Rozdział 4

1.5K 92 65
                                    

SYRIUSZ BLACK

 Piątek mógłby plasować się na trzecim miejscu w rankingu najlepszych dni w całym tygodniu, tuż pod sobotą i niedzielą. Zaczynał się weekend i chociaż w sobotę popołudniu wraz z Jamesem poprawiam szlaban, nie można się nie cieszyć z wolnego.

Poprzedniego dnia wieczorem postanowiliśmy z Jamesem, że wstaniemy wcześniej niż zwykle, bo skoro będziemy przez następne dwa dni budzić się o jedenastej, to teraz przynajmniej zrobimy coś dobrego dla naszych żołądków i zjemy śniadanie powoli, bez pośpiechu. Przez ostatni miesiąc jedliśmy na szybko, a czasami rano nawet nie uraczyliśmy naszych brzuchów żadnym posiłkiem. I odbijało się to na nas, kiedy na lekcji, pośród ciszy zapełnionej jedynie szuraniem piór o pergaminy, nasze żołądki dawały o sobie znać burcząc głośno i wykonując dzikie przewroty. 

Zaraz po przebudzeniu poderwałem się do siadu, słysząc szelest przewracanej kartki. Remus siedział na swoin łóżku i czytał. Nie zajęło mu długo popatrzenie na mnie, podniesienie brwi do góry i powrócenie do książki bez słowa.

- Dzień dobry. - powitałem go i przez chwilę kszątałem się po pokoju, przez cały czas oczekując odzewu. - Nie odpowiesz? 

- Nie. - po raz kolejny przewrócił stronę. - Nie mam takiego obowiązku. 

- Ha! Właśnie to zrobiłeś! Odpowiedziałeś! - klasnąłem w dłonie. - Ale wciąż się nie przywitałeś. Czyń swą powinność.

- Dzień dobry, sir, Syriuszu. - skinął głową.

- Tak, tak, dzień dobry. - przytaknąłem, uśmiechnąłem się delikatnie i zabrałem swoje ubrania ze sobą do łazienki. 

Wychodząc wpadłem na Jamesa, stojącego przy drzwiach z ubraniami w ręku. Uśmiechnąłem się do niego tuż przed tym, jak wszedł do łazienki.

- Dłużej się nie dało, Narcyzie?
- usłyszałem wraz z zatrzaśnięciem drzwi.

- Niestety nie. - jęknąłem. Puściłem oczko Peterowi, siedzącemu na łóżku z nietęgą miną, lecz kiedy tylko to zrobiłem, on spuścił wzrok na swoje ręce.

- Która godzina, Lupin?

-  Kwadrans po siódmej. - jego książka trzasnęła lekko, kiedy zamknął ją, odkładając na stolik nocny. - Idę na śniadanie. 

- Poczekaj na nas. - mruknął Peter także wstając ze swojego łóżka. 

- Coś ty, Remusie, zostawiłbyś nas?

- Najlepiej na Saharze.- mruknął pod nosem.

Wychodziliśmy z dormitorium już w towarzystwie Potter'a, który, ironicznie, pindrzył się w łazience przez pół godziny, dłużej niż ja. Nerwowe rozglądanie się Lupin'a zauważyłem dopiero, gdy weszliśmy do pokoju wspólnego, w którym, na kanapie naprzeciw kominka, siedziały  Lily i Mary.


- Hej, Evans! - odpalił się James.

- Cześć, Potter. - mruknęła i szturchnęła łokciem Mary, która odwróciła się do nas.

- Oh, cześć, Remus. - powiedziała rozpromieniona, a chłopak przywitał się z nią.- Idziecie na  śniadanie?


𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz