwisał srebrny łańcuszek. Żadna dziewczyna nie oparłaby się takiemu chłopcu. Z resztą, niektórzy faceci również nie mogliby się opanować na ten widok.

- Dziwię się, że w ogóle widzieliście, gdzie jest biblioteka. - prychnąłem.

- Z tym też mieliśmy małe problemy. - mruknął pod nosem Syriusz.

Postanowiłem udać, że nie usłyszałem jego komentarza.

- Nie ważne. Zgadnij. - wskazał na mnie palcem Potter. - Zgadnij, co udało nam się zrobić.

Odłożyłem książkę na bok, obdarzając ich podejrzliwym spojrzeniem. Nieco obawiałem się, że zrobili coś kary godnego, jak to mieli w zwyczaju.

- Nie wiem, wywinęliście kawał McGonagall? - zgadywałem.

- Nawet w najśmielszych snach nam się to nie udawało. - prychnął Black.

- W takim razie... wywinęliście kawał komuś innemu.

Zaprzeczyli. W końcu Syriusz rozejrzał się po bibliotece, pochylił w moim kierunku i szepnął:

- Udało nam się osiągnąć pełną formę animagiczną.

Odsunął się i z uśmiechem przybił piątkę z James'em.

- Teraz będziemy mogli towarzyszyć ci co miesiąc! - wykrzyknął podekscytowany brunet.

- Ciszej! - syknął Peter. - Jesteśmy w bibliotece, nie możemy się drzeć. Zaraz nas stąd wygonią.

- Słuszna uwaga. - zauważyłem.

- Och, błagam! Ani trochę nie cieszy cię wieść, że nam się udało? Po całym roku prac już panujemy nad tą mocą i jesteśmy pełnoprawnymi animagami! - James był podekscytowany, ale rzeczywiście, dzięki uwadze Petera, starał się mówić odrobinę ciszej. Co nie zmienia faktu, że nawet jeśli szeptem, nie powinniśmy rozmawiać o tej sytuacji tutaj, gdzie uczniowie mogli się chować za każdym regałem i z zaciekawieniem słuchać opowieści chłopaków.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz