Rozdział 54

534 35 37
                                    

POV. EMILLIE SINISTRE

Postanowiłam opuścić ramiona Syriusza, gdy pierwszy komar ugryzł mnie w szyję. Weszłam do domu, wcześniej zauważając, że Remus również opuścił swoją imprezę.

Pokierowałam się do jego pokoju, gdzie popołudniu zostawiłam mój plecak z potrzebnymi mi rzeczami. W końcu większość z nas, w tym ja, miała zostać u Lupin'a na noc.

Zastałam tam Remus'a, który siedział na parapecie jakby czekając, aż ktoś do niego przyjdzie. Spotykając jego wzrok, zamknęłam za sobą drzwi i sięgając powoli do plecaka, skąd wyjęłam czarną bluzę na zamek, narzuciłam ją na siebie.

- Co tu robisz? - podeszłam do niego, wsuwając się na parapet blisko chłopaka. - Czy gospodarz imprezy nie powinien dbać o to, by goście się dobrze bawili?

- A nie bawicie się dobrze? - uniósł brew, patrząc na mnie kątem oka. - Widziałem, że ty i Łapa całkiem nieźle sobie radzicie bez "gospodarza imprezy".

Odchrząknęłam, zaciskając palce na krawędzi parapetu.

- A propos "łapy, luniaczka i renifera"... Chciałabym dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

Zauważyłam, jak dziurki w nosie chłopaka rozszerzyły się, zbierając do siebie powietrze. Na jego policzku dostrzegłam również małe kostki, bo zacisnął szczękę, lecz gdy położyłam rękę na jego dłoni i ścisnęłam lekko, odrobinę się rozluźnił. Co jednak nie oznaczało, że niepokój zniknął z jego głosu.

- Co dokładnie chciałabyś wiedzieć?

Zająknął się tak, że już miałam ochotę odpuścić mu te wszystkie pytania.

- Jeśli nie jesteś gotowy to...

- Byłem świadomy, że te pytania kiedyś padną. - przerwał mi. - I chyba najwyższa pora, żebym ci na nie odpowiedział. Ale musisz mi tylko coś obiecać.

- Co takiego? - moja ręka drgnęła i zsunęła się z dłoni blondyna.

- Niezależnie od tego, co usłyszysz, będziesz żyła tak jak wcześniej i nie myślała o tym za często, dobrze?

- To brzmi niepokojąco. - podrapałam się w miejscu ugryzienia komara, wyczuwając pod palcami kształtującą się, małą górkę. - Mam tylko nadzieję, że nikogo nie zabiliście.

- Było blisko, kiedy James z Syriuszem powiedzieli mi o swoim pomyśle i zaczęli go realizować bez mojej zgody. - zaśmiał się gorzko. - Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Ufam ci, ale jednak muszę spytać, czy obiecujesz nikomu nie wyjawić naszej tajemnicy? Jeśli nie dla mnie, to zrób to przynajmniej dla chłopaków... Źle może z nimi być, gdyby ktoś się dowiedział.

- Zrobię to dla was wszystkich. Nikomu nie powiem. - przygryzłam wnętrze policzka.

Byłam zaniepokojona, bo mimo, że w życiu strzegłam już wielu sekretów, ten wydawał się bardzo ciężki i trudny do utrzymania. Nie wiedziałam, czy dam radę go udźwignąć.

- Cała nasza czwórka to Lunatyk, Glizdogon, Rogacz i Łapa. - westchnął. - Ja jestem Lunatykiem, Peter Glizdogonem...

- Łapa to Syriusz, a Rogacz to James. - dokończyłam za niego, tym samym mu przerywając. - Tyle zdążyłam sama się domyślić, bo ciągle tak na siebie mówicie. Chciałabym wiedzieć, skąd się wzięły te nazwy.

- To animadzy.

Odwróciłam wzrok, by Remus nie mógł dostrzec moich oczu, które powiększyły się w tempie nadmuchiwanego balona. Wzięłam gwałtowny wdech, przez zachłysnęłam się własną śliną, a chłopiec siedzący obok mnie popukał mnie delikatnie w plecy, kiedy kasłałam.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz