Rozdział 35

603 27 37
                                    

POV. EMILLIE SINISTRE

- Dobrze, teraz słuchaj mnie uważnie. Macie w domu kominek? - pokiwałam głową. -  Znasz dokładny adres swojego domu? - przytaknęłam. - Podróżowałaś kiedykolwiek dzięki proszkowi fiuu?

- Wujku, wiem jak mniej więcej to działa. Spokojnie. - chwyciłam go za dłonie, które w dotyku były zimne i zniszczone. Nie prędko doprowadzi je do porządku po pobycie w Azkabanie.

Był zaniepokojony, nerwowy i cały się trząsł.

- Nie mogę być spokojny. Dopiero teraz dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłem. Porwałem cię niemalże zaraz po ucieczce z więzienia. Teraz ministerstwo ma o wiele łatwiej, by mnie znaleźć.

- Chwileczkę... Przecież nikt nie wie, że to ty mnie porwałeś. Bardzo możliwe, że nawet nie myślą o porwaniu, prędzej o tym, że zgubiłam się na peronie.

- Twój ojciec na pewno mnie podejrzewa. Zawsze, gdy działo się coś złego byłem pierwszym podejrzanym.

- Musiałeś czuć się okropnie... To znaczy, pewnie byłeś smutnym dzieckiem.

- Racja. - odpowiedział zdawkowo i wręczył mi w dłonie kufer oraz założył na moje ramiona plecak, który miałam ze sobą. Widziałam jak wsuwa w jedną z kieszonek książkę, którą wcześniej mi pokazywał.

- Nie sądzę, żeby dawanie mi jej było dobrym pomysłem. - odezwałam się patrząc mu w oczy. Były zielone i bardzo zmęczone. - W końcu jest twoją pamiątką po twojej ukochanej. Myślę, że powinieneś ją zatrzymać.

- Nie jest mi już potrzebna. Znam niemal każdy jej wiersz na pamięć. - wstrzymałam oddech. Dziewczyna była z jednej strony szczęściarą, że taki romantyk się w niej zakochał, ale z drugiej miała ogromnego pecha, że o tym nie wiedziała, a ich związek wcale nie miał miejsca. - I chciałbym, żebyś miała cokolwiek, co będzie Ci o mnie przypominać. Musisz tylko schować ją tak, żeby twoi rodzice jej nie widzieli.

- Dziękuję.

Byłam poruszona jego miłym gestem, więc nie zastanawiając się zbytnio rozłożyłam ręce i objęłam go przytulając policzek do jego torsu. Czułam jak jego serce zabiło mocniej i szybciej, a po chwili również przytulił mnie do siebie.

Uśmiechnęłam się, odrywając się od wujka. Łzy błysnęły w jego oczach, lecz starałam się udawać, że tego nie widzę, gdyż wiedziałam, iż mogłoby to być dla niego niekomfortowe. Nie doświadczył takiej bliskości, jaką mu teraz okazałam od wielu lat...

- Wskakuj do kominka. Już czas. - mruknął ukrywając swoje wzruszenie.

Przełożyłam nogę przez krawędź kominka i wylądowałam w środku. Wciągnęłam tam mój kufer i powiedziałam "do zobaczenia". Wujek wystawił w moją stronę miskę z proszkiem Fiuu, którego wzięłam garść i rzuciłam w płomienie, sprawiając, że stały się zielone. Wypowiedziałam dokładny adres mojego domu, a wtem szarpnęło mną w górę.

Zaciskałam palce na rączce kufra, by nie zgubić go w którymś z kominków, przez które podróżowałam.

To był mój pierwszy raz użycia proszku Fiuu i uczucie temu towarzyszące było... specyficzne. Nie podobało mi się to w żadnym stopniu.

Wylądowałam na bordowym, puchatym dywanie w moim salonie. Zakasłałam kilka razy, ponieważ popiół dostał się do moich dróg oddechowych, po czym wstałam powoli oraz otrzepałam ubrania z brudu.

- Szybko, leć zobaczyć kto to, kochany. - usłyszałam głos mojej mamy gdzieś z okolicy kuchni.

Byłam pewna, że zwraca się do mojego taty, ale wtedy do pokoju, w którym byłam wkroczył Remus z zaniepokojoną miną, zmieniającą się na szczęście w chwili ujrzenia mnie.

- Emillie. - szepnął, podchodząc i łapiąc mnie za dłonie. Nie odtrąciłam go, chcąc zobaczyć, jak dalej postąpi. I nie tylko dlatego... W końcu nie był mi obojętny, a każdy jego dotyk był nieopisanie cudowny. - Co się z tobą działo? Ktoś cię skrzywdził? Porwał? Gdzie byłaś?

Zrobiło mi się sucho w gardle. Chciałam odpowiedzieć mu na te pytania, lecz nie mogłam. Nagle poczułam się jakby mój głos ze mnie uleciał. Zupełnie jakby ktoś rzucił na mnie jakiś dziwny, zamykający usta czar.

- Emillie? Wszystko dobrze? Usiądź. - poprowadził mnie na kanapę i obejmując ramieniem spoczął na miejscu obok mnie. Oparłam się o niego, wtulając w pierś oraz zamykając oczy. Zaczęłam oddychać spokojnie. - Wybacz. Nie powinienem zadawać ci tych pytań tak szybko. - przytulił mnie mocniej i powiedział: - Poczekaj, powiem im, że się zjawiłaś. I przyniosę ci szklankę wody.

Oderwałam się od chłopaka, kiwajac głową na znak, iż zrozumiałam. Wyszedł z salonu szybkim krokiem, a ja dokładnie słyszałam, co mówił moim rodzicom, którzy już za moment pojawili się obok mnie tuląc mnie do siebie i szepcząc, jak bardzo się cieszą, że jestem cała.

Ja jednak cały ten czas, gdy byłam w ich objęciach nie mogłam opanować szybkiego bicia serca spowodowanego obecnością Remusa. Teoretycznie powinnam być na niego obrażona, ale teraz uświadomiłam sobie jak bardzo zmarnowałabym szansę bycia jego przyjaciółką, gdybym rzeczywiście została porwana i już nigdy bym go nie zobaczyła.

Łezka spłynęła po moim policzku torując drogę dla kolejnej, i kolejnej, i kolejnej. Miałam cudownych znajomych, tyle wspomnień z nimi, niesamowitych rodziców, których bardzo kochałam... Utracenie ich było czymś, czego naprawdę bym nie chciała. Nie sądzę, że mogłabym żyć bez nich.

Kiedy rodzice wypuścili mnie z objęć, Lupin podał mi szklankę, a podczas tej czynności moje palce delikatnie przejechały po jego ręce, po czym posłałam mu dziękujące spojrzenie.

**

Po opowiedzeniu rodzicom zmyślonej historii, że przenocowałam u mojej koleżanki, do której wpadłam spontanicznie i otrzymaniu szlabanu na miesiąc za tak nieodpowiedzialne działanie, poszłam do mojego pokoju wraz z Remusem.

Usiedliśmy na moim łóżku, kiedy chłopak powiedział:

- Wiem, że wcale nie byłaś u koleżanki. Czemu okłamałaś rodziców?

Chwila ciszy, którą poświęciłam na udzielenie odpowiedzi była tylko momentem zastanowienia się, czy powiedzieć mu prawdę. Właściwe to raczej nie powinnam, bo on sam nie chciał mi wyznać wielu rzeczy w przyszłości, ale skoro zależy mi, by zbudować z nim szczerą i prawdziwą relację...

- Na początku to było porwanie... Potem jednak polubiłam tego, kto mnie porwał i przyjemność sprawiało mi przebywanie w jego towarzystwie. Jest naprawdę cudownym człowiekiem, wiele się od niego nauczyłam...

- Chwila... "niego"? Porwał cię jakiś facet? Zrobił ci coś? Ile ma lat? Kto to jest? - przerwał mi.

- Nie powiem ci, kto to jest. Nikt oprócz mnie i jego nie może tego wiedzieć. To byłoby bardzo ryzykowne.

- Rozumiem.

Bardzo szanowałam i doceniałam to, że nie naciska na mnie, akceptując moją decyzję. Przygryzł wargę, a ja oblizałam powoli usta. Popatrzył mi w oczy, poprawiając się na swoim miejscu.

Miałam wrażenie jakby coś przyćmiło moje myśli. Nie mogłam spojrzeć na Remusa z trzeźwą głową. Przybliżyłam się do niego nachylając się w jego kierunku. Patrzyłam na jego rozchylone, gotowe do pocałunku usta. Podniosłam wzrok na zielone oczy chłopaka, muskając jego wargi swoimi. To jeszcze nie był pocałunek, nie był to nawet buziak. Po prostu lekko zahaczyłam ustami o jego, lecz zaraz chłopak złapał mnie za dłonie i przechylił w przeciwną mi stronę.

- Emillie... - szepnął z chrypką, po czym odchrząknął. Odsunęłam się, powracając do poprzedniej pozycji i krzyżując nogi ze sobą. - Nie obraz się, ale... Wolałbym, gdybyśmy tylko się przyjaźnili. Rozmawialiśmy o tym w pociągu, nie pamiętasz?

Nerwowo chwyciłam za koniec swojej bluzki, patrząc na podłogę. Chwyciłam dolną wargę w zęby, mówiąc:

- Idę do łazienki. Zaraz wrócę.

Pokiwał głową, a ja wyszłam z pokoju.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz