Rozdział 23

726 40 5
                                    

EMILLIE SINISTRE

Siedziałam w pociągu, wiozącym uczniów przez pola, łąki, lasy i mosty do Londynu na stację Kings Cross. W przedziale oprócz mnie byli jeszcze Rosemary, Suzanne, Remus i Syriusz. Chłopcy nie siedzieli z Jamesem i Peterem, bo tamci byli na nich obrażeni odkąd czarnowłosy wraz z Lupinem wywinęli im kawał. W zamyśle miał oberwać tylko Potter, ale przez przypadek Peter'owi też się dostało. Suzanne przestała patrzeć na mnie z nafuczoną miną, bo przyznała, że wcale nie jestem taka zła.

- Zróbmy coś. - jęknął Black prężąc się na fotelu niczym kot. - Zaraz uschnę.

- Zadbam o to, żebyś nie uschnął. - uśmiechnęłam się i, sięgając po różdżkę zauważyłam, że poruszył brwiami. - Aquamenti!

- Emillie! - krzyknął z oburzeniem podczas gdy woda skapnęła strumieniem z jego włosów. - Chyba się obrażę!

- Powinieneś być wdzięczny, dzięki niej nie uschnąłeś! - powiedziała przez śmiech Suzanne. Sama parsknęłam śmiechem, kiedy siedzący obok mnie Remus z rozbawieniem klepnął mnie w kolano.

Kiedy ogólne rozbawienie minęło, a Syriusz przestał narzekać na swoją zepsutą fryzurę (na którą poświęcił pięć minut, bo i tak już był spóźniony na miejsce zbiórki!) i przyznał, że sytuacja ta była dość zabawna, Suzanne wpadła na pomysł dosypania nam jeszcze odrobiny wrażeń i zrobienia dowcipu prefektom. Wiedziałam, że chce jedynie utrzeć nos chłopcowi, który odjął punkty naszemu domowi za jej nocną przechadzkę.

Syriusz zgodził się od razu, ale ja, nastawiona do tego sceptycznie, wybrałam siedzenie w przedziale z chęcią zdrzemnięcia się. Czas spędzony z nimi, mimo że przyjemny, był męczący.

Remus uznał, że zostanie ze mną, żebym nie była sama, a Rosemary kategorycznie odmówiła ze względu na swoje uprzedzenia co do kawałów. Oczywiście, nie przyznała się do tego na głos - wymyśliła, że ma ochotę przeczytać książkę.

Ułożyłam się wygodnie, opierając głowę o siedzenie, kiedy dwa podniecone nadchodzącym kawałem głosy zniknęły za zasuwanymi drzwiami przedziału. Zamknęłam oczy.

Sen nie przyszedł ani za dziesięć minut, ani za pół godziny, kiedy to do przedziału wróciła dwójka moich znajomych. Mimo to nie uniosłam powiek z nadzieją, że dotrze do mnie odpowiednio głębokie znużenie, które skłoniłoby mnie do snu.

- Zróbmy jej żart. - usłyszałam szept.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - mruknął Remus. Skubnął mój nadgarstek, żeby mnie obudzić.

- To strasznie słaby pomysł. - skwitowała Rosemary. Leciutko uchyliłam powieki, by zobaczyć jak kręci głową i wraca wzrokiem do książki.

- Nie jest taki zły. - odezwała się Suzanne. - Tylko co moglibyśmy zrobić? Może oblejemy ją tak, jak ona oblała Syriusza.

Udałam, że się budzę, bo nie miałam ochoty siedzieć w przemoczonych ubraniach do końca podróży. Ziewnęłam dla niepoznaki, przeciągając się.

- Hej, będziemy do siebie pisać? - wyrwało mi się z ust.

- A chciałabyś? - zapytał Remus, unosząc brwi. Przytaknęłam. - Nie wiem, czy możesz na mnie liczyć w tej kwestii, bo jestem trochę zrażony do pisania listów. - skrzywił się lekko.

Uśmiechnęłam się blado, gdy otrzymałam kilka potwierdzających głosów.

- Czemu jesteś zrażony do listów? - zaciekawił się Syriusz, kierując pytanie do Lupina. - Na Merlina, pamiętam, jak kiedyś miałeś z tego wielką radochę i robiłeś to po nocach. Nie mogłem wtedy spać, bo świeciłeś mi w oczy lumosem. A w wakacje... W wakacje wysyłał nam listy dłuższe niż wypracowania dla Galatei!

Chłopak jedynie machnął ręką, nie odpowiadając. Poklepałam go po ramieniu w pocieszającym geście, który pokierował jego oczy na mnie. Nie mogłam przetrzymać tego wzroku, więc odwróciłam głowę w stronę okna, zabierając rękę. To przez moją zazdrość o jego uwagę zraził się do pisania listów.

Oparłam podbródek na ręce wypatrując czegoś ciekawego za szybą. Jednak jedyne na czym mogłam skupić wzrok to śnieg, który, mimo że zasypał już pół kraju, wciąż gęsto padał. Wszystko na zewnątrz świeciło gładką bielą, w której zapragnęłam się wytarzać. Bitwa na śnieżki brzmiała ogromnie atrakcyjnie.

Będąc małą dziewczynką myślałam, że śnieg to kawałki chmur, które spadają na ziemię, bo na górze jest im za zimno. Westchnęłam cicho. To było takie niewinne.

Drzwi przedziału rozsunęły się, a Marlene, rozglądając się, weszła do środka. Miałam zamiar zapytać ją, czy nie zgubiła się, ale wtedy dziewczyna spojrzała na Suzanne.

- Och, tu jesteś! Szukałam cię. - złapała oddech zupełnie jakby przed sekundą przebiegła maraton.

Zasiadła obok Collins bez pytania, czy może się do nas dosiąść. Ściągnęłam brwi, gdy posłała Remusowi słodkie spojrzenie.

McKinnon została z nami już do końca, na wskutek czego razem opuściliśmy pociąg. Zaczęłam mieć dosyć jej towarzystwa, ale moja mina złagodniała nieco, gdy widziałam, jak serdecznie żegna się z moimi znajomymi. Być może potrzebowałam odrobinę czasu, by się do niej przekonać.

Po ponownym przypomnieniu o wymienianiu się listami i machnięciu ręką na pożegnanie, rozejrzałam się za rodzicami, którzy nie dostrzegli mnie w tłumie, przez co musiałam sama poradzić sobie z ciężkim bagażem. Chwilę później poczułam czyjeś palce na moich, a zaraz potem kufer wylądował w rękach Jamesa Potter'a, który z uśmiechem zdmuchnął rozwiane włosy z oczu.

Podziękowałam krótko, gdy odstawił go na ziemię tuż przy moich rodzicach.

- Nie ma za co. Wesołych świąt, Emillie. - pomachał mi na pożegnanie.

- Co to za przystojny chłopiec? - zapytała moja mama.

Zdjęłam wzrok z oddalającego się Potter'a, który wskoczył w ramiona swojej mamy chwilę później. Spojrzałam na kobietę.

Jej policzki były pulchniejsze, sukienka nieco bardziej opięta w biodrach niż wcześniej a koło uśmiechu wyskoczyły drobne zmarszczki.

- Och, chyba będę musiał zbudować solidniejszy płot wokół domu. - zażartował tata, przytulając mnie.

* * *

Wszyscy wywiązali się z obietnicy, jaką mi złożyli. Do końca ferii zostały dwa tygodnie, a ja dostałam w tym krótkim czasie ponad trzy listy od Suzanne, cztery od Rosemary i dwa od Syriusza. Wielkim zdziwieniem było, kiedy odebrałam od sowy dwa kawałki pergaminu - jeden od Remusa, a drugi od James'a.

Czekałam do wieczora, nie mogąc się przemóc, by otworzyć któryś z nich. Jednak w końcu nadszedł ten moment, kiedy musiałam zderzyć się z tą sytuacją: dostałam list od chłopaka, który mnie skrzywdził, a drugi od chłopaka, którego ja skrzywdziłam. Całe szczęście, że o tym nie wie!

Urządziłam losowanie. Zamknęłam oczy i poprzekładałam kilka razy oba listy. Wyciągnęłam jeden rozchylając powieki.

Droga Emillie!

Chciałem bardzo, bardzo, bardzo, bardzo Cię przeprosić. Nie wiem, co sobie myślałem zgadzając się na ten głupi zakład. To było okropne z mojej strony. Zachowałem się idiotycznie.

Wiem, że żadne moje słowa nie wynagrodzą Ci tego, czego doświadczyłaś przeze mnie. Nie umiem też ubrać w słowa tego, jak bardzo żałuję. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, choć mam też świadomość, że na to nie zasługuję.

Jak się czujesz? Jak minęły ci ferie?

Nie musisz odpisywać. Możesz odpowiedzieć mi w szkole.

                                                         James

Jego j miało ładny, przyciągający oko zawijas, którego nie szczędził sobie również i w tym liście. Schowałam papier do szuflady biurka i spojrzałam na list od Remusa. Leżał na parapecie odkąd odwiązałam go od sowiej nóżki, wręcz krzycząc do mnie "nie otwieraj mnie!".

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz