Rozdział 17

836 50 10
                                    

POV. EMILLIE SINISTRE

Nie miałam najmniejszej ochoty  opuszczać Aurelie, cioci, wujka i ich cudownego, małego pieska. Zdążyłam się do niego przyzwyczaić, a co więcej - polubiłam go.

W końcu przyszedł jednak moment pożegnań. Nie szczędziłam sobie łez, mimo, że nikt oprócz mnie nie płakał. Teleportowałam się z wujkiem, który postanowił "odstawić mnie bezpiecznie do domu". Prawda była taka, że chciał pogadać z moim tatą, co uczynił zaraz po tym, jak przywitałam się z ojcem.

- Witaj, córeczko! - powiedziała mama, gdy weszłam do kuchni i wstała z krzesła, na którym do tej pory siedziała. - Jak tam? Podobał się wyjazd?

- Tak, bardzo. - przytuliłam się do niej. Westchnęła, a mi przypomniało się, jak mówiła cioci, że nie może jeść ciasta. Nie zapadłoby mi to tak w pamięci, gdyby jej siostra nie zareagowała zmartwieniem. Jednak kiedy tylko poruszyłam ten temat mama zasugerowała mi, żebym poszła do siebie się rozpakować.

Nie dawało mi to spokoju do końca wakacji, ale mimo moich ciągłych pytań i podchodów, by usłyszeć cokolwiek podstępem, nie dowiedziałam się niczego więcej. Mama strzegła tej tajemnicy jak skarbu.

Nim się obejrzałam powróciłam do szkoły i wpadłam w wir prac domowych oraz nauki. Z tego amoku otrząsnęłam się dopiero w listopadzie, kiedy to nadszedł czas na celebrowanie moich trzynastych urodzin. W ten dzień nawet Mary, Marlene i Dorcas zdobyły się na ciche, wypowiedziane bez kontaktu wzrokowego "wszystkiego dobrego".

Spędziłam ten czas miło, z moim znajomymi i kolegami. Dostałam górę słodyczy, a od James'a i Syriusza jakieś dziwne substancje, które obiecałam, że wypróbuję, ale jak na razie boję się na nie nawet patrzeć, bo mam wrażenie, że oślepnę. Kto wie, tam może być wszystko.

Tydzień później Potter upomniał się o spotkanie, na którym mielibyśmy przetestować ich prezent.

- Będzie niezła zabawa! - powiedział podekscytowany. - Remus, Peter, idziecie z nami?

Dwójka chłopaków zaprzeczyła, więc razem z Black'iem i James'em udałam się na obrzeża Zakazanego Lasu. Gdyby nie to, że obiecali mnie obronić przed złem, które w najgorszym przypadku może nam zagrozić, nie poszłabym tam, bałabym się za bardzo.

Dzierżyłam w dłoni trzy woreczki - czerwony, szmaragdowy, szary - i fiolkę wypełnioną błękitnym płynem. Rozłożyłam wszystko na trawie, na sam początek wybierając do sprawdzenia szare opakowanie.

- Tu są ciasteczka. Dowiedziałem się, jakie są twoje ulubione, więc kupiłem.  - poinformował mnie James, a zaglądając do wnętrza miałam ochotę go wyściskać. Rzeczywiście były tam moje ukochane wypieki. Poczęstowałam ich kilkoma sztukami i odłożyłam woreczek, chwytając za ten czerwony. - Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Wypróbuj.

Tak zrobiłam. Miałam niezły ubaw, kiedy przesunęłam się trochę na bok i obserwowałam, jak w stronę miejsca, na których przed sekundą stałam, a gdzie teraz nikogo nie było, zadaje pytanie Syriusz:

- I jak? Czujesz idę jakoś inaczej? Masz mdłości, bóle głowy, cokolwiek? Zemdlałaś?

Nie odzywałam się przez dłuższy czas i starałam się powstrzymywać od śmiechu widząc narastające przerażenie na twarzach chłopców.

- Na Merlina, Emillie, nie strasz nas! - powiedział błagalnie James, po czym odczekał moment w milczeniu, by usłyszeć moją odpowiedź. Jednak ja jej nie udzieliłam. - Emillie! Syriusz, jej chyba serio się coś stało!

- Co robimy? - zapytał spanikowany Black. - Uciekamy?

- Chyba żeś na głowę upadł! Nie zostawiłbym jej tu samej w takiej sytuacji! Czy po drodze do tego miejsca zagubił ci się gdzieś mózg? - zamilkł na chwilę, dodając później:
- Oh, no tak, nie można zgubić czegoś, czego nigdy się nie miało.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz