Rozdział 56

546 36 5
                                    

POV. REMUS LUPIN

Odetchnąłem głośno, widząc Emillie wchodzącą do salonu. Wcisnąłem list za szatę, przyjmując na usta niewinny uśmiech i wyciągnąłem rękę w kierunku dziewczyny, która zaraz delikatnie chwyciła moją dłoń. Pociągnąłem ją lekko do siebie, by usiadła obok mnie.

- Co tam chowasz? - wskazała brodą na moją pierś, gdzie ukryłem list. Uciekłem wzrokiem.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Remus'ie, widziałam, że upychasz coś pod szatą. - uniosła brew.

- Właściwie to nic ważnego. - wzruszyłem ramionami dla niepoznaki.

- Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, jednak nie mów, że "to nic ważnego", bo zawsze i wszystko jest ważne.

Upewniając się, że brunetka śledzi wzrokiem moje działania, wysunąłem zza materiału szaty list, wstając i podchodząc do kominka. Kiedy pergamin zajął się ogniem, patrzyłem w oczy Emillie, która zacisnęła usta w wąską kreskę.

- W takim razie chyba to rzeczywiście "nie było ważne". - oparła się o bordowe poduszki.

Tym razem to ona chwyciła mnie za dłoń, pociągając w dół i dając mi krótkiego buziaka w policzek.

- Pójdziemy na błonia? - zapytałem. - Muszę się przewietrzyć.

Przytaknęła, pędząc do dormitorium po bluzę, w której opatulona wróciła do salonu i razem wyszliśmy na szkolny korytarz. Pochodnie płonęły żywym ogniem, bo słońce na zewnątrz chyliło się ku zachodowi.

- Zdążymy na zachód słońca. - uśmiechnęła się, popychając drzwi wyjściowe.

Pomarańczowe światło słońca odbiło się w oczach dziewczyny, gdy złapała mnie za rękę i odwróciła w moim kierunku.

- Zatańczmy. - rzuciła.

- Czy to nie ja powinienem to zaproponować? - uniosła brew, przekrzywiając lekko głowę na moje słowa.

- W takim razie, słucham.

- Zatańczmy. - powtórzyłem jej słowa, obdarowując ciepłym wyrazem twarzy.

Chwilę po spokojnym ruchu, wtuleniu w moje ramię i płynnym kołysaniu się, Emillie oderwała policzek od mojej koszulki, marszcząc czoło, zupełnie jakby coś jej nie pasowało. Zaraz jednak rozpogodziła się, porywając mnie do energicznego i skocznego tańca.

Wracaliśmy do zamku po zmroku, wcześniej zdążyliśmy jeszcze wstąpić do Hagrida na herbatkę. Gwiazdy wraz z księżycem bysnęły nam nad glowami i przypomniały, że pora się zbierać.

Przez całą drogę biegliśmy. Zatrzymaliśmy się dopiero przy wejściu, cicho wkradając się do środka.

Wychynąłem zza rogu, rozglądając się czy po korytarzu nie błąkają się filch, jego kotka albo prefekci. Wtem przypomniałem sobie, że jestem przecież jednym z nich. Pociagnąłem dziewczynę za rękaw, zadzierając brodę w górę i idąc środkiem holu, bez żadnego czajenia się.

- Lunatyku, co ty wyrabiasz? - syknęła Emillie, uderzając mnie lekko w ramię.

Nie pierwszy raz nazwała mnie moim pseudonimem i zapewne nie ostatni, bo niedawno wyznała mi, że bardzo lubi się tak do mnie zwracać. Uśmiechnąłem się półgębkiem.

- Nie ma się czego obawiać. - zapewniłem. - Jestem prefektem, pamiętasz?

- A no, pamiętam. - kiwnęła głową. - Jesteś wzorem do naśladowania dla innych prefektów. Wymykanie się z zamku i wracanie po zmroku... - mruknęła sarkastycznie.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz