Rozdział 38

572 30 10
                                    

POV. EMILLIE SINISTR

Zabronienie mi pójścia do Hogwartu w przyszłym roku szkolnym było zbyt mocną karą. Przecież tu chodzi o moją edukację! Nie powinni posuwać się do aż tak drastycznych rozwiązań. I jeszcze argument, że robią to dla mojego dobra, bo to od znajomych ze szkoły wzięłam takie dziwne pomysły, kompletnie zwalił mnie z nóg. Przecież oni w ogóle nie znają moich znajomych!

Swoją frustrację starałam się wyżyć uderzając parę razy w poduszkę w moim pokoju i płacząc, ale gdy to się nie powiodło, wybiegłam na podwórko, chwyciłam piłkę do tenisa i zaczęłam odbijać nią z całej siły w mur  "graciarni". Tak nazwaliśmy coś na podobę chatki stojącej w ogródku,  do której wrzucaliśmy niepotrzebne na chwilę obecną przedmioty, ale które mogłyby się przydać w przyszłości.

Poprawiłam swojego niskiego kucyka. Odbijanie piłki powoli mi się nudziło. Rozejrzałam się powoli, czy moich rodziców nie ma nigdzie w pobliżu i wybiegłam z terenu posesji, kierując się do domu Jamesa Potter'a. Znałam jego adres tylko i wyłącznie dlatego, że pisaliśmy do siebie listy. Jeszcze nigdy i niego nie byłam i nie zamierzałam go odwiedzać, ale przy zaistniałej sytuacji musiałam to zrobić. Inaczej nie wytrzymałabym psychicznie bez wsparcia kogokolwiek. Nie wzywałabym Remusa, bo zapewne ma mnie już dość po tych kilku dniach spędzonych razem.

Nim zapukałam zastanowiłam się pięć razy i przeanalizowałam, co mam powiedzieć osobie, która otworzy mi drzwi.

- Dzień dobry! Jest może James? - przywitałam się z niską, tęgą kobietą, która uśmiechnęła się promiennie w moim kierunku i zaprosiła do środka.

- Dzień dobry, kochana! James'a niestety jeszcze nie ma, pojechał do swojej dziewczyny. Niedługo powinien wrócić, więc w tym czasie może napijesz się czegoś?

- Jeśli to nie problem to poproszę o herbatę. - odpowiedziałam.

Mama James'a zaprowadziła mnie do salonu i po paru minutach wróciła z dwoma kubkami parującej herbaty.

- Może skusisz się na ciastko? Albo szarlotkę! Wczoraj wieczorem upiekłam. - wróciła do kuchni, po czym postawiła na stole przede mną tacę z ciastem oraz dwa talerzyki.

- Z wielką chęcią. - uśmiechnęłam się ciepło do kobiety i nałożyłam sobie kawałek wypieku na biały talerzyk z namalowaną na nim czerwoną różą. Gdzieś już kiedyś widziałam identyczną porcelanę z takim samym motywem, lecz długo nie zastanawiałam się nad tą sprawą. Moją uwagę zajęła szarlotka, która błyskawicznie zniknęła z talerzyka. - To najlepsza szarlotka jaką kiedykolwiek jadłam!

- Cieszę się, że ci smakuje. - odparła, pociągając solidnego łyka ze swojego kubka. - Jesteś koleżanką James'a ze szkoły?

- Tak, tam się poznaliśmy. - odpowiedziałam z mniejszym zapałem niż wcześniej. Kobieta przypomniała mi, że nie wrócę już go Hogwartu i mój humor pogorszył się. - Jestem Emillie. Możliwe, że słyszała pani o mnie. Przez jakiś czas byłam dziewczyną James'a.

Zaraz zasłoniłam sobie usta dłonią. Jak mogłam być taka głupia! Natychmiast przypomniało mi się, że James tak naprawdę jedynie mnie wykorzystał i na pewno nie mówił o mnie swoim rodzicom, bo po prostu nie byłam jego prawdziwą dziewczyną. Nie byłam dla niego aż tak ważna, by mówić o mnie komukolwiek.

- Niestety, nie słyszałam o tobie. Naprawdę byliście kiedyś parą? Kiedy?

Potter mnie za to zabije!

- Przepraszam, ale chyba już pójdę. - podniosłam się. - Nie będę sprawiać kłopotów.

- Chwileczkę, nie wypiłaś herbaty! - zawołała za mną, kiedy ja byłam już w przedpokoju zakładając swoje buty.

- Naprawdę dziękuję za pyszną szarlotkę i herbatę. Miło było panią poznać, miłego dnia. Do widzenia!

Chwytając za klamkę poczułam, że siła zadziałała w przeciwną stronę. Wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich James. Widząc mnie zmarszczył brwi, ale zaraz potem uśmiechnął się.

- Emillie! Co tu robisz? - przekroczył próg, na co musiałam cofnąć się w tył. Zamknął drzwi i już wiedziałam, że tak szybko nie wyjdę z tego domu.

- Właściwie to miałam już wychodzić. - zmieszałam się.

- No co ty, dopiero przyszedłem! Cieszę się, że się odnalazłaś, martwiłem się. - przyciągnął mnie do siebie, ściskając mnie mocno. - Chodźmy do mnie.

- W takim razie zostawiam was samych. - pani Potter odwróciła się i powędrowała do kuchni, skąd krzyknęła do mnie. - Emillie, nie zapomnij o swojej herbacie!

- Będę pamiętać, proszę pani!

- Chodź ze mną. - James pociągnął mnie za rękę i wbiegł po schodach, a ja tuż za nim.

Będąc już na piętrze wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.

- O co chodzi? - wpuścił mnie pierwsza do swojego pokoju, wskazał mi, bym usiadła na jego łóżku i zamknął drzwi.

- Masz dziewczynę, nie powinieneś robić takich rzeczy. - powiedziałam, krzyżując ręce na piersiach.

- A co, zazdrosna? - uniósł kącik ust i brew.

Z prędkością światła znalazł się na łóżku, położył dłonie po moich obydwu stronach koło bioder i przybliżył swoją twarz do mojej. By nie być tak blisko chłopaka odchyliłam się do tyłu, opierając tyłem głowy o ścianę.

- Cz-czemu się tak zachowujesz? - zająknęłam się. Mój stres sięgnął zenitu podobnie jak bicie mojego serca. James był tak blisko i dodatkowo patrzył to na moje oczy, to na usta. Doprowadzał mnie tym do szału. Co się dziwić, był w końcu bardzo przystojny. - Pomyśl o Lily. Nie byłaby zadowolona gdyby wiedziała, że robisz takie rzeczy w stosunku do innych dziewczyn.

- Lily tutaj nie ma. - przybliżył się.

- Racja...

A z resztą, co mi szkodzi? Remus i tak chce tylko przyjaźni, więc nic nie tracę. A Lily? Nie lubię jej, bo to ona dała pomysł Jamesowi, by mnie wykorzystał. Ale właściwie wcale nie musiał jej słuchać i dać mi spokój.

Już prawie doszło do pocałunku, którego żałowałabym przez bardzo długi czas, ale w ostatniej chwili otrząsnęłam się i odepchnęłam chłopaka. Nawet jeśli nie cierpię Lily to nie byłoby w porządku i miałabym wyrzuty sumienia.

- Przyszłam tu, bo miałam problem, ale jak widzę, ty myślisz tylko o jednym. - wyrzuciłam. - Zawiodłam się. Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, żeby zrobić coś takiego Lily?

- Nie wiem! Myślałem, że to twoje "Racja..." oznacza, że się na to zgadzasz i tego chcesz!

- Wychodzę. Cieszę się, że już nigdy cię nie zobaczę. - opuściłam pomieszczenie trzaskając drzwiami.

- Emillie! - usłyszałam zza drewnianej powłoki, lecz nie zatrzymałam się i już zbiegałam po schodach. James otworzył drzwi i podążył za mną, wypytując: - Jak to już nigdy mnie nie zobaczysz? Widzimy się w Hogwarcie, nie pamiętasz ? Emillie, co się dzieje?

- Nie będę już chodziła do Hogwartu. - przyznałam przez łzy, które momentalnie pojawiły się w moich oczach. Już nigdy nie zobaczę moich przyjaciół... Muszę się z nimi odpowiednio pożegnać. - A teraz cześć. Nie wiem, jak mogłam być taka głupia i prawie tobie ulec.

Wciągnęłam buty na stopy i opuściłam posesję Potter'ów.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz