POV. REMUS LUPIN
Tego dnia nie oczekiwałem wielkich niespodzianek, które okazały się przechodzić do mnie już w międzylekcyjnej przerwy obiadowej. Po napełnieniu brzucha w Wielkiej Sali, w której nie zastałem Rogacza i Łapy, wstąpiłem do naszego dormitorium, by tam ich poszukać.
Z góry założyłem, że wylegiwali się w łóżkach, bo nie uraczyli nauczycieli swoją obecnością na zajęciach. Okazało się, że stwierdzenie to było mylne. Wcale nie spali, a wręcz przeciwnie — byli pobudzeni jak jeszcze nigdy.
Co mnie o tym przekonało? Z pewnością widok Syriusz'a, spadającego z komody na dźwięk otwieranych drzwi oraz James'a, który przekoziołkował przez pół pokoju, by stanąć naprzeciw mnie. Gwałtownie pociągnął mnie w stronę biurka.
- Myślę, że nie ma teraz czasu na głupoty, lepiej, żebyście poszli na obiad i za... - przerwałem, gdy Potter wcisnął mi pod nos zapisany pergamin, pełen szkiców. - Co to jest?
- Szczegółowy opis naszego następnego kawału. - uniósł dumnie głowę brązowowłosy.
- W którym ty nam pomożesz. - dodał Black, wskakując na swoje łóżko i skacząc po nim.
- Nie, nie, nie. - pokręciłem głową, opuszczając w dół rękę Potter'a, w której trzymał plan. - W tym miesiącu już wam pomagałem przy kawale.
- Luniaczku, to jest kolejny dobry kawał! - Syriusz opadł na swoje łóżko, siadając na krawędzi.
- Czy nie możecie sobie w końcu odpuścić wygłupów chociaż na moment?
- Cóż, skoro nie chcesz nam pomóc to poprosimy o to Emillie... - rzucił Potter, stawiając pierwszy krok w stronę drzwi.
- O nie, nie. - chwyciłem go za nadgarstek, patrząc błagalnie. - Dajcie jej spokój. Musi przygotowywać się do SUM-ów, a wy zabraliście jej już wystarczająco dużo czasu na poprzednim kawale.
- James, myślę, że poradzimy sobie sami. - zagadnął Syriusz, klepiąc go w przedramię i uśmiechając się półgębkiem. - Chodźmy znaleźć Petera.
- Weź mapę. - przypomniał mu Potter, gdy wychodzili.
- Gdzie będziecie? - dopytałem.
- W Pokoju Życzeń! - odkrzyknął czarnowłosy, będący już w połowie schodów na dół.
Drzwi pstryknęły przy zamknięciu.
Odetchnąłem głęboko, zgarniając książkę ze stolika nocnego i opierając się wygodnie o zagłówek łóżka. Sam szelest kartek jednak okazał się drażniący, a treść książki odbijała się od niewidzialnej tarczy, która uniemożliwiała jej dotarcie do mojej głowy.
Zjechałem w dół, wtulając twarz w ciepłą, pachnącą moim szamponem do włosów, poduszkę. Przez zbliżającą się pełnię czułem, jak czas przepływa mi przez palce, a chwile zdawają się być wyjęte z życia i wyrzucone do kosza jak opakowania po cukierkach.
Czekolada, którą chowałem w szufladzie okazała się odrobinę osłodzić moje myśli, ale jednak nie zdołała odepchnąć ode mnie chęci, by położyć się spać i nigdy nie obudzić. Jęknąłem po zerknięciu na zegarek. Zbliżała się godzina, w której miałem spotkać się z Emillie, by pomóc jej w nauce. Oczywiście, był to nasz stały pretekst, aby tylko spędzić ze sobą czas w odosobnieniu.
Wepchnąłem kolejną kostkę do ust, zbierając się do wyjścia. Bez zastanowienia wpakowałem również resztę tabliczki do kieszeni bluzy, żeby móc nią poczęstować Sinistre.
Chwytając za klamkę dostrzegłem pergamin tuż przy drzwiach. Schyliłem się po niego, chwytając w palce i lekko odwijając. Być może wcale nie był zaadresowany do mnie.
Nadzieja podobno jest matką głupich.
Obawiałem się, że te listy się nie skończą. Rozpoznałem pismo już po samym "Drogi Remusie!", więc zgniotłem pergamin w kulkę, wychodząc z dormitorium.
Odzwyczaiłem się od tych listów i ogromnym zdziwieniem napawała mnie myśl, że dalej pozostaję w myślach ich autorki. W salonie gryfonów wrzuciłem go do kominka, przez moment patrząc, jak trawią go płomienie, a następnie kierując się do biblioteki.
- Co ty taki czerwony? - zapytała Emillie, gdy usiadłem naprzeciw niej przy stole, którego każdy fragment zajmowały pootwierane książki i pergamin, na którym pisała. - Biegłeś tu?
- Skądże. - przebiegłem palcami po włosach. - Ja po prostu...
Odebrało mi mowę, gdy spojrzałem w jej oczy. Nie sądzę, by spodobała jej się historia o tajemniczych listach od jeszcze bardziej tajemniczej dziewczyny.
- Ty po prostu co? - zmarszczyła brwi.
- Powiedz mi o co chodzi.- Obiecujesz, że się nie zdenerwujesz? Ani nie zmartwisz? Ani nie uciekniesz na drugi koniec kraju, zmieniając nazwisko, żebym nigdy nie mógł cię znaleźć?
- Oh, Luniaczku, po prostu powiedz mi, co zrobiłeś. - westchnęła, zapisując coś na pergaminie i stawiając kropkę na końcu. - Słucham.
Opowiadając jej wszystko, odrobinę rozpraszało mnie jej podejście do sprawy, bo patrzyła na mnie wyjątkowo nie zaskoczonym wzrokiem. Zupełnie jakbym mówił jej historię, którą słyszała już wiele razy.
- Oh, a więc tylko o to ci chodziło?
- machnęła ręką. - Nie przejmuj się nią. Gwarantuję, że to nie jest dziewczyna warta uwagi.- Czekaj. Wcale nie zaskoczyło cię to co powiedziałem? Czemu mówisz, jakbyś znała tę dziewczynę?
- Wiem o tym wszystkim. - wzruszyła ramionami, wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie. - A tą dziewczyną jest Mary McDonald.
- S-skąd... Skąd to wiesz?
* * *
Ciepła dłoń na mojej i dwa przyciszone, rozmawiające ze sobą głosy zachęciły mnie do tego, bym otworzył oczy, które zaraz wylądowały na siedzącej obok Emillie, odwróconej do pielęgniarki, lecz dalej trzymającej mnie za rękę.
Pierwsza dostrzegła mnie pani Pomfrey, informując, że zaraz przyniesie mi leki do wypicia.
Sinistre spojrzała na mnie, obdarzając mnie szerokim uśmiechem, jak to miała w zwyczaju za każdym razem, gdy budziłem się po pełni. Ścisnąłem lekko jej dłoń.
- Gdzie są chłopaki? - zaniepokoiłem się.
- Uh, nawet się ze mną nie przywitałeś. - poskarżyła się, patrząc na mnie znudzonym wzrokiem.
- Wszytsko z nimi okej. Z twoimi manierami nie bardzo.- Oh, przecież wiesz, że po prostu się martwię. Za każdym razem po pełni...
-... boję się, że im coś zrobiłem. - dokończyła za mnie, naśladując mój głos. - Jeszcze nigdy nikogo nie skrzywdziłeś, więc jest większa szansa, że jako wilkołak kogoś przytuliłeś niż że go zraniłeś.
- Raczej przytulam ludzi w ludzkiej formie. - rozkładając ramiona dałem jej znak, by zbliżyła się, żebym mógł ją objąć. Wymamrotała coś w moją szyję. - Co mówisz?
- Mówię... - odsunęła się. - Mówię, że ty dalej się ze mną nie przywitałeś.
- Hej, kochanie. - uniosłem brwi z uśmiechem.
- Hej, kochanie. - powtórzyła, całując mnie delikatnie.
CZYTASZ
𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛 • 𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟
RandomTrzynastoletni Remus Lupin od kilku miesięcy otrzymuje od nieznajomej mu dziewczyny tajemnicze miłosne listy. Zawarte są w nich między innymi wskazówki mające pomóc chłopakowi w odnalezieniu adoratorki. *** ...