POV. REMUS LUPIN
Wkrótce po tym, jak Emillie opuściła skrzydło szpitalne, na odwiedziny do mnie przyszedł Syriusz i Peter.
- Brachu! Co z tobą? Ten eliksir to był totalny odlot! - zawołał ciemnowłosy, opadając na brązowe krzesło obok łóżka. Peter przyklapnął na brzegu pościeli.
Podniosłem się do siadu, wiedząc, że będę czuł się źle podczas rozmowy na leżąco.
- Wcale nie "totalny odlot". - dwoma palcami zrobiłem nawias w powietrzu. - Przez to wylądowałem właśnie tutaj.
- Po co piłeś ten eliksir? - wtrącił Peter. - Sam go zrobiłeś?
- Kupiłem go od gościa z pubu w Hogsmeade, a po co to zrobiłem... nie pamiętam. - minąłem się z prawdą. Ostatnią rzeczą, której teraz chciałem było sprawienie, że moi kumple obrażą się na mnie tak, jak zrobiła to Emillie, gdy nie wyjawiłem jej przyczyny mojego pojawienia się w skrzydle szpitalnym. Zdecydowanie potrzebowałem wsparcia w tym, że nie mogę być blisko dziewczyny na tyle, na ile pragnę, a Black, Potter i Pettigrew napewno mi je zapewnią.
- Ale pamiętasz, kim jesteśmy my? I nie zapomniałeś, że durzysz się w Emillie? - dogryzał mi Syriusz. Uderzyłem go w ramię, przez co syknął i skrzywił się. - Chyba nabrałeś siły po tym całym wypadku.
- Myślę, że to raczej zasługa leków. - skinąłem głową na szafeczkę zastawioną butelkami, szlankami i tabletkami. - Szybko stawiają na nogi.
- A propos stawiania na nogi, Peter zawołałbyś Jamesa? Powinien już skończyć trening. - blondyn poderwał się i żwawym krokiem opuścił skrzydło. Spojrzałem na szarookiego.
- Trening? - zapytałem.
- Przyjęli go do drużyny Quidditcha. Ostatnio właśnie przez to zaczął się puszyć jak paw w ogrodzie Malfoy'ów. - zmarkotniał. - Chciałem ustalić coś całą naszą czwórką, ale najpierw muszę wiedzieć, kiedy wychodzisz.
- Za dwa dni. Co kombinujesz, Black?
- Dowiesz się, jak będziemy już wszyscy. Nie będę powtarzał tego niewiadomo ile razy.
Między nami zrobiło się cicho. Chłopcy długo nie przychodzili, a ja poczułem potrzebę przerwania ciszy i zwierzenia się z tego, co nastąpiło niedawno:
- Emillie była tutaj chwilę temu.
- Odwiedziła cię? W takim razie nie jest między wami tak źle! Już myślałem, że przestaniecie się do siebie odzywać do końca życia.
- Nie odwiedzała mnie. Zemdlała i trafiła na łóżko obok mnie.
- Na Merlina, co się jej stało?
Nie miałem czasu, by mu odpowiedzieć, bo do skrzydła weszli Peter i James. Okularnik szedł z przodu z dumnym wyrazem twarzy, odziany w strój do Quidditcha w bordowy - złotych barwach z miotłą w ręku, a kroczący za nim blondyn uważnie obserwował moją twarz w poszukiwaniu jakiejkolwiek reakcji na to, co widzę. Pewnie Potter kazał mu to zrobić.
- Siemka, Remus! Zatkało, co? - zapytał, prezentując strój w całej okazałości. Imponowało mi, w jak dobry sposób są wykonane szaty przeznaczone dla zawodników, ale skupiłem wzrok na twarzy kolegi. - Jestem ścigającym.
- Gratuluję. - wymamrotałem. - Jak to się stało?
- Kiedy ty leżałeś tutaj odbył się nabór do drużyny. Syriusz też startował, ale nie do końca mu się udało. Pochwalił ci się już? - zaczepnie szturchnął Black'a łokciem, patrząc na niego z udawaną wyższością.
Czarnowłosy uśmiechnął się w odpowiedzi. W tym uśmiechu dostrzegłem coś, co popchnęło mnie do myślenia, że ich relacje się poprawiły. Ucieszyłem się, że jest jak dawniej.
Zaraz w pomieszczeniu pojawiła się kolejna osoba, którą zignorowałem, bo niemożliwe było to, aby przyszła do mnie, lecz moje zdziwienie sięgnęło maksimum, gdy rudowłosa Lily Evans stanęła przy moim łóżku.
- Cześć, chłopaki! Jak się miewasz, Remus? - zagaiła z miłym uśmiechem. Stanęła obok Jamesa i przytuliła się do jego ramienia.
- Coraz lepiej, dzięki.
***
Miesiąc po moim wyjściu ze szpitala odbył się pierwszy mecz drużyny Gryfonów z Jamesem na miejscu ściągającego i kilkoma innymi, nowymi osobami. Mimo, że chciałem zaszyć się w dormitorium z jakąś dobrą książką na czas, kiedy miałem zagwarantowane to, że w pokoju nikogo nie będzie, to koledzy i tak wyciągnęli mnie na mecz.
Zajęliśmy jedną z wyższych trybun wraz z Lily, Dorcas i Mary. Evans nie ciągnęło do tego typu wydarzeń, ale jako iż James był jej chłopakiem, chciała tam być razem z nami i trochę mu pokibicować.
- Nigdy nie byłaś na żadnym meczu? - zapytałem niedowierzając. - Trochę nie chce mi się w to wierzyć.
- Jako pierwszoroczna przeszłam się na rozgrywki raz czy dwa, bo z początku wydawało mi się to takie fascynujące... ale spędziłam trochę czasu z Severusem i dzięki niemu przekonałam się, że to tylko strata czasu. - wyznała.
- Lepiej nie mów tego przy Jamesie. - ostrzegł Syriusz. - Jest strasznie wkurzony na Smarka.
- Nie nazywaj go tak! A poza tym... Skoro James chce być ze mną w związku musi pójść na ugodę, żeby nie odnosić się źle do Severusa, bo on jest moim przyjacielem i tak jak ja toleruj was, on musi tolerować Snape'a.
Po czasie, który spędziłem z Evans zdążyłem zauważyć, że jest wygadana, ale nie spostrzegłem, iż jest przy tym też bardzo mądra i konkretna. Może postawi Jamesa na nogi i wybije mu z głowy pomysły robienia takich okropnych żartów, jaki kiedyś zrobił Emillie. Mam tylko nadzieję, że sama już wyrosła z tego typu kawałów, bo on też wtedy w nim uczestniczyła...
Z podestów wylecieli oklaskiwani zawodnicy Hufflepuffu, a kiedy ustawili się na swoich pozycjach, po przeciwnej stronie odsunął się kawał materiału i zza niego wzleciała w powietrze cała drużyna Gryffindoru. Poderwałem się z siedzenia i krzyknąłem, klaszcząc głośno, podczas gdy zajmująca miejsce obok mnie wystrzeliła w górę wydzierając ze swoich płuc potężny pisk.
Kafel wzleciał w górę, po czym przejęła go drużyna czerwono - złotych. Tak działo się też przez conajmniej połowę meczu, a na sam koniec Gryfonuli zgromili Puchonów, wygrywając z nimi sto osiemdziesiąt do siedemdziesięciu.
Lily od razu popędziła w dół trybun, by dotrzeć pod szatnię, żeby pogratulować Jamesowi udanego występu, a wraz z nią poszły dziewczyny. Peter, ja i Syriusz poszliśmy w kierunku zamku, bo wiedzieliśmy, że i tak będziemy mieli jeszcze okazję, aby pogadać z Potter'em.
Na błoniach zawiesiłem wzrok na Emillie, która szła zaledwie pięć metrów przed nami ze swoimi koleżankami.
- Hej, hej, chyba się zapomniałeś. - zwrócił uwagę Black, zauważając, że wpatruję się w Sinistre. - Mieliśmy umowę: trzymamy się jak najdalej od tej powalonej laski, tak?
- Powalonej? - zapytałem marszcząc czoło. To określenie zdecydowanie nie pasowało do niesamowitej, przepięknej... i w tym momencie przypomniałem sobie, dlaczego czarnowłosy tak ją określił.
Do głowy powróciło mi wspomnienie, kiedy siedząc w pokoju wspólnym powiedziałem mu, że Emillie obraziła się na mnie za nie powiedzenie jej powodu mojego pobytu w szpitalu. Nie przemyślałem tego, że jeszcze kilka dni temu powiedziałem Black'owi, że nie pamiętam, dlaczego napiłem się eliksiru. Na tej podstawie Syriusz uznał, że dziewczyna przesadza i jest zaborcza.
Oh, jaki ja byłem głupi, mówiąc coś takiego. Chyba zacząłem gubić się w swoich kłamstwach.
CZYTASZ
𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛 • 𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟
RandomTrzynastoletni Remus Lupin od kilku miesięcy otrzymuje od nieznajomej mu dziewczyny tajemnicze miłosne listy. Zawarte są w nich między innymi wskazówki mające pomóc chłopakowi w odnalezieniu adoratorki. *** ...