Rozdział 51

524 34 1
                                    

POV. SYRIUSZ BLACK

Wróciliśmy do domu Rogacza z bardzo dobrymi humorami. Z jeszcze większą radością przywitaliśmy jego mamę, która przygotowała dla nas kolację.

- Jeszcze nigdy w życiu nie jadłam tak dobrych kanapek! - zachwycała się Emillie, zajadając już trzecią kanapkę.

- Dziękujemy, Pani Potter. - dodała Marlene z uśmiechem.

- Nie ma za co, kochani. - odparła, stawiając na środku stołu dzban, wypełniony wodą, do której wkrojone zostały plasterki cytryny. Od razu dobrał się do niego Remus, wlewając ją sobie i podając dalej.

Byłem już najedzony, więc siedziałem oparty o tył krzesła, lekko się na nim bujając i czekając, aż wszyscy skończą jedzenie. Duszkiem wypiłem pół szklanki cytrynowej wody, zerkając przez okno.

Dolina Godryka była cudownym miejscem, w którym bradzo chciałbym zamieszkać. Jeszcze lepiej wyglądała, kiedy od szyb rozciągających się wzdłuż drogi domów odbijało się ostatnie światło pomarańczowego słońca.

Miałem w planach po skończonej kolacji jeszcze raz przeprowadzić rozmowę z Lunatykiem, by przetłumaczyć mu, że wyznanie uczuć Emillie będzie idealnym zwieńczeniem tych cudownych już wakacji. Tak też zrobiłem, kiedy wszyscy podnieśli się z miejsc i skierowali w stronę pokoju Rogacza. Pociągnąłem Remusa za rękaw, zaciągając na bok. Potter rzucił nam spojrzenie przez ramię.

- Jak będziecie tam często znikać to zacznę podejrzewać, że robicie po kątach jakieś niedozwolone rzeczy. - usłyszałem, a na jego ustach pojawił się szyderczy uśmieszek.

Dziewczyny wraz z Peterem zniknęli już za drzwiami jego pokoju.

- Nie masz nic lepszego do roboty niż wtykanie nosa w nie swoje sprawy? - żachnąłem się, aczkolwiek nie zrobiłem tego jakoś bardzo złośliwie.

- A wy nie macie nic lepszego do roboty niż knowania? - zza chłopaka wychynęła Emillie, patrząca na nas niewinnymi, zielonymi oczami. Podeszła do nas powoli, zostawiając bruneta w tyle. Wiedziałem co się szykuje i miałem świadomość, że Remus w końcu pęknie. Ale czy chciałem temu zapobiec? Właściwie, to o wiele lepiej będzie, jeśli jego sekrety z niego wylecą. Tylko pytanie, czy nie lepiej będzie, jeśli zrobi to w pełni świadomy, a nie zmanipulowany własnymi uczuciami. Emillie podeszła do Lupina, chwytając go lekko za dłoń. - Remusie, proszę powiedz mi, co się dzieje między wami.

- Między "nami"? - uniosłem brwi, a z moich ust wydostało się coś pomiędzy prychnięciem a zaksztuszeniem. - Co masz na myśli?

- Ostatnio często znikacie razem. Coś ukrywacie i to Emillie ma na myśli. - odpowiedział za nią James, równając się z nią. - Też chciałbym wiedzieć, co się dzieje.

- Pomyślałam sobie, że może... - zagryzła wargę. Przypomniało mi się, jak jakiś czas temu poleciłem jej, by robiła to przy Remusie jak najczęściej. Ciekawe, czy kierowała się teraz moją podpowiedzą, czy też zrobiła to machinalnie... - Naprawdę, jeśli wstydzicie się nam o czymś powiedzieć to wyrzućcie to z siebie. My wszyscy jesteśmy tolerancyjni, a w przypadku Suzanne i Marleny to nawet oczywiste, bo przecież same są w podobnej sytuacji...

- Czekaj, czekaj. - wtrącił Lunatyk. Zauważyłem, że ich ręce nie są już złączone. Najwyraźniej wyślizgnęły się od siebie podczas rozmowy. - Co chcesz powiedzieć przez to, że jesteście tolerancyjni? I że Marlene i Suzanne są w podobnej sytuacji?

- Jesteśmy tolerancyjni, więc zaakceptujemy was. - wyjaśnił James, na co jeszcze bardziej się zdziwiłem. Do czego oni oboje zmierzali? A może właśnie w tym momencie robili mnie i Remusa w konia?

- Czyli teraz nas nie akceptujecie? Na Merlina, przecież się przyjaźnimy! - skrzywiłem się.

- Właśnie dlatego, że się przyjaźnimy, chcemy was zaakceptować! - tym razem Emillie chwyciła Lupina za rękę nieco bardziej ekspresowo. - Nie ważne, jakiej jesteście orientacji, zawsze będziecie przecież tymi samymi osobami i... - zatkało mnie, przestałem słuchać jej słów, a jedynie dusiłem w zarodku nadchodzącą falę śmiechu.

Wolna dłoń Remusa powędrowała do jego twarzy i przykryła ją całą. Pochylił nieco głowę, palcami dociskając zamknięte powieki.

- Luniek, nie martw się. My naprawdę nie mamy nic przeciwko "wam". Będziemy was wspierać. - Potter podszedł do niego, kładąc rękę na ramieniu. Sinistre spojrzała na mnie, badając wzrokiem moją twarz.

Nie mogłem się teraz roześmiać, bo miałem w planach rozegrać tę akcję tak, by była jak najzabawniej. Gdybym teraz okazał moje rozbawienie, wcale nie byłoby ciekawie.

Gdy Lunatyk odjął dłoń od twarzy w jego oczach zauważyłem lśniące łzy i ogromny uśmiech na twarzy. Ramiona trząsły mu się, a sam zaraz ryknął śmiechem. Przez to coraz trudniej było mi się powstrzymać od zrobienia tego samego.

- Nie ma żadnych "nas"! - wydusił, gdy już najintenywniejsza fala śmiechu po nim spłynęła.

- Ranią mnie twe słowa. - odezwałem się poważnym tonem. Wszystkie spojrzenia wystrzeliły wtedy na mnie. Zaciekawione Pottera, skonfundowane Remusa i zaniepokojone Emillie. Nie mogłem dusić w sobie moich emocji ani chwili dłużej, więc śmiech powoli zawładnął także i mną.

- O co tu chodzi? - brwi dziewczyny wystrzeliły w górę.

- Luniek dobrze mówi. - przyznałem mu dalej z nieodpartą chęcią ciągłego śmiania się. - Nic nas nie łączy, ja nie lecę na facetów i on też nie. Znaczy chyba.

Puściłem mu oczko, gdy Emillie spojrzała na niego mając w zamiarze zapytać, czy aby napewno nie podobają mu się chłopcy. Przez to omal znowu nie wpadłem w atak śmiechu.

- Nie. Nie podobają mi się.

- Bo aktualnie podoba mu się pewna dziewczyna... - przeciągnąłem ostatnią literę, obdarzając ich uśmiechem.

- Czyli nie ma nic między wami? W takim razie mogę już spadać. Mam nadzieję, że Peter nie zdążył zjeść wszystkich czekoladowych żab.

Rogacz zniknął za drzwiami, a ja miałem w planach zrobić to samo, posyłając Remusowi jednoznaczne spojrzenie, mówiące, że to czas na wyznania. Zmarszczył brwi, gorączkowo myśląc, a ja na odchodne szepnąłem Emillie do ucha:

- Zastanów się, co usłyszałaś podczas naszej ostatniej rozmowy.

POV. REMUS LUPIN

Pociągnąłem zielonooką bardziej w stronę schodów, w nadziei, że nikt z pokoju Rogacza nie postanowi nas podsłuchać. Zaraz jednak dotarło do mnie, że Black ze swoim gumowym uchem będzie chłonął zza ściany każde moje słowo, a potem wypominał mi, popełnione podczas nadchodzącej rozmowy, błędy.

Obok siebie dostrzegłem drzwi, więc bez zastanowienia wszedłem tam wraz z dziewczyną. Szkoda tylko, że wcześniej nie zauważyłem, iż owe drzwi są białe i prowadzą do łazienki. Mało nastrojowe miejsce na romantyczne wyznania.

A propos romantycznych wyznań... Nie miałem zielonego pojęcia jak się za to zabrać. Jeszcze przed przyjazdem do Rogacza byłem święcie przekonany i mógłbym przysiąc na Merlina, że nigdy nie dojdzie między mną a Emillie do takiej rozmowy. Dlatego też nie myślałem o tym i nie przygotowałem się do niej. Widząc jednak, jak bardzo namawia mnie do tego Syriusz, dotarło do mnie, że im dłużej będę tłamsić w sobie uczucia, tym bardziej będą mi doskwierać.

- Jest taka sprawa, że... - pomasowałem się po karku. - Właściwie to chyba już nieważne.

Moje nogi miały w planach ponieść mnie do wyjścia, lecz przeszkodziła im w tym drobna, zimna dłoń zaciśnięta na moim nadgarstku.

- Oczywiście, że ważne. Poza tym, też mam w planach ci coś powiedzieć...

- W takim razie ty pierwsza.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz